[ Pobierz całość w formacie PDF ]
osobliwy Pal ul doński gatunek antylopy. Odciął dla siebie udo i schował je na pobliskim
drzewie, resztę zaś łupu zarzucił na plecy i poszedł tam, gdzie pozostawił gryfa. Wielkie
zwierzę właśnie gramoliło się z wody, gdy Tarzan na jego widok wydał dziwaczny okrzyk
Tor o dona. Potwór spojrzał w kierunku, skąd dzwięk wychodził, odpowiadając na głos pana
niskim huczeniem. Dwa razy musiał Tazań powtórzyć wezwanie, nim zwierzy z wolna ku
niemu ruszyło. Gdy się zbliżyło na odległość kilku kroków, cisnął mu antylopę, na którą gryf
rzucił się łapczywie.
Jeden mam tylko sposób, by mieć go na zawołanie, myślał Tarzan, wdrapując się na
drzewo, na którym ukrył udo antylopy, to wpojenie mu pewności, że będę go żywił. Po
ukończeniu uczty i wygodnym ułożeniu się na nocny spoczynek ufał w to, że następnego dnia
wjedzie do A luru na swym przedhistorycznym wierzchowcu.
Obudziwszy się nazajutrz wczesnym rankiem, zeskoczył na ziemię i pobiegł do rzeki. Po
odświeżeniu się kąpielą spożył na śniadanie resztę wczorajszej zdobyczy i garść czereśni i
jagód, obficie w pobliżu rosnących, po czym wezwał Tor o dońskim okrzykiem gryfa. Mimo
wielokrotnie powtarzanych wezwań, gryf się nie zjawił, doszedł więc Tarzan do przekonania,
że go już nigdy nic zobaczy. Ruszył tedy ku A lurowi, całą otuchę czerpiąc ze swej
znajomości języka Ho donów, ze swej wielkiej siły i wrodzonego sprytu.
Gdy wkroczył do ho dońskiego grodu, A luru, małe dziecię, igrające w sklepionej bramie
jednego z zabudowań, rzuciło w niego kamieniem z naigrawaniem: Bez ogona! bez ogona! .
Zamilkło wszakże i oczy mu się szeroko rozwarły, gdy spostrzegło, że to nie zwykły
wojownik ho doński, przypadkowo pozbawiony ogona, i z krzykiem przerażenia ukryło się w
podwórcu domu.
Tarzan szedł dalej, zdając sobie wybornie sprawę z tego, że zbliża się decydująca chwila.
Nie czekał długo, gdyż za najbliższym zakrętem ulicy spotkał się oko w oko z wojownikiem
ho dońskim. Dostrzegł najpierw wyraz zdumienia na jego twarzy, potem podejrzliwość.
Zanim jednak ten zdołał przemówić, Tarzan pierwszy zwrócił się do niego.
Jestem tu cudzoziemcem rzekł chciałbym pomówić z waszym królem, Ko tanem.
Wojownik odstąpił o krok z ręką na nożu. Bramy A luru cudzoziemcy przekraczają
tylko jako wrogowie lub niewolnicy odrzekł.
Nie przychodzę ani jako wróg, ani jako niewolnik odparł Tarzan. Przybywam
wprost od Jad ben Otho a. Patrz!
I wyciągnął ręce, pokazując Ho donowi, jak bardzo różniły się od jego własnych,
następnie okręcił się, by tamten mógł się przekonać, że nie posiada ogona. Obmyślany przez
niego plan opierał się na wspomnieniu sporu między Ta denem i Om atem, kiedy to Waz
don twierdził, że Jad ben Otho posiada długi ogon, zaś Ho don gotów był walką stwierdzić,
bezogonowośc swego boga.
Wojownik spojrzał ze czcią, nie pozbawioną nieufności.
Jad ben Otho szepnął i dodał Prawda, żeś nie podobny ani do Waz dona, ani do
Ho dona, prawdą jest również, że Jad ben Otho nie posiada ogona. Pójdz, zaprowadzę cię
do Ko tana, bo jest to taka sprawa, o której zwykły wojownik nie może stanowić. Idz za mną.
I wciąż z dłonią na rękojeści noża i podejrzliwie zerkając na człowieka małpę, powiódł go
przez A lur.
Miasto zajmowało znaczną powierzchnię. Czasami między oddzielnymi grupami
budynków bywała duża odległość, czasem znów stały tuż obok siebie. Były tam grupy
imponujące, wznoszące się do stu i więcej stóp wysokości. Po drodze Tarzan spotykał dużo
wojowników i kobiet, a wszyscy okazywali wielkie zaciekawienie na widok obcego, nie
zdradzali jednak względem niego złych zamiarów, dowiedziawszy się, że idzie do króla.
Doszli wreszcie do wielkiego gmachu, zajmującego znaczną przestrzeń, od strony
zachodniej przeglądającego się w błękitnym jeziorze i niezawodnie wykutego z naturalnej
niegdyś skały. Otoczony był murem o wysokości, nigdy jeszcze przez Tarzana nie widzianej.
Przewodnik poprowadził Tarzana do bramy, strzeżonej przez dwunastu wojowników, którzy
za ich zbliżeniem się powstali i zagrodzili im drogę.
Gdy przewodnik opowiedział im, o co chodzi, poprowadzono Tarzana przez podwórzec,
gdzie go zatrzymano, jeden zaś z wojowników wszedł do pałacu, zapewne, by zawiadomić
Ko tana. Po upływie kwadransa zjawił się rosły wojownik w otoczeniu innych. Wszyscy z
wielką ciekawością przyglądali się Tarzanowi.
Kto jesteś zapytał i czego chcesz od Ko tana, króla?
Jestem przyjacielem odparł Tarzan przybywam z krainy Jad ben Otho a w
odwiedziny do Ko tana, króla pal ul donu.
Zrobiło to wrażenie na wojowniku i jego towarzyszach. Zaczęli szeptać między sobą.
W jaki sposób zjawiłeś się tutaj i czego żądasz od Ko tana? zapytał przywódca.
Tarzan wyprostował swą rosłą postać. Dosyć tego! wykrzyknął. Czy poseł Jad
ben Otho ma być traktowany jak wędrowny Waz don? Prowadzcie mnie natychmiast do
króla, aby gniew Jad ben Otho nie padł na was!
Człowiek małpa nie wiedział, jak daleko wolno mu posunąć pewność siebie, czekał więc z
zaciekawieniem i rozbawieniem zarazem wyniku swego życzenia. Nie czekał długo, gdyż
niezwłocznie zmieniła się postawa pytającego. Zbladł, rzucił bojazliwe spojrzenie na
wschodnią stronę niebios, po czym wyciągnął prawą dłoń do Tarzana, lewą kładąc na sercu
na znak przyjazni.
Tarzan szybko się cofnął, jak gdyby unikając profanującego dotknięcia, z dobrze udanym
wyrazem oburzenia i przerażenia na twarzy.
Stój zawołał kto waży się dotknąć świętej osoby posła Jad ben Otho? Jedynie
Ko tana może spotkać ten zaszczyt z mojej strony, jako dowód szczególnej łaski Jad ben
Otho. Spieszcie! Za długo już czekam! Cóż to za sposób przyjmowania syna mego Ojca przez
Ho donów z A luru!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]