[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie przyniosła żadnej torby. - Hope potrząsnęła głową.
- To jest torba. - Eben wskazał wezbrane mlekiem krowie wymię.
- To jest jej torba? - spytała z niedowierzaniem Joy.
- Tak. Tam krowa trzyma mleko. Trzeba ją umyć przed dojeniem. - Eben usiadł na
wiadrze i rozejrzał się za Dillonem. Chłopiec stał w bezpiecznej odległości, nieufnie
obserwujÄ…c zwierzÄ™.
- Podejdz tu, mały, żebyś widział, co robię.
Sądził, że Dillon ostro zareaguje na słowo mały , ale chłopiec tylko zmarszczył brwi.
- Stąd też wszystko zobaczę.
- Na oglądaniu się nie skończy - poinformował Eben. - To będzie lekcja praktyczna.
- Dlaczego mam się tego uczyć? - spytał Dillon.
- Bo to będzie twoje zadanie - odparł Eben. - Wkrótce sam się tym zajmiesz. Proponuję
więc, żebyś tu przyszedł.
- A dlaczego my nie możemy się tego nauczyć? - zapytała Joy.
- Właśnie, dlaczego my nie możemy mieć zadania...
- ...jak Dillon?
- Dostałyście zadanie. Pilnujecie Tada. - Eben pochylił się, wycisnął szmatę i zaczął
obmywać wymiona krowy.
- To nie jest prawdziwe zadanie. - Joy była wyraznie rozczarowana.
99
Eben zrozumiał, że nie ustąpią, aż wyznaczy im pracę, której jako czterolatki podołają.
- Dam wam prawdziwe zadanie, jak tylko skończymy doić - powiedział.
- Fajnie! Co będziemy robić? - Joy radośnie zaklaskała w dłonie.
- Nakarmicie kury. A teraz cicho. Mówiłem, że Bessie może się wystraszyć hałasu.
- Ona się nazywa Annabelle - poprawiła go Joy i uśmiechnęła się nagle, jakby wpadła
na jakiś znakomity pomysł. - Wiem, co możemy zrobić, Hope! Możemy...
- ...zaśpiewać jej piosenkę! - dokończyła Hope, szeroko otwierając oczy.
- Czy ona lubi piosenki, wujku?
- Uwielbia. - W tej chwili Eben powiedziałby wszystko, byle tylko przerwać
niekończący się ciąg pytań.
Wprowadzając Dillona w tajniki ręcznego dojenia krowy, słuchał więc kolędy W żłobie
leży. W połowie drugiej zwrotki, kiedy dziewczynki doszły do bydlęta klękają , śpiew
zmienił się w kłótnię. Joy była przekonana, że bydlęta chciały się położyć, a Hope,
twierdziła, że się kłaniały.
Eben posłuchał głosu rozsądku i nie włączył się do wymiany zdań.
Po kilku bezowocnych próbach uchwycenia wymion, Dillonowi udało się w końcu
wycisnąć trochę mleka do wiadra. Chcąc oszczędzić na czasie, Eben sam dokończył
dojenia Bessie, świeżo przemianowanej na Annabelle.
Kiedy wreszcie kurczęta zostały nakarmione, a konie dostały siano, słońce wyszło zza
gór. Na niebie pojawiły się smugi złota i purpury. Eben zauważył, że przez trójkę małych
pomocników wypełnienie porannych obowiązków zajęło mu dwa razy więcej czasu niż
zwykle.
Ruszył do domu z wiadrem mleka w ręce i wiercącym się Tadem na biodrze.
Blizniaczki wesoło podskakiwały po obu jego stronach, a Dillon wlókł się z tyłu w
nastroju równie ponurym, jak przedtem.
- Ale było fajnie, wujku - zaszczebiotała uszczęśliwiona Joy.
- Jutro też możemy to wszystko robić? - spytała z zapałem Hope.
- Będziemy to robić codziennie. - Ebenowi jego własne słowa zabrzmiały jak wyrok
śmierci.
100
- Lubię karmić kurczaki - powiedziała Joy, kiwając głową.
- Dlaczego nie zabierzemy ich do domu? - dopytywała ciekawie Hope.
- Czy wy nigdy nie przestajecie mówić? - spytał z rozpaczą Eben.
Joy zachichotała i zatkała sobie usta rączką.
- Mama powiedziała, że ja mówię nawet przez sen.
- A ja nie. - Hope potrząsnęła jasnymi lokami.
- Jestem głodny - odezwał się Dillon.
- Ja też - powiedziała szybko Joy.
- Będą naleśniki?
- Te małe!
Eben jęknął na myśl o przyrządzaniu śniadania i ponownym sprzątaniu koszmarnego
bałaganu, jaki już raz przy tym powstał. Ale w tej samej chwili zobaczył coś
zachwycajÄ…cego. ProwadzÄ…cÄ… na ranczo drogÄ… szli Ramon i Luis Vargasowie w
towarzystwie kobiety w długim, jasnym płaszczu. Zatrzymał się i uśmiechnął z
prawdziwym zadowoleniem.
Ramon dokonał prezentacji.
- Seńor Mac, to moja kuzynka. Sofia Perez.
Dziewczyna była młodsza, niż Eben oczekiwał. Miała najwyżej osiemnaście czy
dziewiętnaście lat i piękne ciemne oczy. Spod kolorowej chusty wymykało się pasmo
czarnych jak heban włosów. Widząc, że została poddana uważnym oględzinom,
dziewczyna skromnie spuściła oczy. Dopiero po chwili podniosła wzrok i uśmiechnęła
się nieśmiało.
- Dzień dobry, seńor Mac - powiedziała bardzo powoli, łamaną angielszczyzną, co Eben
przyjÄ…Å‚ z pewnym niepokojem.
- Mówisz po angielsku? - spytał, mrużąc podejrzliwie oczy.
- Si. Tak - poprawiła się szybko. - Uczę się w szkole - urwała i spojrzała na Ramona. -
Ja czasem zapominać słowa.
- Mam nadzieję, że niezbyt często - mruknął sucho Eben. - Dzieci znają tylko angielski.
Sofia kiwnęła głową.
101
- Ramon mi powiedzieć.
Dillon zmierzył dziewczynę nieufnym spojrzeniem.
- Po co ona tu przyszła? - zwrócił się do Ebena.
- Po to, żebym mógł się w końcu zająć swoją pracą, a nie niańczeniem waszej czwórki.
Sofia będzie się wami opiekować.
- Nie potrzebujemy opiekunki - oznajmił Dillon.
- Ciebie to właściwie nie dotyczy - odparł Eben. - Od poniedziałku zaczynasz naukę w
szkole.
- Głupia szkoła - burknął Dillon dość głośno, by Eben to usłyszał. - Na pewno mi się nie
spodoba - dodał i kopnął ze złością kamień.
Eben nie zwrócił uwagi na protest chłopca i odwrócił się do młodej Meksykanki.
- Zdajesz sobie sprawę, że poza opieką nad dziećmi będziesz musiała przygotowywać
posiłki i utrzymywać w domu względny porządek?
- Si. Tak, seńor Mac. Wiem, jak to robić - zapewniła pospiesznie, chcąc zrobić jak
najlepsze wrażenie.
- Umiesz smażyć naleśniki? - spytała Joy, która w przeciwieństwie do brata nie miała
nic przeciw nowej opiekunce.
- My lubimy naleśniki - dodała Hope.
- Ja mogę zjeść trzy naraz...
- ...jeśli są małe - sprecyzowała Hope.
Sofia wysłuchała ich uważnie i pytająco spojrzała na Ramona.
- Que?
Ramon nachylił się i wyszeptał jej coś do ucha. Sofia natychmiast uśmiechnęła się ze
zrozumieniem.
- Si, umiem naleśniki.
Dziewczynki dały wyraz radości. Tym razem jednak Tad nie miał zamiaru podzielać
entuzjazmu. Poruszył się niespokojnie, kaszlnął kilka razy i zaniósł się przerazliwym
płaczem. Eben próbował uciszyć malucha, ale efekt był jeszcze gorszy.
- Seńor mi go dać. - Sofia wyciągnęła ręce.
102
- Albo jest zmęczony, albo głodny, albo ma mokro - poinformował Eben.
Kiedy dziewczyna brała dziecko na ręce, poły jej płaszcza rozchyliły się i Eben,
wstrząśnięty, dostrzegł wyraznie zaokrąglony brzuch. Zanim jednak odzyskał mowę.
Sofia prowadziła już dzieci do domu.
Eben odwrócił się do swojego robotnika.
- Ramon, ona spodziewa siÄ™ dziecka!
- Si - rozpromienił się Meksykanin. - To ich pierwsze. Sofia i jej mąż Juan, oni mucho
szczęśliwi.
- Pewnie są też szczęśliwi, że dostała pracę - mruknął ponuro Eben.
Ramon sprytnie udał, że nie zrozumiał podtekstu.
- Och, si, seńor Mac. Mucho dobrze mieć dodatkowy pieniądze, zanim dziecko przyjść
na świat.
- A jeszcze lepiej, jak dziecko urodzi siÄ™ po tej stronie granicy, co?
Ramon spojrzał na niego niepewnie, ale zaraz uśmiechnął się i lekko wzruszył
ramionami.
- To już w ręce Boga. Dziecko urodzić się za wiele miesięcy.
- Za ile, Ramon? - spytał łagodnie Eben. - Kiedy dokładnie?
- Dopiero w marzec, seńor.
Eben sceptycznie uniósł brew.
- W marcu?
Ramon zawahał się i niepewnie poruszył ręką.
- Marzec, luty. Quien sabe?
- Lepiej, żebyś wiedział - oznajmił Eben. - Bo jeśli nastąpi to wcześniej, stracisz pracę.
- Seńor Mac, ja przysięgać na Najświętsza Dziewica Maria, że... - zaczął z powagą
Ramon, ale Eben tylko machnął ręką.
- Już dość zmarnowaliśmy dzisiaj czasu na pogawędki. Luis, zabierz mleko do domu i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]