[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wszystkiego, co się rusza. Corocznie w sezonie polowań ginie za-
dziwiająca ilość bydła, przez pomyłkę branego za dziką zwierzynę.
W Oyamie mamy sporo kóz, lam i koni, a także rozmaitych
ekscentryków, jak na przykład ja, którzy czasami spacerują w sadzie
o świcie, szczęśliwi, ale nieco zaspani. Wcale mi się nie uśmiecha
spotkanie z Rambo chcącym potraktować mnie jak sarnę.
Annabelle podziwiała łatwość, z jaką dobierał słowa. Miał
przyjemny głos - głęboki, miękki bas. Wczoraj nie zwróciła na to
uwagi. To zrozumiałe - Ben był przecież prawie nagi i miał kaca.
Natomiast dzisiaj mówił gładko, jasno i bezpośrednio, co zrobiło na
niej wrażenie.
31
RS
Zaproponował, żeby sadownicy postawili płoty lub po prostu
trzymali psy, które odstraszą dzikie zwierzęta.
- I oczywiście - zakończył - zawsze moglibyśmy się trochę z nimi
podzielić. Sarny żyły w tej dolinie znacznie wcześniej, niż my
przybyliśmy w te strony, a poza tym one nie jedzą tak dużo.
Po zakończeniu tej mowy wszyscy byli rozbawieni i jednogłośnie
opowiedzieli się przeciwko skróceniu okresów ochronnych. Ben
wymieniał uściski dłoni z niektórymi obecnymi.
Annabelle stwierdziła, że poprzednio niewłaściwie oceniła Bena
Baxtera. Zaskoczyła ją różnica między człowiekiem, jakiego poznała
wczoraj, a tym, którego widziała dzisiaj. Wczoraj półnagi ekscentryk,
z którym trudno się porozumieć - dzisiaj dyplomata, który dzięki
swemu poczuciu humoru potrafił panować nad audytorium.
Nie wiedziała, co ma teraz robić. Nie chciała podchodzić do stołu
prezydialnego, by oddać mu kurtkę, bo wówczas musiałaby być
przedstawiona jego znajomym, ale byłoby niegrzecznie, gdyby po-
wiesiła ją po prostu na krześle, nie podziękowawszy przedtem.
Ben skończył rozmawiać i podszedł do niej.
- Miałem nadzieję, że na mnie poczekasz. Annabelle wstała i
wręczyła mu kurtkę.
- Bardzo ci za nią dziękuję. Zamarzłabym bez niej. Dlaczego
utrzymujÄ… tu tak niskÄ… temperaturÄ™?
- %7łeby ludzie nie posnęli, oczywiście - uśmiechnął się trochę
łobuzersko. - Te zebrania nie są szczególnie frapujące, jak zapewne
zauważyłaś.
Wziął od niej kurtkę i kurtuazyjnie podał jej ramię.
Wyszli w balsamiczną letnią noc. Ben odprowadził
Annabelle do jej zaparkowanego w pobliżu samochodu.
- Jeszcze raz dziękuję za kurtkę - powiedziała, szukając w torebce
kluczyków. Gdzie, do diabła, się podziały?
- Słuchaj, jest wcześnie, dopiero wpół do dziesiątej. Może
napiłabyś się ze mną wina? Albo kawy, albo soku. Co chcesz.
Czyżby słyszała w jego głosie niepewność?
- Wczoraj w domku nie byłem w najlepszej formie. Miałem
32
RS
okropnego kaca, najgorszego w całym moim dorosłym życiu, i
obawiam się, że nie byłem zbyt sympatyczny. Daj mi szansę, bym
mógł zmienić tamto niekorzystne pierwsze wrażenie, dobrze,
Annabelle?
Wiedziała, że mu się podoba - kobiety zawsze to wyczuwają.
Spodziewała się trochę, że Ben zaproponuje drinka, i przygotowała
sobie gładką wymówkę. A teraz miała ochotę powiedzieć tak".
Wieczór był piękny, ale Annabelle nie znosiła barów i restauracji,
dymu i hałasu. Natomiast po kawie nie mogłaby spać. Powiedziała to
Benowi.
- Jest na to sposób - odparł. - Pójdziemy na plażę i tam wypijemy
wino. - Uśmiechnął się i w ciemności błysnęły jego białe zęby. -
Wiesz, gdzie sÄ… %7Å‚agle", niedaleko parku?
Oczywiście, wiedziała. Rzezba %7łagle" stała przy parku, nad
brzegiem jeziora, i stanowiła charakterystyczny akcent Kelowny.
- Pojedz tam i zaczekaj na mnie. Dołączę do ciebie za niecałe
piętnaście minut. Tu obok stoi mój motocykl.
Zawahała się. To szaleństwo, by spotykać się z prawie
nieznajomym mężczyzną w nocy na plaży. Ale dziś z pewnością będą
tam dziesiątki innych ludzi. A poza tym ponad godzinę przebywała z
Benem w jego domku i nic złego się nie stało. Jeśli nie liczyć faktu, że
odrzucił ofertę sprzedaży działki.
Teraz Annabelle miała szansę ponowić propozycję. Jak zawsze
podkreślał Cyril, sztuka handlu nieruchomościami polegała na
zastosowaniu odpowiedniej dawki oszustwa, chciwości i brawury.
Annabelle musiała przyznać, że kiedy próbowała ubić interes z Be-
nem Baxterem, nie udało jej się przygotować odpowiedniej mikstury
z tych składników.
- Ufasz mi, Annabelle?
Oczywiście, że mu nie ufała. Ani trochę. %7ładna kobieta przy
zdrowych zmysłach nie zaufałaby mężczyznie mającemu taki
uśmiech i tak głęboki głos o nieodpartym uroku.
Potem pomyślała o tym, jak bardzo potrzebny jest jej podpis Bena
pod umową sprzedaży Miłej Zatoczki. Nie zaszkodzi, jeśli pozna go
33
RS
lepiej. Może znajdzie jakiś sposób, by go nakłonić do sprzedaży.
Przyznał przecież przed chwilą, że wczoraj nie był w najlepszej
formie.
Znalazła wreszcie klucze. Otworzyła samochód i wsiadła,
bezskutecznie starając się, by sukienka nie podjechała jej powyżej
kolan. Z tymi nisko zawieszonymi samochodami zawsze były tego
typu kłopoty.
Ben jedną rękę położył na drzwiach samochodu, drugą
przytrzymywał kurtkę, która zwieszała mu się z ramion.
- Co ty na to? - zapytał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]