[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stryjów.
Nie było rady: całą robotę musiał pacholik zacząć od nowa. Przewrócił siano grabiami,
potem je dobrze roztrząsnął i złożył w kopki. Umyślił jednak śledzić szkodnika.
Nad %7łabią Strugą wyrastały bujnie łopiany i wysoki szczaw, ówdzie porzeczki i dziki
agrest. Kuba przy taił się w gęstych zaroślach i bacznym okiem pozierał na pidło, strugę i
łąkę. Czas mijał wolno, a pacholik nic osobliwego nie dostrzegał. Znowu Malwisia pędziła
Zrodulę, a starzyk * Piotrasz wracał z miasteczka. Przebiegły dzieci z dzbankami jagód i
pokuśtykał do Kokocińca kulawy żebrak. Nikomu z nich nawet przez myśl nie przeszło, żeby
polewać wodą siano Skworzyny albo rozrzucać kopki.
Pewnie ten marcha * nie będzie z naszej wsi pomyślał Kuba i żeby rozprostować
nieco nogi wyszedł z kryjówki. W zamyśleniu chodził po łące, przypatrywał się osom, które
pobudowały sobie gniazdo na kształt szarej kuli w dzikich porzeczkach, i żółtoczarnej wildze,
która przysiadła na buku. Słońce wciąż mocno grzało, zapragnął więc Kuba choć małą chwilę
spocząć pod bukiem, zanim powróci do domu. I znowu zasnął mocno, słuchając szeptu buko-
wych liści, w Kokocińcu bowiem nie było ponad niego większego śpiocha.
Przeminął upał i chłód ożywczy wiać począł od %7łabiej Strugi. Na ziemię rozgrzaną i
suchą opadła rosa. Powoli mgiełka podniosła się nad łąkami, na niebie zabłysły gwiazdy.
A Kuba ciągle spał...
Zbudziło go dopiero około północy hukanie puszczyka, który mieszkał w bukowej dziu-
pli. Pacholik powstał z miękkiego siana i rozejrzał się po łące.
Nów księżycowy jaśniał nad borem i słał na ziemię seledynowosrebrną poświatę. Doko-
ła jasno było i cicho, nienaruszone stały kopki siana.
Kuba zamyślał już iść do domu, oglądał się tylko za swym słomianym kapeluszem, gdy
nagle zaszumiało coś w wodzie i zatłukło u pidła, niby wielki szczupak albo sum. Chłopiec
schował się za drzewo i zwrócił oczy w tamtą stronę. Serce zamarło w nim, zadrżał od dzi-
wnego chłodu, którym powiało od %7łabiej Strugi. Zobaczył dziwy, bo oto z wody wyszedł na
brzeg karlus pięknej postawy. Sukmanę miał z czerwonym kołnierzem i czerwoną jak maki
kapicę * na głowie. Widać go było wyraznie, bo miesiąc w nowiu opuścił się niżej i jaśniał
coraz mocniejszym blaskiem nad głową karlusa.
Dziwny człek podążał wolno w stronę buka, za którym ukrywał się Kuba.
Co teraz będzie? Co on uczyni ze mną? myślał przerażony chłopiec i tulił się do
pnia.
Karlus nie dostrzegł Kuby, podniósł tylko grabie leżące pod drzewem i począł chodzić
od kopki do kopki rozrzucając siano na wszystkie strony. Rój świetlików krążył dokoła niego,
a wielkouchy stary nietoperz polatywał nad łąką wiodąc za sobą mniejsze. Gdy karlus zbliżył
się do drzewa, by rozrzucić posłanie Kuby, chłopiec zauważył, że z rękawów sukmany cie-
knie mu woda i zrasza siano. Na ziemi też śladem karlusa sączyły się małe strumyki i moczy-
ły pokosy.
Znad strugi wstawać poczęła mgła i zawisła nad łąką tak gęsto, że zasłoniła i dziwnego
młodzieńca, i kopki siana, a nawet księżyc. W gałęziach buka odzywał się wciąż to przerazli-
wym chichotem, to żałosnym pohukiwaniem, puszczyk. Inne puszczyki odpowiadały mu z
boru.
Pod Kubą ugięły się nogi z okrutnego lęku, chłopiec zachwiał się i bez czucia padł na
ziemię. Przeleżał tak aż do rana, póki słońce swym blaskiem nie podniosło go z omdlenia.
Aąka wyglądała jak po deszczu, a ku swemu zdumieniu zobaczył Kuba na ziemi głębo-
kie ślady końskiego kopyta. Kopki rozrzucone były co do jednej, a kłaczki siana pływały
nawet po %7łabiej Strudze. Chłopiec ujął grabie chcąc zgarnąć siano na suchsze miejsce, w tej
chwili jednak wypadły z nich wszystkie zęby, a grabisko przełamało się na połowę. Biedny
pacholik porwał więc z sęczka swój kapelusz i biegiem ruszył do Kokocińca, a woda chlustała
mu spod nóg na wszystkie strony.
Babula gotowała właśnie zacierki na śniadanie, kiedy pacholik wpadł do izby umorusa-
ny błotem, wylękły i przemoczony, w kapeluszu opadającym na oczy.
Kandyś ty był, Kuba? zapytała zwracając ku niemu pobladłą z niewyspania twarz
i zapłakane oczy Ja tu myślałam, żeś w boru zabłądził alboli wpadł do strugi...
Chłopiec rzucił się do rąk staruszki i tulił do niej jasnowłosą głowę.
Ani wiecie, babulko, com to ja widział... wyszeptał drżąc jeszcze z lęku.
Skworzyna objęła wnuka i powiodła go do stołu.
Pojedz se gorącego, Kuba, a potem opowiesz...
Chłopiec zgłodniały ochoczo zabrał się do jedzenia. Nigdy jeszcze nie smakowały mu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]