[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Cleone... nie wiem. Ale chciałbym się dowiedzieć.
Może mi się uda, bo lady Malmerstoke mieni się moją
przyjaciółką.
- Sally możesz zaufać - wtrącił Tom.
Philipowi oczy się zaświeciły.
- Ach, Tom, ale z ciebie szelma! Ojcze, on siÄ™ kocha
w lady Malmerstoke.
- Zawsze się w niej kochał - odparł sir Maurice. -
Jeszcze za życia starego Malmerstoke'a.
Tom chrzÄ…knÄ…Å‚.
- J a . . .
- Czemu jej nie poślubisz? - chciał wiedzieć Philip.
- Bo ona nie chciaÅ‚a, a teraz mówi, że być może... Je­
steśmy dobrymi przyjaciółmi - dodał z zadowoleniem.
- Obawiam się, że żadne z nas nie jest już w tym wieku,
kiedy kocha się ogniście.
- Jak ci się spodobał Paryż? - wtrącił się sir Maurice.
- Nie umiem powiedzieć, ojcze. Uczuć do Paryża i do
moich paryskich przyjaciół nie da się wyrazić słowami.
- Ja też tak myślałem. Ale w końcu człowiek cieszy się,
że wrócił do domu.
- Niech więc nieba sprawią, abyś kiedy zechcę znów tam
się udać, pojechał ze mną, ojcze - powiedział Philip.
- Och, jestem na to za stary - stwierdził sir Maurice
z nostalgicznym uśmiechem.
* Dokładnie!
 164
- Za stary? Quelle absurdite* Monsieur de Chateau-
-Banvau kazał mi przysiąc, że cię przywiozę. Monsieur de
Richelieu pytał, kiedy cię znów zobaczy. Kilku innych...
- De Richelieu? Gdzie go poznałeś, chłopcze?
- W Wersalu. Był dla mnie bardzo miły przez wzgląd
na ciebie.
- Tak przypuszczałem. Więc bywałeś w Wersalu.
- Nawet dość często.
- Philipie, zaczynam podejrzewać, że jesteś hulaką. Co
cię przyciągało do Wersalu?
- Wiele rzeczy - odparł Philip.
-Damy?
- Co za ciekawość! Czasami tak, ale nie na serio.
- Mały Philip bez serca, co?
- Kto ci to powiedział? - żachnął się Philip.
- Satterthwaite tak napisał... albo coś w tym rodzaju.
 Le petit Philippe bez serca. Większość dałaby wszystko,
żeby się dowiedzieć, kim jest ta piękna nieznajoma".
- Czy nadal jest nią Cleone? - Sir Maurice spojrzał
bacznie na syna.
- Nigdy żadnej innej nie było - odparł z prostotą Philip.
- Cieszę się, bo chcę, żebyś się z nią ożenił.
- Sir - odparł Philip z powagą. - Mam najszczerszy
zamiar.
* Co za absurd!
Rozdział czternasty
W którym panna Cleone zachowuje się dziwnie
- Francois, ktoś tam na dole chce się widzieć z monsieur.
Francois strzepnÄ…Å‚ koronkowÄ… kryzÄ™.
- Qui est-ce*
- Le pere de monsieur!** - odparł grobowym tonem
Jacques.
Francois odrzucił koronki.
- Le pere de monsieur! Już idę!
- Wyskoczył za drzwi, zbiegł po schodach i wpadł jak
burza do biblioteki. Zaskoczony nagłym wtargnięciem,
sir Maurice podniósÅ‚ do oka lornion, aby siÄ™ lepiej przyj­
rzeć tej drobnej figurce.
Francois skłonił się bardzo nisko.
- Monsieur, mój pan jest u swojego barbief***. Może
monsieur chce wejść na górę, do pokoju pana?
' Kto to jest?
** Ojciec naszego pana
*** Fryzjera
166
Sir Maurice uśmiechnął się.
- Oczywiście.
- Zechce monsieur pójść za mną.
- Monsieur zechce - przytaknął sir Maurice i poszedł
za lokajem na górę, do luksusowej sypialni Philipa.
W pokoju Francois podsunął mu krzesło.
- Monsieur zachce łaskawie usiąść? Monsieur Philippe
już niedługo wróci. Ma wizytę fryzjera, rozumie pan?
- Tak, to poważna sprawa - zgodził się sir Maurice.
- Monsieur dobrze zrozumiał. A ja jestem lokajem
monsieur Philippe'a.
- Tak przypuszczałem. Jesteś Francuzem?
- Tak, monsieur. Czy monsieur Philippe mówił coś o mnie?
- Francois spojrzał z niepokojem na starszego pana.
- Oczywiście, że o tobie mówił - odparł z uśmiechem
sir Maurice.
- A czy może... powiedział panu, że jestem małpiszo-
nem?
- Nie, o niczym takim nie wspomniaÅ‚ - odrzekÅ‚ z powa­
gą sir Maurice. - Oznajmił, że jego lokaj to istny skarb.
- Ach! - Francois klasnÄ…Å‚. - Bo to prawda, monsieur.
Jestem bardzo dobrym lokajem. O, bardzo dobrym!
Podbiegł truchcikiem do łóżka, podniósł wyszywaną
atłasową kamizelkę i przewiesił ją przez oparcie fotela.
- Kamizelka monsieur Philippe'a - powiedziaÅ‚ z sza­
cunkiem.
- WidzÄ™ - odparÅ‚ sir Maurice. - Czemu on siÄ™ tak dÅ‚u­
go wyleguje w łóżku?
- Ach, non, monsieur. On się nie wyleguje w łóżku.
167
Nigdy, przenigdy! Po prostu jest u niego fryzjer i kra­
wiec - para imbecyli! SwojÄ… potwornÄ… gÅ‚upotÄ… wpra­
wiają w zły humor monsieur Philippe'a. Godzinę musi
im tłumaczyć, czego sobie życzy. - Francois wzniósł
oczy do nieba. - A oni nic nie rozumiejÄ…. Nic a nic!
Co za tÄ™pota! A monsieur Philippe wÅ›cieka siÄ™, oczy­
wiście.
- Monsieur Philippe to wielki pedant, prawda?
- Tak, monsieur. - Lokaj zaczÄ…Å‚ otwierać sÅ‚oiczki, sto­
jące na toaletce swojego pana. - Wszystko musi być tak,
jak monsieur Philippe sobie życzy.
W tym właśnie momencie do pokoju wkroczył Philip
w przepięknym jedwabnym szlafroku. Minę miał grozną,
lecz na widok ojca się rozchmurzył.
- To ty, ojcze? DÅ‚ugo czekasz?
- Nie, jakieś dziesięć minut. Czy udusiłeś krawca?
Philip roześmiał się.
- Prawie! Francois, chcę zostać sam z monsieur.
Lokaj skÅ‚oniÅ‚ siÄ™ i wyszedÅ‚, jak zwykle szybkim krocz­
kiem.
Philip zasiadł przed toaletką.
- Co sÄ…dzisz o moim niezrównanym Francois? - za­
pytał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl