[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Chciał tylko, by Harry pamiętał, że przyszło mu stąpać po bardzo
cienkim lodzie.
Hej, co robisz? spytał Gib, gdy Harry zatrzymał samochód przed
budynkiem, w którym mieściło się biuro Helen.
Tasker wręczył mu kluczyki.
Posłuchaj... Hm mm... Chcę porozmawiać z Helen o zachowaniu
Dany. Mam zamiar wyciągnąć ją na lunch. Poczekaj przez chwilę, dobrze?
Gib spojrzał na niego z radosnym zdziwieniem. Harry naprawdę
zamierzał spotkać się z żoną. W czasie pracy. Co prawda dla Giba
oznaczało to godzinę spędzoną w szoferce mikrobusu i nowy atak
hemoroidów. Trudno.
Mam czekać? Do końca lunchu?
Tak krótko odparł Harry i wysiadł z wozu. Gib przesunął się na
fotel kierowcy.
To poczekam.
Sęgnął po telefon. Harry odszedł. Gib przyłożył słuchawkę do ucha.
Tak. Dużą pizzę, pieczywo i colę light... Z dostawą.
Harry wszedł do biura Kettleman Barnes & McGrath i kordialnie
uśmiechnął się do sekretarki. Prawdę mówiąc, wcale nie czuł do niej
sympatii. W perwersyjnym procesie ewolucji firmy prawnicze dochowały
się całego zastępu dziewcząt i kobiet mówiących nosowym,
denerwującym głosem, pobrzmiewającym jak pisk rozśpiewanego
androida. Była to doprawdy wyrafinowana tortura dla uszu petentów, lecz
pozwalała sekretarkom i telefonistkom zachować dobry humor przez cały
dzień pracy.
Dzieńńń dobry, panie Tasker. Chwileczkę... Dziewczyna nacisnęła
jakiś klawisz i zaczęła mówić do mikrofonu połączonego ze słuchawkami.
Kettleman Baaaarnes. Proszę zaczekać... Zaraz wywołam pańską żonę,
panie Tasker.
Harry zacisnął pięść. Pod pachą czuł ciężar glocka, naładowany
magazynek...
Nie, dziękuję. Chcę zrobić niespodziankę mruknął. Wiem, gdzie ją
można znalezć.
Szedł wąską ścieżką wijącą się wśród biurek poprzedzielanych
plastikowymi przepierzeniami. Wokół niego, wśród stosów papierzysk
i dokumentów, uwijał się tłum urzędników.
Dotarł w pobliże miejsca., gdzie pracowała Helen. Usłyszał terkot
telefonu i głos Allison:
SÅ‚ucham?
Jej następne słowa zatrzymały go w pół kroku.
Helen! Twój wymarzony mężczyzna.
Simon? jęknęła Helen. O Boże!
Harry zmarszczył brwi. Smon?
Idz, idz, idz! powiedziała pośpiesznie Helen. Allison wróciła do
swego biurka. Harry zdołał zejść jej z drogi.
Smon? cicho spytała Helen. Tak, mogę mówić. Nikogo nie ma...
To znaczy teraz?... Chyba tak... Dobrze, zaraz tam będę.
Harry słyszał w jej głosie lekkie zażenowanie, nerwowość
i podniecenie. Oddychał z trudem, na twarzy wystąpiły mu ciemne plamy.
Strzępy myśli układały się w jedno słowo: R-O-G-A-C-Z.
Chwilę pózniej stracił wszelką nadzieję. Cały jego świat legł
w gruzach.
Tak, tak... niemal bez tchu powiedziała Helen. Nie mogę się
doczekać... Na razie. Harry zachwiał się. Pociemniało mu w oczach.
Możesz mnie zastąpić przez godzinę? To był głos Helen.
Tak krótko? spytała Allison. Myślałam, że zajmie ci to więcej
czasu.
Przestań. Helen zabrała torebkę. Popełniłam błąd, że ci o nim
powiedziałam. Wyszła. Nawet nie spojrzała na potężnego mężczyznę
pochylonego nad biurkiem.
Gib siedział beztrosko rozparty w kabinie samochodu.
Pod sobą miał miękką poduszkę, czekał na zamówioną pizzę i mógł bez
przeszkód obserwować setki atrakcyjnych kobiet opuszczających biura.
Była pora lunchu.
Na ulicy pojawił się Harry. Szedł niczym zombie; nie patrzył na boki
i przyciskał ręce do brzucha.
Postrzelili go, z przerażeniem pomyślał Gib. Wyskoczył z pojazdu
i podbiegł do przyjaciela.
Harry nie zwracał uwagi na samochody. Niemal cudem udało mu się
przejść na drugą stronę jezdni. Gib chwycił go za ramię i pociągnął za
sobÄ….
Co się stało? Oderwał mu ręce od ciała. Nie było rany. Wyglądasz
tak, jakby cię ktoś kopnął w bebech. Co jest? Zachorowałeś?
Harry ciężko oparł się o mikrobus.
Gib był bliski paniki; nigdy dotąd nie widział Harry ego w takim
stanie.
He... Helen bełkotał Tasker.
To Helen. To Helen, Gib.
Rozumiem. Helen. Ale co? Ca Helen? Ma... romans!
Na twarzy Harry ego pojawiła się rozpacz. Wzrokiem błagał Giba, by
ten powiedział, że to nieprawda, by choć na chwilę złagodził dotkliwy ból,
który targał mu trzewia.
Gib wlepił w niego zdumione spojrzenie. Potem na jego twarzy pojawił
się szeroki uśmiech.
Gratulacje! Serdecznie uściskał przyjaciela. Witam w klubie!
Nie. Harry zwiesił głowę. Nie Helen.
To samo przydarzyło mi się z żoną numer dwa powiedział Gib
z miną człowieka, który już niejedno w życiu oglądał. Nie miałem
pojęcia o niczym, póki pewnego dnia nie wróciłem do pustego domu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]