[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Czasem te spotkania przeciągały się do południa, a Mareczek
raczej nie czuł z tego powodu dyskomfortu. Wręcz przeciwnie. Gdyby nie fakt, że Sybilla ciągle go
podglądała i sprzedawała różne obserwacje na jego temat w dziale składu, byłby szczęśliwy, że traci
ją z oczu na tak długo.
Doszedł do wniosku, że musi się mieć na baczności, zwłaszcza że po targach prezes zrobił przegląd
kadr i wywalił kilka osób na zbity łeb. Ofiarą redukcji padła Malwina, kierująca do tej pory działem
encyklopedycznym, oraz * w co doprawdy trudno było uwierzyć * Jaś i Małgosia, właśnie ta para,
która w pierwszych dniach poraziła Adelę swoim zaangażowaniem w pracy (mycie biurek oraz
nadgodziny przy korekcie). Trudno było wyjaśnić tę decyzję prezesa, bo Jaś i Małgosia naprawdę
należeli do awangardy wyrobników. Nie tylko pracowali wydajnie i szybko, ale też nie pyskowali,
nie stwarzali problemów i doskonale wtapiali się w tło. To ostatnie robili tak znakomicie, że gdy
zapadła decyzja o przeprowadzce do wygodniejszych apartamentów (tych z oknami), tylko o Jasiu i
Małgosi zapomniano. Jako jedyni pozostali w swej norze z okienkiem pod sufitem i krzywą szafą, z
której wypadały dokumenty. Mizera, którego bardzo pochłaniały takie zagadki, doszedł do
wniosku, że prezes nie lubi jednak pracowników spolegliwych. Wyrzucił samych takich. Gdyby
kierował się jakąś logiką, to powinien, dowodził Mizera, w pierwszej kolejności pozbyć się Adeli,
Wiktora i, co tu kryć * jego samego. Skoro tego nie zrobił, należało domniemywać, że uwielbia
podwładnych wyszczekanych i sprawiających trudności.
Adela miała zupełnie inne zdanie. Jaś i Małgosia byli mdli, a ich zwolnienie przeszło zupełnie bez
echa, podobnie jak niezauważalna była ich praca.  Niewyraznych postaci najłatwiej się pozbyć",
argumentowała,
 bo nikt za nimi nie płacze, a i one same nie potrafią się postawić". Chyba miała rację. Wszyscy
żałowali Malwiny, szefowej encyklopedystów, która była ofiarą swej perfekcyjności. Naprawdę
chciała wydawać dobre książki, co zdecydowanie kłóciło się ze strategiczną linią prezesa  szybko i
dużo". Książki Malwiny powstawały w zbyt wolnym tempie, a autorzy, z którymi pracowała, mieli
za duże wymagania. Domagali się na przykład wynagrodzeń, czego prezes nie potrafił ścierpieć.
Naturalną koleją rzeczy szefową działu encyklopedii została Marta, co ustawiło ją na czele stawki
kandydatów do zwolnienia w następnym rzucie.
Mizera ze smutkiem skonstatował, że wszyscy poza nim mają już odpowiedzialne funkcje, własne
gabinety i stażystów. Adela natychmiast zaproponowała koledze stażystę Teddyego jako
rekompensatę za ten brak zaufania kierownictwa. Ponieważ prezes był aktualnie w dobrym
humorze, udało się też przepchnąć pomysł, by i Mizera otrzymał przeszklony gabinecik. W ten
sposób wszyscy uzyskali względne warunki lokalowe i uznanie władzy, ale w tej beczce miodu
znalazła się łyżka śmieciu, jak to ujęła Adela. Po przydzieleniu nowych obowiązków czasu mieli
mniej niż wcale i z dużą trudnością szły im poprawki przy kryminale, a tym bardziej pisanie
opowiadań erotycznych.
 Cóż poradzić?", myślał Mareczek, który chętnie oddałby Adeli Sybilkę*Debilkę i odetchnął z ulgą,
ale doszedł do wniosku, że to by znaczyło, iż jest mięczakiem.  Władza wymaga poświęceń".
Poświęcali się więc pracy, starając się wygospodarować chwilę na pisanie, aż do pewnej środy,
niedługo przed terminem oddania prac na konkurs kryminalny, kiedy w wydawnictwie doszło do
strasznego wydarzenia...
Z ENCYKLOPEDII ABSURDÓW ADELI
CBA rozgryzało Kaczmarka u wróżki
W 2007 r. agent CBA zamówił u wróżki  profil numerologiczny" Janusza Kaczmarka, którego
podejrzewano, że spalił tajną operację. Funkcjonariusz zapłacił z pieniędzy operacyjnych.
Radio ZET i  Gazeta" ujawniają zdumiewającą operację służb specjalnych z czasów tzw. afery
gruntowej. W lipcu 2007 r. ówczesny szef MSWiA Janusz Kaczmarek znalazł się w kręgu osób
podejrzewanych o spalenie akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa. Według naszych zródeł w CBA i
w sejmowej komisji badającej nielegalne naciski na służby specjalne w latach 2005*07, w aktach
postępowania jest ślad prowadzący do... wróżki. 27 lipca 2007 r. biorący udział w rozpracowaniu
Kaczmarka funkcjonariusz Biura pojawił się w gabinecie jednej z warszawskich wróżek.
Przedstawił się jako siostrzeniec  ciotki Honoraty", która ma  przyjaciela Janusza". Chodziło o
małżeństwo Honoraty i Janusza Kaczmarków.
Funkcjonariusz poprosił jasnowidzkę, by z dat urodzenia odczytała relacje między małżonkami,
opisała, jaką osobą jest Janusz i co będzie robił. To, co usłyszał, zawarł w notatce służbowej, którą
przekazano do departamentu śledczego CBA. Wróżka wywróżyła, że Janusz jest inteligentny, ma
szerokie kontakty w Rosji, robi interesy za granicą, ale w sierpniu 2007 r. będzie miał kłopoty
sądowe. Te ostatnie słowa były akurat prorocze * 8 sierpnia Kaczmarka zdymisjonowano, a 30
sierpnia został zatrzymany przez ABW. Agent CBA za te informacje zapłacił z funduszu
operacyjnego.
(yródło:  Gazeta Wyborcza", 12.06.2010)
Straszne wydarzenie nastąpiło w momencie, kiedy już prawie przestali sobie zaprzątać głowę
Kusibabem i praktycznie zapomnieli o jego istnieniu. Otóż pewnego dnia w drzwiach wydawnictwa
stanął policjant. Mówiąc ściśle, był to oficer śledczy policji kryminalnej. W innej sytuacji
wzbudziłby zainteresowanie całego kwartetu egzotycznego jako ewentualny konsultant, ale tym
razem wywołał wręcz panikę.
Oficer od razu udał się do prezesa i zadał kilka pytań na temat Kusibaba. Zaginionego Kusibaba,
dodać należy. Jak się okazało, pisarz był już od pewnego czasu poszukiwany, a teraz po prostu
zapadł się pod ziemię. Ostatni raz widziano go na targach książki, więc policjant, nazywający się
Dariusz Małecki, chciał wiedzieć, czy w wydawnictwie nie mają jakichś informacji, gdzie też
Kusibab raczy się podziewać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl