[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Na północy trzykrotnie rozbłysło światło. Z pokładu ,,Venture"
odpowiedziano na sygnał.
- O, zuchy! - zmienił natychmiast zdanie Joshua. - Młody pan
Dangerfield wart jest stu żołnierzy.
Sir Nicholas mocno chwycił go za nadgarstek.
- Cicho, człowieku! - syknął i podniósł głowę, nasłuchując.
Joshua znieruchomiał ze zgrozy. Od zachodu dobiegł ich czyjś
głos, stłumiony przez szum morza.
- Boże, postawili straż! - wyszeptał sir Nicholas, wyciągając
sztylet z pochwy.
Joshua schował głowę pod pelerynę i zdmuchnął płomień.
Usłyszeli zbliżające się kroki. Sir Nicholas szybko, bezszelestnie
wyszedł im naprzeciw.
Z ciemności wyłonił się mężczyzna z gotową do boju halabardą.
Natknął się na Beauvalleta, zanim zdołał go wypatrzyć; z cichym
jękiem osunął się na ziemię po celnym pchnięciu sztyletem. - Aadna
robota - pochwalił cicho Joshua.
Uniósł swą broń, którą zdążył wyciągnąć, idąc za swym panem.
Jednak z oddali usłyszeli drugi krzyk. Towarzysz żołnierza
odpowiadał na jego wcześniejsze wołanie.
Sir Nicholas stanął przy Dominice i wytarł sztylet.
- Jest ich więcej - stwierdził ponuro. - Wyrazy uznania dla
naczelnika Santander. - Chwycił Dominicę. - Nie ruszaj się, kochanie
- powiedział. - Na razie nie ma się czego bać. Schodzimy na plażę,
Joshuo, tylko na miłość boską, bądz cicho!
To powiedziawszy, zanurzył się w ciemność. Joshua udał się za
nim, mamroczÄ…c pod nosem:
- Nie ma się czego bać, dobre sobie. Biada nam, biada! Co my
zrobimy, jak cała zgraja się na nas rzuci? Przeklęte kamienie!
Byli już w połowie urwiska; omijali skały, ślizgali się na
piargach. Ponad nimi ktoś wystrzelił z arkebuza w powietrze.
- Ha - wyszeptał Joshua - to może być sygnał dla pozostałych,
zaraz tu będą. Ale ja i tak umrę w swoim łóżku. Odwagi, Joshuo. -
Wyczuwając pod stopami stabilniejsze podłoże, przyśpieszył, by
zrównać się z sir Nicholasem, niewidocznym w ciemności. Gdzieś
wyżej słychać było biegnących i nawołujących się żołnierzy. Również
przy domostwach leżących po zachodniej stronie zapanowało
poruszenie. Na górze rozbłysły światła latarni. Zbliżała się pogoń.
Dominica została postawiona na plaży tuż przy wodzie. Sir
Nicholas wyciągnął miecz z pochwy, patrząc na zbliżające się światła,
migocące coraz niżej na zboczu i pozwalające dostrzec sylwetki
uzbrojonych mężczyzn.
%7łołnierze gorączkowo się rozglądali. Beauvallet widział, jak
przeszukują teren z przygotowanymi do ataku halabardami. Była ich
zaledwie garstka, wystarczająca jednak, by pokonać dwóch Anglików.
Od strony domostw wąską ścieżką nadchodzili inni strażnicy.
Joshua wszedł do wody, starając się wyłowić odgłos wioseł.
Wróciwszy na brzeg, dotknął ramienia Beauvalleta.
- Chyba coś słyszę z prawej strony.
Sir Nicholas chwycił Dominicę za rękę i poszedł za sługą. Teraz
plusk wioseł był już lepiej słyszalny; zresztą usłyszeli go nie tylko oni.
Ktoś na plaży wydał komendę i kilku mężczyzn popędziło w stronę
wody.
- Wiosłować mi tam, żwawiej, żwawiej - ponaglał jękliwie
Joshua, podrygujÄ…c w oczekiwaniu.
%7łołnierze potykali się i ślizgali na kamieniach; od strony wody
rozległ się donośny głos, bez wątpienia należący do Dangerfielda:
- Ciągnąć, lenie!
Zawtórował mu tubalny głos bosmana, naśladującego
przewoznika:
- Hej ho! Dopływamy!
Rozpoczął się ponury wyścig pomiędzy łodzią, nieustraszenie
prującą wodę, a żołnierzami, którzy pędzili plażą, by odciąć drogę
uciekinierom. Joshua stał w wodzie, starając się wypatrzyć łódz; sir
Nicholas, odciągnąwszy Dominicę na bok, z mieczem w dłoni,
skupiony, czekał na rozwój wypadków na lądzie.
Aódz musiała być już blisko, Joshua zobaczył, jak podpływa do
brzegu. Pierwsi żołnierze zdążyli zmierzyć się z sir Nicholasem; jego
miecz był czerwony od krwi. Marynarze wskoczyli do wody, brnąc w
stronę brzegu, do krzyków Hiszpanów dołączyły angielskie
przekleństwa. %7łołnierze na plaży cofnęli się. Nie brakowało im
odwagi, lecz nie mieli dowódcy i nie zamierzali stawiać czoła żądnym
krwi wilkom morskim. Zawołali tylko do towarzyszy, żeby się
pośpieszyli. Jednak zgromadzeni w domostwach nie byli jeszcze
gotowi do boju, chociaż pędzili już z odsieczą.
- Ha, łotry! - zawołał Joshua. - W samą porę!
- Beauvallet we własnej osobie! - krzyknął bosman, dotarłszy do
brzegu. - Jak się ma wasza generalska mość?
- Doskonale. - Sir Nicholas roześmiał się. Dangerfield stanął przy
nim.
- Boże, udało się panu! - zawołał, chwytając rękę Beauvalleta.
Rozległ się szczęk broni.
- Ej, hiszpańscy papiści! - zawył ktoś. - Zobaczcie, co czeka tych,
co ścigają naszego Nicka!
Odpowiedział mu drugi głos:
- Na nich! - Po czym marynarze wbiegli na lÄ…d. Sir Nicholas
ostudził ich zapędy.
- Wracać, łajdaki!
Mężczyzni zatrzymali się, wyraznie niezadowoleni. Załoga
,,Venture" aż paliła się do boju, spędziwszy całe dwa tygodnie na
bezczynnym oczekiwaniu. Mieli teraz okazję wykazać się i dać
nauczkę tym, którzy ośmielili się nękać ich kapitana.
- Mamy odpłynąć bez walki? - zapytał z wyrzutem bosman.
Sir Nicholas stanął wśród krnąbrnej załogi.
- Cofnąć się! Do łodzi! - Zagonił ich z powrotem. - Na miłość
boską, każę was zakuć w kajdany, jeśli zaraz nie odpłyniemy! -
zawołał wesoło.
Rozległy się śmiechy, załoga cofnęła się, schowano broń. Ktoś,
stojący obok Dominiki, powiedział z uznaniem:
- Ho, ho! Generał znów jest z nami! Wsiedli do łodzi. Byli
rozczarowani pokojowym zakończeniem, jednak nikt nie chciał
przeciwstawiać się kapitanowi. Cieszyła ich nawet niewdzięczność,
jaką okazał wiernej załodze w zamian za ratunek. Dobrze było znów
widzieć Szalonego Nicka w doskonałej formie. Wznieśli radosny
okrzyk.
Główna grupa żołnierzy pędziła plażą. Sir Nicholas wziął
Dominicę na ręce i zaniósł do łodzi.
Na widok Dominiki załoga zaczęła wiwatować.
Wiele rąk wyciągnęło się, by wnieść damę do łodzi. Pierwszy
chwycił ją Hick, któremu kiedyś wymierzyła siarczysty policzek.
Stanęła niepewnie, z ręką opartą na czyimś ramieniu; drugą trzymała
jakaś potężna dłoń.
Sir Nicholas wszedł do łodzi ostatni i pomachał ręką, żegnając
HiszpaniÄ™.
- Ruszamy! - zakomenderował i długie wiosła zanurzyły się w
wodzie.
Odpływali; w końcu światła na brzegu zniknęły im z pola
widzenia i umilkły ostatnie odgłosy, dobiegające z hiszpańskiego
brzegu.
Dominica przykucnęła z tyłu, wsunęła rękę w dłoń Beauvalleta.
Zacisnął palce i uniósł wzrok. Dostrzegła błysk jego białych zębów.
- Jesteś już bezpieczna, kochanie. Kiwnęła głową, wzdychając z
zadowoleniem.
Siedzący u steru Dangerfield powiedział nieśmiało:
- Serdecznie witamy, senorita. Uśmiechnęła się do niego, zbyt
zmęczona, by coś powiedzieć. Aódz płynęła przez ciemne wody, aż
wreszcie zobaczyli przed sobą oświetloną burtę  Venture" i usłyszeli
podekscytowane głosy.
- Wszystko dobrze? Przywiezliście kapitana? - zapytał z
niepokojem ochmistrz.
Załoga łodzi wydała radosny okrzyk, niezwykle gromki,
zważywszy na zmęczenie. W odpowiedzi z pokładu wzniósł się
triumfalny ryk.
Dominica została wniesiona po drabince sznurowej i pocałowana,
gdy tylko znalazła się na pokładzie.
- Witaj, moja żono! - powiedział jej do ucha Beauvallet,
stawiajÄ…c jÄ… na nogi.
Dookoła nich zgromadzili się marynarze, zadając niezliczone
pytania i składając gratulacje. Niektórzy dziękowali niebiosom, inni
powtarzali  A nie mówiłem?", najwyrazniej kierując te słowa do tych, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl