[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ktoś nie wiedział. Niby wiemy, że jesteśmy rozgrzani, a z drugiej strony organizm woła, iż nie
ma już ochoty pracować za trzech. Podszedłem do okna i szeroko je otworzyłem. Zimne
powietrze natychmiast wypełniło biuro. Po chwili zrobiło mi się zimno. Kiedy sięgnąłem do
okiennej klamki, poczułem bolesne uderzenie w ramię i wylądowałem na podłodze. Przez
moment nie wiedziałem, co się stało, ale wystarczyło jedno spojrzenie, abym zorientował się,
że zostałem postrzelony. Cóż, z pewnością zaszła jakaś pomyłka ktoś po prostu zaczął
polowanie w mieście zamiast w lesie. Krwawiłem jak na wojnie, a ból palił mnie żywym
ogniem. Z wysiłkiem dzwignąłem się z podłogi i wykręciłem numer do Borga.
Dostałem i krwawię zacząłem od najważniejszego. Leżę w biurze na podłodze...
Wezwij karetkÄ™...
Zaraz będę usłyszałem głos mojego drugiego współpracownika.
Przewiązałem ramię ręcznikiem i usiadłem na podłodze w sekretariacie. Nawet Nicolas
Cage mógłby u mnie pobierać lekcje zachowywania się po postrzale. W gaciach pełno, ale
twarz kamienna jak serce komornika.
ROZDZIAA 22
Marek Borg nadjechał równolegle z karetką. Ludzie z pogotowia wbiegli do biura,
rozebrali mnie do pasa i robili takie rzeczy, że lepiej o tym zapomnieć. Borg sprawdzał w tym
czasie dziurę w ścianie i wydłubywał kulę. Wyjrzał też przez okno. Widać było, że kombinuje,
skąd do mnie strzelano. Lekarz zrobił co trzeba i okazało się, że wcale nie muszę iść do
szpitala. Dobry był z niego człowiek. Kula przebiła mięsień, nie naruszyła kości ani nerwów i
krótko mówiąc zachowała się jak najlepszy przyjaciel. Bandaż trochę mnie usztywniał, ale
nie na tyle, żebym chciał jechać do sanatorium. Zawiadomiliśmy oczywiście policję i wcale
nie musieliśmy długo czekać na zainteresowanie. Zeznałem, co trzeba, a oni wzięli się za
mierzenie, wąchanie i mlaskanie, że aż zrobiło się intymnie. Borg skinął głową w moją stronę
i po chwili mogliśmy zakończyć tę scenę. Biuro zostało zamknięte na klucz, a my udaliśmy się
na Stare Miasto. Zanim tam dojechałem, Borg powiedział, co o tym wszystkim myśli, przy
okazji prowadząc mój wóz, jakby znali się od dziecka.
Snajper stwierdził. I to dobry. Mógł strzelać z WA 2000...
Brzmi niezle, ale co to jest? przerwałem mu.
Karabin. Niektórzy uważają go bardziej za wyczynowy niż wojskowy odparł. Znam
lepsze, ale z tego też można zabić.
Niewiele brakowało podsumowałem smętnie. Ramię zaczynało coraz bardziej boleć.
Gdyby chciał pana sprzątnąć, już mielibyśmy pogrzeb. Nabój był szwajcarski... To kaliber
7,5.
Nie chciał mnie zabić? zdziwiłem się.
Ano nie odpowiedział antyterrorysta. Takiej amunicji używają tylko zawodowcy.
Może chcą szefa tylko nastraszyć?
Mnie nie można nastraszyć warknąłem, bo znieczulenie naprawdę przestawało działać.
Spojrzał na mnie jak na piwnicę przed sprzątaniem.
To jest nas już dwóch podsumował optymistycznie, ale spojrzenie mu się nie zmieniło.
Z tej broni może strzelać też mańkut...
Nie rozumiem.
Tak jest zrobiona wyjaśnił. Aatwo ją dostosować.
Ale nie mamy pewności, że to mańkut, prawda?
Ano nie mamy westchnął naprawdę ciężko.
Zaparkowaliśmy na Podwalu i po krótkim marszu przez Piekarską wyłonił się przed nami
rynek Starego Miasta. Wiał wiatr, gdzieniegdzie w półmroku snuli się nieliczni turyści i
okoliczni mieszkańcy, światła zapalały się w kolejnych oknach, wszystko przygotowywało się
na nadejście chłodnej nocy. Zatrzymałem się na rogu rynku i obserwowałem zbliżających się
ludzi. Jak na razie nikt nie przypominał szefa ochrony Stefana Radwana. Borg oddalił się
dyskretnie i po swojemu sprawdzał teren. Zeszyte ramię bolało mnie już na całego, ale
udawałem, że nic się nie dzieje. Mimo zimna byłem spocony, jakbym miał gorączkę. Michał
Gabryś pojawił się kilka minut przed dwudziestą. Trzeba przyznać, że był cholernie
przystojny. W długim płaszczu wyglądał jak skrzyżowanie Jamesa Bonda z Robocopem. Siła
spokoju, ot co.
Wszedł do jednej z restauracji i po chwili wyszedł. Najwidoczniej coś go zdenerwowało,
bo zaczął spacerować raz w jedną, raz w drugą stronę. Zapalił papierosa, co mogło oznaczać,
że z kondycją było u niego krucho. Borg stał kilka metrów dalej. Gdyby nie okoliczności,
poznałbym panów w jednej chwili. Nagle koło Gabrysia wyłonił się wysoki młody mężczyzna
koło trzydziestki. Dawno nie widziałem kogoś tak starannie ubranego. Jeśli bez garnituru
można wyglądać doskonale, ten mężczyzna był tego idealnym przykładem. Kurtka, golf, buty,
włosy i szalik przerzucony przez ramię nawet w zapadających ciemnościach przyciągały
uwagę. Ich właściciel miał długie czarne włosy pokryte lśniącym żelem, wystylizowaną brodę
i wąsy oraz okulary, na widok których człowiek łapał się za portfel. Ochroniarz przywitał się z
nieznajomym, zamienili kilka zdań i skierowali się w stronę parkingu przy Kapitulnej.
Ruszyłem za nimi, nie podchodząc za blisko, bo Gabryś łatwo by mnie rozpoznał. Borg mógł
sobie pozwolić na większą śmiałość, szedł kilka kroków za nimi. Nie starał się nawet
[ Pobierz całość w formacie PDF ]