[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wręcz symboliczne.
Mówisz poważnie? Więc mogę jechać? Jesteś pewien?
Jak najbardziej. Zwłaszcza że dziś doszedłem samodzielnie aż do toalety!
Boże! Robert, to wspaniała wiadomość!
Zaczynam odzyskiwać czucie na dobre. Wszystko& Robertowi ze wzruszenia załamał się głos.
Trzymaj się, braciszku. Wszystko będzie dobrze! Ja to wiem. I trzymam mocno kciuki.
Trzymaj, trzymaj. Tylko jedna prośba. Spakuj Kubę jakoś sensownie na te dni. Nie chciałbym, żeby
ci się pałętał po domu podczas twojej nieobecności.
Oczywiście, choć nie widzę problemu. Twój syn bardzo ostatnio wydoroślał i wreszcie przestał
przypalać mi garnki. W wannie też już nie sypia, więc raczej się nie utopi. Bardzo zmężniał. Aż serce
rośnie.
Ja również go nie poznaję powiedział Robert. I jeszcze ten jego nowy głos& Zupełnie jakbym
rozmawiał z mężczyzną.
Nie przesadzaj. Bas ma, i owszem, okazały, ale jak czasem jeszcze zapiszczy, to mi talerze z rąk lecą!
Więc co się z nim&
Jak to co? Jesteś ślepy?
Najwyrazniej jestem.
Halinka.
No tak. O nikim innym nie gada.
Spokojnie, ta dziewczyna ma na niego wspaniały wpływ. Zmiem twierdzić, że znajomość z nią to
najlepsza rzecz, jaka mogła spotkać Kubę.
Rodzeństwo rozmawiało jeszcze chwilę, aż wreszcie Marylka wcisnęła czerwoną słuchawkę
i wrzasnęła na całe biuro:
Huraa! Yes, yes, yes!
Co się stało? przybiegła przestraszona Laura.
Nie wiem, czym sobie zasłużyłam, ale chyba Bozia ma mnie w swojej opiece. Brat mi zdrowieje
i mogę jechać!
Poważnie?
Jak najpoważniej. Połącz się z tym krwiopijcą i mu powiedz!
Super! ucieszyła się sekretarka. Przed chwilą dzwoniła Agata, ale nie zdążyłam odebrać. I całe
szczęście. Teraz i ona się ucieszy.
No widzisz, jaka jestem dobra w uszczęśliwianiu ludzi? zakpiła Marylka. Jedno skinienie palcem
i wszyscy się cieszą. Normalnie jak królowa angielska na pikniku wśród wiernych poddanych&
Przestań już, bo nie mogę się opanować. Laurę aż złożyło ze śmiechu.
No dobra. Kiedy dokładnie ten wylot?
Za cztery dni. Masz czas, żeby się przygotować.
Jestem przygotowana. W końcu ta gnida anonsuje spotkanie od kilku miesięcy. Wszystko mam
w laptopie.
Ale ja nie o tym. W planie masz jakiÅ› koncert symfoniczny&
No to co?
Jak to co? Trzeba się odpieprzyć na taką eleganc ką okoliczność.
To się odpieprzę. Nie martw się roześmiała się Marylka i jak zadurzona licealistka policzyła
w kalendarzu dni do powrotu Marcela.
Ona wróci do domu w sobotę, potem jeszcze tylko dwa dni i Marcel kończy szkolenie w Madrycie!
Marylka wprost nie mogła się doczekać, kiedy znów będą razem, i choćby z tego względu tak bardzo
ucieszyła ją perspektywa kilkudniowego spotkania z Gawłowiczem. Z tak bardzo wymagającym
i absorbującym klientem dni na wyjezdzie przelecą jak z bicza strzelił!
Ale dopiero w domu, gdy przymierzała elegancką wieczorową sukienkę, zdała sobie sprawę, jak
bardzo tęskni za ukochanym. Tak długa rozłąka na samym początku nowego związku miała swoje plusy,
dawała bowiem obojgu czas do namysłu oraz możliwość, aby za sobą zatęsknić. Niemniej jednak nie
można było zapominać o minusach. Marylka przez cały czas bała się, że Marcel się rozmyśli albo
przyjdzie mu do głowy coś głupiego. I dosłownie skręcało ją z tęsknoty. A poza tym Marcel jeszcze nie
zadeklarował się w kwestii uczuć. Wręcz przeciwnie. Od samego początku kokietował Marylkę,
wyraznie określając charakter znajomości, a ona przystała na to z pełną świadomością. Wiedziała, w co
się pakuje. Mimo wszystko miała wrażenie, że ostatnio Marcel jakby nieco zmienił nastawienie. Ta
niepewność była nieco męcząca, więc Marylka postanowiła, że tuż po jego przyjezdzie zapyta go wprost.
Przy okazji planowała powiedzieć o swojej bezpłodności i przykrych życiowych konsekwencjach tego
faktu. Nie chciała nic owijać w bawełnę, ceniła sobie szczerość. Po długich przemyśleniach niechętnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]