[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Stadnicki zasłynął ze swej hultajskiej działalności nie tylko w Ziemi Przemyskiej. Ze swej
siedziby w górach wyprawiał się także bowiem na Zląsk, gdzie po matce odziedziczył znaczne
dobra, między innymi Ziemieńczyce. W swoich wyprawach Zygmunt dobierał sobie zwykle
kompanie swawolników i lisowczyków, którzy po rozpoczęciu wojny trzydziestoletniej
przechodzili często przez Zląsk. W roku 1622 Stadnicki napadł na Zląsku na dwóch kupców
żydowskich z Rzeczypospolitej: Mojżesza Laudę z Wiśnicza i Jakuba Gombrychta, którzy
pozostawali na usługach Stanisława Lubomirskiego i wiezli kosztowne dary dla księcia
legnickiego. Zygmunt zabił ich, uciął głowy, złupił wozy. Napad ten wywołał wielką burzę,
bowiem książę legnicki odwołał się do Zygmunta III Wazy, a Lubomirski, który był
regimentarzem, usiłował postawić Zygmunta przed sądem wojskowym, gdyż, jak pamiętamy,
Stadnicki był przecież rotmistrzem z wyprawy chocimskiej w 1621 roku. Przeciwko
awanturnikowi wystąpił także starosta przemyski Marcin Krasicki, który uzyskał w dodatku
pomoc wojska kwarcianego. Krasicki zdobył Rudawkę, wysiekł ludzi Zygmunta, ale samego
Stadnickiego nie schwytał. Zredni z Diabląt uciekł bowiem w góry, a stamtąd udał się na Zląsk,
chcąc zwerbować znaczną swawolną kupę i dokonać odwetu. Krasicki zdobył w Rudawce
nieprzebrane skarby. Stanisław Stadnicki najmłodszy z Diabląt pisał pózniej w protestacjach,
że Krasicki znalazł w zameczku kosztowności i klejnoty warte 200 tysięcy złotych.
Tymczasem Zygmunt, jak już pisaliśmy, udał się na Zląsk. Wiadomo, że dokonał tutaj kilku
rozbojów i gwałtów. I w końcu zabity został w jakiejś utarczce, nie wiadomo jednak, gdzie
i kiedy. Zaraz po jego śmierci starszy brat, Władysław Stadnicki, wpadł na Zląsk ze swoimi
ludzmi, złupił i splądrował wiele wsi, rzekomo mszcząc się za śmierć brata. Znając jednak
stosunki między nimi, należy wątpić, czy rzeczywiście kierował nim żal po śmierci Zygmunta.
Zapewne było tak, iż Władysław wykorzystał po prostu sposobność do umotywowania zemstą
rabunku oraz grabieży i szybko skorzystał z okazji. Z kolei Izabela, żona Zygmunta, nie
rozpaczała długo po śmierci męża. Już wkrótce wyszła bowiem za Hieronima Zborowskiego.
Wcześniej jednak Stanisław i Władysław Stadniccy odebrali jej wszystkie majętności, które
zapisał Izabeli w testamencie Zygmunt.
Władysław Stadnicki
Władysław Stadnicki, najstarszy syn Diabła Aańcuckiego poszedł w zupełności w ślady
swego ojca. Rezydujący na Aańcucie najpierw wraz ze wszystkimi braćmi, a potem tylko
z najmłodszym Stanisławem, stał się szybko postrachem okolicy.
Pierwszym konfliktem, jaki rozpętał Władysław Stadnicki, były dwie wojny: jedna
z Konstantym Korniaktem, tym samym, którego więził w Aańcucie Diabeł, i z Mikołajem
Spytkiem Ligęzą, także tym samym, z którym wojował przez długie lata jwgo ojciec. Przyczyną
waśni z Ligęzą był zaś tenże sam jarmark w Rzeszowie, o który pokłócił się z kasztelanem stary
Diabeł. Już w roku 1621 Władysław Stadnicki na czele bandy lisowczyków zamknął drogę do
Rzeszowa kupcom, niektórych złupił, wpadł także do samego miasta i złupił jarmarki.
Kolejnym konfliktem stała się wojna z Konstantym Korniaktem, który, po śmierci Diabła,
wytoczył proces jego synom, spodziewając się, że pójdzie mu z nimi łatwiej niż ze starym
Stadnickim. Korniakt żądał od Stadnickich ponad 400 tysięcy złotych polskich tytułem
odszkodowania za najazdy na jego włości i uwięzienie, a także zwrotu starych długów Diabła,
tych samych, które Stanisław Stadnicki zaciągnął jeszcze u jego ojca. Była to w XVII wieku
suma wprost niewyobrażalna.
Władysław bronił się jak mógł. Zawarł pozorną transakcję ze swoim kuzynem Aleksandrem,
aby uchronić się przed zajęciem łańcuckich włości. Ale gdy to nie pomogło, zwerbował sobie
znaczną swawolną kompanię i począł zajeżdżać włości Korniakta. Tym razem jednak Konstanty
nie bał się wroga. Otoczył się strażami, odpowiadał na zajazd zajazdem i poruszał niebo i ziemię,
aby tylko uzyskać sprawiedliwy wyrok na Władysława. Tymczasem najstarszy z Diabląt szalał,
rabował, palił, mordował i gwałcił. Zajeżdżał szlachtę, w tym także znanego zajezdnika Jacka
Dydyńskiego. Początek lat dwudziestych stanowił ciężki okres w dziejach Rzeczypospolitej.
W kraju pełno było swawolników głównie byłych lisowczyków wracających z wojny
trzydziestoletniej do domu i nie mających zajęcia. Władysław Stadnicki założył zatem
w Aańcucie prawdziwy obóz wojskowy, zwerbował do tysiąca ludzi i żył z rozbojów. Już
wkrótce najstarszy z Diabląt zebrał wokół siebie wielu znanych infamisów i warchołów, jak na
przykład Aleksandra Sienieńskiego i Wiktora Siemaszkę. Na ich czele wyprawiał się na Zląsk,
łupił w Ziemi Przemyskiej. O ile jednak stary Stadnicki słynął jako wielki okrutnik, o tyle
Władysław znany był jako człowiek po prostu szalony, nie mający umiaru w zadawaniu
cierpienia i bólu. Stary Diabeł lubował się w zadawaniu tortur, w obcinaniu piłą rąk i nóg swym
więzniom; jego syn uwielbiał palić całe wsie i wioski. Posuwał się przy tym do tak wielkiego
okrucieństwa, że czasami nawet jego podkomendni błagali go o litość dla chłopów i mieszczan;
w końcu jego obłęd stał się tak wielki, że zaczęli obawiać się go nawet najbliżsi jego towarzysze.
Bez wątpienia Władysław był przy końcu swego żywota niemal obłąkany. I ten właśnie
obłęd uratował kiedyś życie Konstantemu Korniaktowi. Gdy bowiem w roku 1622 wyprawił się
chyłkiem, chcąc schwytać swego wroga, niespodziewanie pokłócił się o coś z jednym ze swych
towarzyszy szlachcicem Pawłowskim. Władysław natychmiast zabił go, a wówczas opuścili go
wszyscy panowie bracia, którzy trwali dotąd przy nim wiernie. Cała szlachta, starzy infamisi
i warchołowie, służący dotąd wiernie Władysławowi, pozostawili go ponoć w polu z garścią
sabatów i hajduków. Stadnicki nie miał zatem kim dokonać zajazdu i musiał zawrócić.
Korniakt długo znosił Władysława. Aż wreszcie, gdzieś pod koniec 1622 roku, postanowił
rozprawić się ostatecznie ze swym wrogiem. Podobnie jak Opaliński, zaciągnął znaczny zastęp
hajduków i kozaków i postanowił wyruszyć przeciw Władysławowi. Ponieważ działo się to
w chwili, gdy Zygmunt Stadnicki zabił kupców na Zląsku, Diablęta zlękli się Korniakta, ustąpili
mu całe dobra żurawickie, mając nóż na gardle, skwitowali ze wszystkiego, oddali nawet siostrze
Korniakta wszystkie klejnoty, które kiedyś zrabował w Sośnicy Stanisław Stadnicki.
Już wkrótce po tym zginął Zygmunt Stadnicki, a starosta Jerzy Krasicki zajął zbrojnie jego
Rudawkę. Władysław i Stanisław przycichli zatem trochę, uspokoili się. Najstarszy z braci
poprosił nawet swego stryja Marcina Stadnickiego, aby pomógł im powrócić do dobrej reputacji.
Kasztelan nie odmówił pomocy. 24 grudnia 1624 roku na sejmiku województwa ruskiego
panowie bracia mieli zająć się przywróceniem do czci obu braci z Aańcuta. Okazało się jednak,
że Władysławowi chodziło tylko o to, by zyskać na czasie. Razem z bratem pojawili się na
sejmiku w Sądowej Wiszni, wiodąc pół tysiąca godnych siebie hultajów, po czym usiłowali
dyktować swoje warunki. Wobec grozby użycia siły, szlachta zamknęła sejmik i rozjechała się do
domów.
To właśnie przeważyło szalę. Starosta przemyski Marcin Krasicki zwołał szlachtę przemyską
[ Pobierz całość w formacie PDF ]