[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zcisnął jej nadgarstek jeszcze mocniej i poczuł, jak zgrzytnęły drobne kostki.
Sprawiło mu to ponurą satysfakcję. Mimo wszystko nie krzyknęła. Trzymała się
całkiem dobrze.
- Słuchaj no. Chcę, \ebyś wiedziała, w co się pakujesz. Pociągnij za sznurek, kiedy
usłyszysz hymn szkolny. Ciągnij mocno. Na bloczkach będzie trochę luzu, ale nie za
du\o. Kiedy poczujesz, \e wiadra zlatują, uciekaj. Nie zatrzymuj się, \eby posłuchać
krzyków ani pod \adnym innym pozorem. To ju\ nie jest głupi szkolny kawał. To jest
kryminalne przestępstwo, wiesz? Jak cię złapią, nie wykręcisz się grzywną. Zamkną
cię w więzieniu i wyrzucą klucz.
Jak na niego było to niezwykle długie przemówienie.
W odpowiedzi zmierzyła go tylko spojrzeniem pełnym hamowanej złości.
- Kapujesz?
- Tak.
- W porządku. Kiedy wiadra spadną, zaczynam wiać. Jak dobiegnę do samochodu,
odje\d\am. Jeśli zdą\ysz, mo\esz jechać ze mną. Jeśli nie, zostawiam cię i odje\d\am
sam. Jeśli cię złapią i będziesz kablować, zabiję cię. Wierzysz mi?
- Tak. Zabieraj swoje śmierdzące łapy. Puścił ją. Mimowolny posępny uśmiech
rozjaśnił mu twarz.
- Okay. Wszystko będzie dobrze. Wysiedli z samochodu. Dochodziła dziewiąta
trzydzieści.
Vic Mooney, przewodniczący najstarszych klas, przemawiał jowialnie do mikrofonu:
- Dobra, panie i panowie, proszę zająć miejsca. Czas na głosowanie. Będziemy
wybierać króla i królową dzisiejszego balu.
- Takie współzawodnictwo to obraza dla kobiet! - krzyknęła Myra Crewes, która
najwyrazniej miała nieczyste sumienie.
- I dla mę\czyzn! - wrzasnął na to George Dawson. Rozległ się ogólny śmiech. Myra
się nie odezwała. Zło\yła ju\ swój pokazowy protest.
- Proszę o zajęcie miejsc! - Vic uśmiechał się do mikrofonu,, uśmiechał się i
czerwienił gwałtownie, obmacując pryszcz na brodzie. Zza jego ramienia sennie
wyglądał ogromny wenecki gondolier. - Czas na wybory.
Carrie i Tommy usiedli. Tina Blake i Norma Watson rozdawały odbite na powielaczu
arkusze wyborcze; Norma upuściła jeden arkusz na ich stolik i szepnęła:
- Powodzenia! - Kiedy Carrie podniosła go i przestudiowała, szczęka jej opadła.
- Tommy, tu sÄ… nasze nazwiska!
- Taak, widziałem - odparł. - We wstępnym głosowaniu poszczególnych kandydatów i
ich partnerki wybiera się bez ich wiedzy i zgody. Witamy na pokładzie. Chcesz się
wycofać?
Przygryzła usta i spojrzała na niego.
- A ty?
- Jeszcze czego - powiedział wesoło. - Jak cię wybiorą, nie musisz nic robić, tylko
siedzisz tam, kiedy grają hymn szkoły, potem odwalasz jeden taniec i machasz
berłem, i wyglądasz jak kompletny idiota. Potem robią ci zdjęcie i wklejają do
albumu, \eby wszyscy mogli zobaczyć, \e wyglądasz jak kompletny idiota.
- Na kogo będziemy głosować? - Spoglądała niepewnie na arkusz i mały ołóweczek
le\ący obok jej gondoli ze słodyczami. - To bardziej twoi znajomi ni\ moi. - Wyrwał
jej się zduszony śmiech. - Tak naprawdę to ja nie mam \adnych znajomych.
Wzruszył ramionami.
- Głosujemy na siebie. Do diabła z fałszywą skromnością.
Roześmiała się głośno i natychmiast zakryła ręką usta. Dzwięk własnego śmiechu był
dla niej niemal całkowicie obcy. Szybko, zanim mogła się zastanowić, podkreśliła ich
nazwiska, trzecie od góry. Cienki ołówek złamał jej się w ręku. Gwałtownie
wciągnęła powietrze. Drzazga zadrapała ją w opuszek palca. Wypłynęła niewielka
kropelka krwi.
- Skaleczyłaś się?
- To nic. - Spróbowała się uśmiechnąć, ale nagle okazało się to trudne. Widok krwi
napawał ją niesmakiem.
Wytarła krew serwetką. - Ale złamałam ołówek, a to była pamiątka. Idiotka ze mnie.
- Masz jeszcze swoją łódkę - pocieszył ją i popchnął gondolę przez stolik w jej
kierunku. - Mo\esz się nią przechwalać. - Coś ją ścisnęło za gardło, a\ przestraszyła
się, \e zaraz się rozpłacze i narobi sobie wstydu. Jakoś się opanowała, ale jej oczy
zaczęły podejrzanie błyszczeć. Pochyliła głowę, \eby Tommy tego nie zauwa\ył.
Dla wypełnienia czasu orkiestra grała jakąś prostą melodię, podczas gdy porządkowi z
ochotniczej słu\by zbierali poskładane arkusze wyborcze. Następnie arkusze zostały
zło\one na stole opiekunów przy drzwiach. Vic, pan Stephens i państwo Lublin zajęli
się obliczaniem wyników. Panna Geer nadzorowała wszystko popatrując dookoła
ponurym, świdrującym wzrokiem.
Carrie czuła, jak mimo woli ogarnia ją napięcie, jak kurczą jej się mięśnie brzucha i
prostują plecy. Mocno trzymała Tommy'ego za rękę. Oczywiście to był absurd. Nikt
nie miał zamiaru na nich głosować. Mo\na głosować na ogiera, ale nie wtedy, kiedy
jest zaprzę\ony w jednej parze z oślicą. To będzie Frank i Jessica albo Don Farnham i
Helen Shyres. Albo... o cholera!
Dwa stosy arkuszy były wyraznie wy\sze od pozostałych. Pan Stephens skończył [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl