[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Whitman i Disney krążą wokół siebie, żaden nie chce zrobić pierwszego
ruchu. Ale nie, oto Whitman zamyka Disneya w niedzwiedzim uścisku,
podnosi go, Whitman zbił Disneya z nóg w pierwszych sekundach rundy
pierwszej, wali podeszwami stóp przeciwnika o matę, i tak, panie i panowie,
Disney wygląda na ogłuszonego. Whitman rzuca Disneyem o liny, przerzut
przez bark, Disney leży. Ale teraz uwalnia się, wstaje i, drodzy kibice, łapie
Whitmana za brodę! Kręci nim wkoło i teraz to Whitman wygląda na
ogłuszonego. Disney kręci się na piętach, Whitman wiruje, Disney puszcza
brodę Whitmana, Whitman wypada z tej śruby i buch! o ziemię, jak tona
cegieł. Ale Whitman wstaje, twardy gość, trzeba przyznać, wstaje i rusza do
ataku. Chwyt za kostki, Disney pada. Sędzia Carmine Fucelli przyklęka,
odlicza. Raz, dwa, trzy...
Gong, gong uratował Disneya na końcu rundy pierwszej. Za moment ciąg
dalszy. A teraz...
- Cześć, nazywam się Arthur Blaine. Może nie znacie moich wierszy, ale na
pewno o mnie słyszeliście, bo to ja byłem pierwszym amerykańskim poetą na
Księżycu. Zawsze używam karty American Express. I wy zawsze miejcie ją
przy sobie opuszczając Ziemię.
Runda druga, Whitman wychodzi, zdaje się, że chciałby skończyć to, co
zaczął pod koniec rundy pierwszej. Od razu zdobywa przewagę, unieruchomił
Disneya chwytem alaskański palec"; wykręca mu rękę, Whitman założył
Disneyowi nelsona. Disney klęczy na jednym kolanie, na twarzy maluje mu
się prawdziwy ból, teraz, podczas tego huraganowego początku rundy drugiej.
Ale Disney nagle się przewraca, okręca i, tak, staje na nogi. Whitman ucieka
od Disneya, nie, chce się odbić od lin. Rusza wprost na przeciwnika, ale ten
robi krok w bok, wygląda na to, że Whitman przeleci przez liny i spadnie na
stanowisko prasy! Ale nie! Wyprostował się w samą porę i zamierza znowu
się odbić od lin ze straszliwą siłą, panie i panowie, straszliwą siłą, a Disney nie
jest na to gotów! Disney przyjął teraz straszliwy cios, Disney pada. To może
załatwić sprawę... to był straszliwy cios pana ydzbła trawy w rundzie
drugiej. Carmine Fucelli zaczyna odliczać, po raz drugi w ciągu dwóch rund,
po raz drugi wylicza Disneya. Raz, dwa, trzy, cztery... ale zaraz, Fucelli
ukradkiem podaje coś Disneyowi. Jakiś obcy przedmiot. To czarodziejska
różdżka Disneya i Disney nią macha, i oto, panie i panowie, pojawia się
siedmiu krasnoludków, po zwycięskiej turze Mistrzostw Zapaśniczych w
Lidze Karłów, obskakują Whitmana, już leży przygwożdżony za kostki i
nadgarstki do maty, leży, oszołomiony i osłupiały, to może załatwić sprawę!
- To wszystko bujda, wszystko ustawione odezwał się ochrypły, cwaniacki
głos, gdzieś w głębi hełmu i mózgu Blaine'a. - Widziałeś, jak sędzia podetknął
mu różdżkę? A chcesz wiedzieć dlaczego? Bo Fucelli pracuje dla Ojca
Chrzestnego, dla Boga Ojca. A absolutnym, wiecznym faworytem Ojca
Chrzestnego jest właśnie Disney. Ten twój Whitmanek nie miał szans nawet
na paznokieć.
Fucelli akurat podawał Disneyowi czerwono-biało-niebieski pas nabijany
złotem i klejnotami, gdy naraz Blaine skoczył nad linami, porwał nagrodę i
umknął drugą stroną ringu, wszystko to jednym płynnym ruchem, jakby kreślił
literę M. Publiczność buchnęła śmiechem przekonana, że to dalszy ciąg
widowiska, lecz zaraz umilkła, bo Fucelli chwycił rozbujany mikrofon i
wrzasnął:
- Bić sukinsyna!
Kibice jeden przez drugiego rzucili się w pogoń za Blaine'em, który gnał ku
zapasowemu wyjściu, już sobie wyobrażając ręce rozrywające go na części jak
homara. Kiedy pierwsze paznokcie skrobnęły go po plecach, pchnął podwójne
drzwi i stanął jak wryty. Przed sobą miał idealną ciszę księżyca; samotność raz
uderzyła w przeświecający gong.
Rozdział 17
Mówiłem ci, żebyś zabił Rabina - rzekł Stalin. - %7ływi ludzie
sprawiają jeden kłopot po drugim."
Jeszcze całkiem nie przegrałem" - odparł Popławski.
Rzeczywiście, na klęskę będziesz musiał trochę poczekać. Jak mówi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]