[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rolinie i masz sÅ‚odszy smak ni¿ brzoskwinia z Georgii!
St. Bride szepnêÅ‚a, przytrzymuj¹c kurczowo jego muskularne
ramiê ja chcê...
Wiem, czego chcesz, wiem nie pozwoliÅ‚ jej dokoñczyæ. Wci¹g-
n¹Å‚ j¹ pod siebie. Patrz¹c jej prosto w twarz, rzekÅ‚ z zadowoleniem:
Ty przewrotna dziewczyno, wiedziaÅ‚em, ¿e ci siê to spodoba. Lu-
biê ciê wÅ‚aSnie tak¹, uwodzicielsk¹ i piêkn¹. Nie mySl, ¿e pragnê anioÅ‚a.
AnioÅ‚y za mÅ‚odo umieraj¹! Po tych sÅ‚owach jego rêce zeSlizgnêÅ‚y siê
ku jej biodrom.
Kayleigh pomySlaÅ‚a, ¿e to bardzo m¹dre sÅ‚owa. Nad nimi SwieciÅ‚o
sÅ‚oñce, za nimi piêtrzyÅ‚y siê rozpalone wydmy, a ich dzieliÅ‚y od siebie
tylko krople wody, pot i kruchy bastion niewinnoSci, który miał niedłu-
go run¹æ.
To prawda. Nie jestem anioÅ‚em szepnêÅ‚a mu do ucha. Po raz
pierwszy w ¿yciu byÅ‚a z tego rada. PragnêÅ‚a go teraz, tutaj, nad morzem.
Z turkusowymi oczami i porywczym usposobieniem przywodził jej na
mySl ocean. Wszystko naokoÅ‚o zdawaÅ‚o siê sprzyjaæ jej pragnieniu. Nie
sprzyjało jednak niewinnoSci.
Uchwycił jeszcze mocniej jej biodra i powiedział cicho:
Teraz ciê wreszcie mam, ty moje ciemnowÅ‚ose kochanie!
230
SkinêÅ‚a gÅ‚ow¹, a on uniósÅ‚ j¹ ku sobie i jednym potê¿nym ruchem
wszedÅ‚ w ni¹. Do samego koñca.
Niespodziewany, przeraxliwy ból sprawiÅ‚, ¿e Kayleigh odrzuciÅ‚a gÅ‚o-
wê w tyÅ‚, wydaj¹c gardÅ‚owy krzyk. OdepchnêÅ‚a go oszoÅ‚omiona, chc¹c,
¿eby j¹ natychmiast puSciÅ‚. WyczoÅ‚gaÅ‚a siê spod niego i upadÅ‚a w piasek,
chc¹c znalexæ siê jak najdalej od mê¿czyzny, który j¹ zraniÅ‚.
Jezu Chryste! wykrzykn¹Å‚ St. Bride, patrz¹c ze zgroz¹ na czer-
won¹ stru¿kê spÅ‚ywaj¹c¹ miêdzy jej udami. Jezu Chryste! Oniemia-
Å‚y, z pobladÅ‚¹ twarz¹, podszedÅ‚ do klêcz¹cej na piasku Kayleigh. Ona
jednak wstaÅ‚a chwiejnie, schwyciÅ‚a mokr¹, pokryt¹ piaskiem koszulê i za-
czêÅ‚a biec.
ZraniÅ‚eS mnie! krzyknêÅ‚a. WiedziaÅ‚eS, ¿e mnie zranisz! Rwia-
domie chciaÅ‚eS mnie zraniæ!
Nie! PróbowaÅ‚ do niej podejSæ i wzi¹æ j¹ w ramiona, lecz ona
cofaÅ‚a siê przed nim w popÅ‚ochu. Pospiesznie naci¹gnêÅ‚a zabrudzon¹
koszulê i uciekÅ‚a, wiedz¹c, ¿e nie bêdzie próbowaÅ‚ jej zatrzymaæ. Pa-
trzyÅ‚ w Slad za ni¹, kiedy biegÅ‚a do domu.
PotarÅ‚ skronie, szukaj¹c ubrania. K¹tem oka dostrzegÅ‚ jej przepiêk-
n¹, kosztown¹ sukniê, na której równie¿ byÅ‚y Slady krwi. Kln¹c gÅ‚oSno,
kopn¹Å‚ j¹, zasypuj¹c plamy piaskiem.
owinna byÅ‚a wiedzieæ, co z tego wyniknie. Powinna byÅ‚a wiedzieæ, ¿e
coS równie cudownego skoñczy siê w sposób równie straszny. Kayleigh,
skulona przy oknie, patrzyÅ‚a, jak ostatnie promienie sÅ‚oñca barwi¹ na
ró¿owo obÅ‚oki nad horyzontem. Morze byÅ‚o spokojne, a na wieczornym
niebie pojawiÅ‚ siê ju¿ ksiê¿yc, chocia¿ o wiele bledszy ni¿ w nocy. Nie
płakała.
CzerpaÅ‚a osobliwe zadowolenie z tego, ¿e jej serce po prostu zamie-
niÅ‚o siê w kamieñ. KiedyS, dawno temu, byÅ‚a ufna i naiwna. Gdy daÅ‚a
kosza Straughtowi, podSmiewaÅ‚y siê wraz z Morn¹ z jego oSwiadczyn.
WydawaÅ‚o siê absurdem, by Kayleigh, tak mÅ‚oda i Swie¿a, chciaÅ‚a po-
Slubiæ podstarzaÅ‚ego, nieokrzesanego kuzyna ich ojca. Nie przypuszcza-
Å‚y, ¿e oka¿e siê tak bezlitosny w d¹¿eniu do celu.
Aza spÅ‚ynêÅ‚a jej powoli po policzku. StarÅ‚a j¹ palcem, po czym
znów zaczêÅ‚a patrzeæ w okno. ChciaÅ‚a tylko tego, co dane byÅ‚o Mornie
231
kogoS, kogo mogÅ‚aby darzyæ miÅ‚oSci¹ i zaufaniem. Teraz wiedziaÅ‚a, ¿e
nie jest to St.Bride.
Druga Å‚za stoczyÅ‚a siê po jej twarzy. Potem trzecia. Nie zadaÅ‚a sobie
trudu, by je wycieraæ. Tak, nie nale¿aÅ‚o mu ufaæ. Wci¹¿ sobie przecie¿
powtarzaÅ‚a, ¿e Å‚¹czyÅ‚y go z jej kuzynem jakieS podejrzane interesy i ¿e
nic dobrego z jego strony jej nie spotka. Unikała go, jak mogła. A tam,
na pla¿y, uwierzyÅ‚a nagle, ¿e stanie siê coS wspaniaÅ‚ego. Ka¿de jego
dotkniêcie, ka¿dy pocaÅ‚unek kazaÅ‚y jej s¹dziæ, ¿e naprawdê pragnie tego,
co w koñcu nast¹piÅ‚o, pragnie dojmuj¹co.
MyliÅ‚a siê jednak. OsÅ‚oniÅ‚a piersi rêkami, jakby chciaÅ‚a siê przed
czymS broniæ. Ból i krew okazaÅ‚y siê zupeÅ‚nym zaskoczeniem. W Mhor
niewiele wiedziaÅ‚a o naturze zwi¹zku miêdzy mê¿czyzn¹ a kobiet¹. Po-
tem znalazÅ‚a siê nagle w Nowym Rwiecie. Razem z Bardolfem ¿yÅ‚a
wprawdzie z kradzie¿y, lecz rozumiaÅ‚a, co wÅ‚aSciwie robi¹ nierz¹dnice,
nad rzek¹ spotykaÅ‚a ich przecie¿ wiele. Te kobiety miewaÅ‚y nieraz caÅ‚e
tuziny klientów, lecz s¹dziÅ‚a, ¿e ich rzemiosÅ‚o jest w najgorszym razie
czymS bardzo uci¹¿liwym, nigdy zaS tak bolesnym, jak to, czego dozna-
Å‚a dzisiaj na pla¿y. Sprzedawanie siê mê¿czyznom za pieni¹dze byÅ‚o nie-
moralne, ale czy byÅ‚o te¿ jednym rozdzieraj¹cym bólem?
UniosÅ‚a do warg dr¿¹c¹ dÅ‚oñ. Musi obmySliæ nowy plan ucieczki.
Briney Marlin odpÅ‚ynie bez niej! PrzeklinaÅ‚a dzieñ, kiedy spotkaÅ‚a
St. Bride a.
Obracaj¹c w palcach ogniwa srebrnego naszyjnika, zaczêÅ‚a zastana-
wiaæ siê gor¹czkowo, co robiæ. ChciaÅ‚a wróciæ do Szkocji, obojêtnie,
w jaki sposób, i nigdy wiêcej nie ogl¹daæ St. Bride a. Choæ mdliÅ‚o j¹ na
mySl o tym, co siê tam dziS wydarzyÅ‚o, z ponur¹ min¹ wpatrywaÅ‚a siê
uparcie w wydmy. Nie kochaÅ‚ jej. Nie wierzyÅ‚ ani trochê w to, co mu
o sobie mówiÅ‚a. Wzi¹Å‚ j¹ niby uliczn¹ dziewkê, daj¹c w zamian tylko
ból. Musi od niego uciec!
A jeSli serce bêdzie j¹ bolaÅ‚o? No to zostawi je na pla¿y Wolf Island
i ju¿.
Czy Wasza WysokoSæ ¿yczy sobie czegoS? spytaÅ‚a w holu Mad-
die, gdy St. Bride przechodziÅ‚ koÅ‚o niej. ByÅ‚o ju¿ póxno, caÅ‚a sÅ‚u¿ba
spaÅ‚a w swoich chatach. Maddie jako jedyna sÅ‚u¿¹ca nocowaÅ‚a w domo-
stwie. WÅ‚aSnie miaÅ‚a udaæ siê do swojego pokoju, gdy wzburzony
St. Bride, w kosztownym szlafroku z br¹zowego brokatu, pospiesznie
schodziÅ‚ na drugie piêtro.
Nie, nic mi nie trzeba mrukn¹Å‚ w odpowiedzi.
232
Maddie oniemiała ze zdumienia. Nigdy jeszcze nie widziała swego
pana w takim stanie. ByÅ‚ zawsze taki ¿yczliwy i zrównowa¿ony, teraz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]