[ Pobierz całość w formacie PDF ]
samym cierpieniem.
-( I przecież wiesz - kończyła chłodno Elżbieta - że lubię być prz chorych.
^8- Pozestawiać wszystko ze stolika, wytrzepać za okno serwetkę i na nowi y^
wszystko na niej ustawić, zmienić wodę w kwiatach, powynosić przybór ^ ^-.
do mycia, wydobyć ze smutnego pokoju jego stały wewnętrzny, rozsądn w^^' ład -
to jednak była pociecha. Gdy chora leżała wreszcie w czystej koszul Vi A, X- na
przeÅ›cielonym łóżku, Elżbieta Å‚udziÅ‚a siÄ™ przez chwilÄ™, że odtÄ…d bÄ™dzi i °
jakoś inaczej, że coś jednak obróci się na lepsze. I oczekiwała, że ciotka sn
c^y uśmiechnie, że będzie jej teraz wygodnie i dobrze, że dozna ulgi. \
Ale dla pani Cecylii rzecz nie zmieniła się w niczym. Nastała tylk( chwila, że
mogła się wreszcie nieruchomo i w spokoju oddać na nowe swojemu cierpieniu.
Gdy Ewa przyniosła na małej tacy kawę i sucharki, pani Kolichows ka poruszyła
się z jękiem, niechętnie patrząc na jedzenie. Elżbieta weszła znowu w swą rolę.
Ale zrobiwszy swoje, chciała już odejść. Pani Cecylia zatrzymała ją pytaniem:
- Dlaczego nie przychodzi Ziembiewicz?
- Właśnie wrócił, bo gdzieś wyjeżdżał. Telefonował wczoraj.
- To dziÅ› przyjdzie?
Pytania ciotki były krępujące. Zenon nie przychodził od pięciu dni, za każdym
razem zresztą wyjaśniał powody i rzecz nie nasuwała wątpliwości. Ale rozległość
pustki, którą stwarzała ta nieobecność, była grozna Na myśl, że mógłby nie
przyjść jeszcze dziś, Elżbieta uczuwała pod żebrami ból dojmujący i nagły, ból
będący przestrachem.
Rzeczy, których nie zrobiła, i te, których nie powiedziała, słowa odkładała
wszystkie na to jedno widzenie. Przymykając oczy, po stanawiała, że teraz będzie
już inna. %7łe będzie "dobra".
Od rana rozpamiętywała widzenie ostatnie, i jeden w nim pośród innych pocałunek.
Wiedza o tym była bardziej cielesna niżeli tamta rzeczywistość, myślała się
całym ciałem, od stóp do głowy. Przelatywała w jego ciemnościach jak dreszcz. I
wszystko wewnątrz zwijało się, skręcało i żarzyło od jej obiegu. Elżbieta
żałowała: "Dlaczego nie zgodziłam się wtedy? Jak mogłam?"
Przytomniała powoli, słysząc głos pani Kolichowskiej, pełen skargi.
- Tyle lat jesteÅ› ze mnÄ… i ciÄ…gle, ciÄ…gle obca.
- Co ciocia mówi?
Elżbieta nie zdziwiła się, tylko chciała zrozumieć.
- Ciągle masz jakieś swoje sekrety, kryjesz się ze wszystkim. A przecież chyba
ja powinnam wiedzieć.
- O czym?
- Bo jeżeli masz zamiar wyjść za tego Ziembiewicza - tak? Pani Kolichowska
leżała bez ruchu i jakby bez oddechu. Jej przestraszone oczy nie patrzyły na
Elżbietę.
- Och, wie ciocia!
Elżbieta prędko powściągnęła swój gniew. Pytanie ciotki musiało być od dawna
gotowe, odsuwane, odkładane na pózniej. Musiało ją wiele kosztować. We
współczuciu Elżbiety krył się wstyd, że komuś na niej tak zależy.
Z niedbałością, jak o czymś nieważnym, powiedziała:
- Tak, mamy zamiar się pobrać.
Od tego wyznania serce jej uderzyło parę razy mocno i powoli. Takimi nazwana
słowami rzecz sama zaczęła być na nowo wielka, ciężka i rozległa.
I zaraz, jakby tracąc odwagę, dodała:
- W każdym razie jeszcze nieprędko.
Zenon miał przyjść zaraz po obiedzie. Ale do tego czasu zamysły i postanowienia
Elżbiety odmieniły się znacznie. Naprzód pytanie ciotki zepsuło intymną,
dręczącą tkliwość oczekiwania. Ponadto jeszcze przed samym obiadem wynikła nagle
i nie po raz pierwszy sprawa, która wszystkie jej myśli odwróciła w inną stronę.
Sprawa dotyczyła starego dozorcy Ignacego. Pani Kolichowska już dawno chciała go
oddalić i Elżbiecie udawało się dotąd zawsze wyjednać zwłokę. Tymczasem ostatnio
Ignacy rzeczywiście chorował na serce czy sklerozę i niewiele już przy domu
pracował. Zastępowała
8 - Granica
113
go żona z pomocą młodszego chłopaka Chąśbów, Edwarda. Ale 1 Edward był, jak
mówiła Michalina, "nicpotym", zawsze się gdz zapodział i trzeba go było dopiero
szukać, gdy był potrzebny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]