[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tuneli!
- Jestem Tooktoook z Klanu Trilk - skłamał krasnolud, używając imienia szarego, którego
zabił poprzedniego ranka. - Patrolowałem i zgubiłem się! Jestem szczęśliwy, że znalazłem pokój z
kominkiem!
Szare krasnoludy spojrzały po sobie, a potem podejrzliwie na obcego. Słyszeli raporty z
kilku ostatnich tygodni - odkąd Shimmergloom, smok cienia, będący dla nich bogiem został zabity
- o wymordowanych duergarach, często pozbawionych głów, znajdowanych w zewnętrznych
tunelach. Dlaczego ten jest sam? Gdzie jest reszta patrolu? Z pewnością Klan Trilk jest na tyle
mądry, aby trzymać się z daleka od tuneli Klanu McUduck.
I dlaczego, zauważył jeden z nich, w brodzie tego krasnoluda jest rude pasmo?
Krasnolud zdał sobie natychmiast sprawę z ich podejrzeń i wiedział, że nie może już dłużej
podtrzymywać tej zabawy w ciuciubabkę.
- Straciłem dwóch z mego klanu - powiedział. - Przez drowa - uśmiechnął się, zobaczywszy
rozszerzone oczy duergarów. Sama wzmianka o drowie zawsze powodowała to, że szare
krasnoludy chwiały się na obcasach i dała przysmolonemu krasnoludowi kilka dodatkowych
sekund. - Ale to było warte tego! - oznajmił podnosząc mithrilowy topór obok głowy. - Dało mi to
złośliwe ostrze! Widzisz?
Gdy jeden z duergarów pochylił się, zachwycony lśniącą bronią, rudobrody krasnolud dał
mu bliższy wgląd na nią, wbijając okrutne ostrze głęboko w twarz. Drugi duergar ledwie zdążył
sięgnąć do rękojeści swego miecza, gdy został trafiony ciosem na odlew, który pogrążył koniec
rękojeści topora w jego oku. Zatoczył się do tyłu, lecz wiedział, w mgle bólu, że to jego koniec, na
sekundę przedtem, zanim mithrilowy topór przeciął mu szyję.
Z przedpokoju wpadło dwóch następnych duergarów z wyciągniętą bronią.
- Idziemy z pomocÄ…! - wrzasnÄ…Å‚ jeden z nich, rzucajÄ…c siÄ™ do walki. Drugi runÄ…Å‚ do drzwi.
Szczęście znów było po stronie rudobrodego. Kopnął jakiś przedmiot, leżący na podłodze,
odrzucając go w kierunku uciekającego duergara i w międzyczasie parując swą złotą tarczą
pierwszy cios najnowszego przeciwnika. Uciekający duergar był tylko o kilka kroków od korytarza,
gdy coś potoczyło się między jego stopami, podcinając go i sprawiając, że rozciągnął się jak długi
na podłodze. Uklęknął szybko, lecz zawahał się, walcząc z wzbierającą w jego gardle żółcią, gdy
zobaczył o co się potknął.
O głowę swego pobratymca.
Rudobrody krasnolud uchylił się przed następnym ciosem, po czym rzucił się przez pokój,
aby uderzyć tarczą w klęczącego teraz duergara i roztrzaskać nieszczęsne stworzenie o kamienną
ścianę. Krasnoluda wytrącił jednak z równowagi własny skok, przyklęknął więc na jedno kolano,
podczas gdy dopadł go pozostały przy życiu duergar. Intruz podniósł nad głowę swą tarczę, aby
zablokować cios miecza duergara i odpowiedział niskim zamachem topora, celując w jego kolana.
Duergar odskoczył na czas, otrzymując cięcie tylko w jedną z nóg, ale zanim zdążył przyjść do
siebie i odpowiedzieć ciosem, rudobrody wstał już i był gotowy.
- Twoje kości rzucę na pożarcie padlinożercom - warknął krasnolud.
- Kim jesteś? - zapytał duergar. - Na pewno nie z naszej rasy! - Na pokrytej popiołem twarzy
rozlał się uśmiech.
- Nazywam siÄ™ Battlehammer - warknÄ…Å‚, pokazujÄ…c herb na swej tarczy, kufel pieniÄ…cego siÄ™
piwa Klanu Battlehammer. - Bruenor Battlehammer, prawowity król Mithrilowej Hali!
Bruenor zachichotał cicho, widząc jak twarz szarego krasnoluda zbielała. Duergar cofnął się
w stronę drzwi prowadzących do przedpokoju, wiedząc teraz, że nie zdoła przeciwstawić się tak
potężnemu przeciwnikowi. W desperacji odwrócił się i rzucił się do ucieczki, usiłując zatrzasnąć za
sobą drzwi. Lecz Bruenor domyślił się, co zamierza duergar i włożył swój ciężki but między drzwi
a próg, zanim zdążyły się zamknąć. Potężny krasnolud uderzył ramieniem w twarde drzewo, co
sprawiło, że duergar wpadł do małego pokoju, roztrącając stół i krzesło.
Bruenor wkroczył do pokoju pewnie, nie obawiając się żadnego zaskoczenia. Nie widząc
drogi ucieczki, szary krasnolud rzucił się dziko na niego, z wysuniętą do przodu tarczą i mieczem
wzniesionym nad głową. Bruenor bez trudu zablokował cios skierowany w dół, a potem uderzył
toporem w tarczę duergara. Ona także była z mithrilu i topór nie mógł się w nią wbić, lecz
uderzenie Bruenora było tak potężne, że skórzane rzemienie rozerwały się, a ramię duergara
zdrętwiało i opadło bezsilnie. Duergar wrzasnął przerażony i wystawił swój krótki miecz, żeby
ochronić odsłoniętą flankę. Bruenor uderzył w ramię duergara swą tarczą, celując w łokieć, czym
sprawił, że jego przeciwnik stracił równowagę. W błyskawicznej kombinacji z toporem, Bruenor
ciął w odsłonięte ramię duergara.
Druga głowa spadła na podłogę.
Bruenor chrząknął, uznając robotę za dobrze wykonaną i powrócił do większego
pomieszczenia. Duergar, leżący obok drzwi, dopiero co odzyskał przytomność, gdy wtem Bruenor
uderzył go tarczą - szary wpadł na ścianę.
- Dwudziesty drugi - mruknął do siebie, licząc szare krasnoludy, które zabił w ciągu
ostatnich kilku tygodni. Wyjrzał na ciemny korytarz. Nie było nikogo. Zamknął cicho drzwi i
wrócił do ognia, aby poprawić swój makijaż.
W czasie szalonego spadku na dno Wąwozu Garumna, na grzbiecie płonącego smoka,
Bruenor stracił przytomność. Był naprawdę zaskoczony, gdy udało mu się otworzyć oczy. Gdy
tylko się rozejrzał zobaczył, że smok nie żyje, lecz ciągle nie mógł zrozumieć jak się to stało, że on,
leżąc na grzbiecie płonącego smoka, nie spłonął. Wokół niego wąwóz był cichy i ciemny; nie mógł
domyślić się, jak długo pozostawał bez przytomności. Wiedział jednak, że jego przyjaciele, jeśli
udało się im uciec, pójdą prawdopodobnie drogą powrotną przez tylne drzwi, kierując się na
bezpiecznÄ… powierzchniÄ™.
A Drizzt żył! Obraz lawendowych oczu drowa, patrzących na niego ze ściany wąwozu, gdy
smok ześlizgiwał się obok niego, pozostał wyryty w pamięci Bruenora. Nawet teraz, tygodnie
pózniej, o ile mógł się zorientować, używał obrazu nieposkromionego Drizzta Do Urdena, jak
litanii przeciwko beznadziejności swej sytuacji. Nie mógł bowiem wspiąć się z dna wąwozu, gdzie
ściany wyrastały pionowo i prostopadle w górę. Musiał wśliznąć się w samotny tunel, biegnący do
podstawy wzniesienia, i wędrować przez niższe poziomy kopalni.
Przez armię szarych krasnoludów - duergarów, najbardziej zaniepokojonych, gdyż smok,
którego zabił Bruenor, Shimmergloom, był ich wodzem.
Zaszedł daleko, a każdy krok zbliżał go do swobody i powierzchni. Lecz zbliżał go także do
głównej czeredy duergarów. Nawet teraz słyszał szum ogni kuzni wielkiego, podziemnego miasta,
rojącego się niewątpliwie od szarych szumowin. Bruenor wiedział, że musi przejść tamtędy, żeby
dotrzeć do tuneli łączących się z wyższymi poziomami. Lecz nawet tutaj, w ciemnościach kopalń,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]