[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przeciwko pokazywaniu się w towarzystwie żywego dowodu na fakt, że wypadki chodzą
jednak po ludziach.
Zawahała się przez chwilę, nim odpowiedziała:
- Dziękuję, panie Qwilleran, ale dziś wieczorem niestety nie mogę.
Jej brak zdecydowania zaskoczył go bardziej niż to, że odrzuciła zaproszenie. W
końcu nie każdy musi lubić mrożone ravioli.
Następnego ranka przy śniadaniu pani Cobb miała w zanadrzu nowe plotki o
Goodwinterach.
Qwilleran przeprosił za spóznienie, siadając do talerza naleśników na maśle z
prawdziwym kanadyjskim bekonem.
- Proszę mi wybaczyć. Chyba zaspałem, ale najwyrazniej po tym wypadku potrzebuję
więcej snu - pociągnął nosem.
- CzujÄ™ zapach lawendy.
- To jest wosk angielski - wyjaśniła gospodyni. - Pani Fulgrove zajmuje się dziś
meblami w jadalni - podreptała ku drzwiom pokoju śniadaniowego i zamknęła je cicho. -
Mówiła mi, że kiedy pan Goodwinter wrócił z Waszyngtonu, znów pokłócił się z siostrą.
Panna G krzyczała coś o Rosjanach, o jakiejś kobiecie i o trupie. Nie mam pojęcia, o co w
tym wszystkim chodzi. Zresztą panią Fulgrove czasem trudno zrozumieć. Mówiła też coś o
jakiejś krowie, która otwiera w Pickax restaurację.
- Gorsza od tych restauracji, które tu mamy, już być nie może - zauważył. - A nuż
będzie lepsza? Czy ktoś dzwonił?
- Owszem, Lori Bamba. Powiedziała, że jej mąż wpadnie z pierwszą porcją listów dla
pana do podpisania. Dzwoniła też pani Hanstable, żeby powiedzieć, że zbiera dzikie jagody, i
pytała, czy chcemy. Sprzedaje je, a pieniądze przeznacza na szpital.
- Mam nadzieję, że pani zamówiła?
- Tak, dwie kwarty. Jutro będzie w mieście u fryzjera, to przy okazji je dostarczy.
- Wy, kobiety, układacie sobie życie w rytmie tych wizyt i fryzur - stwierdził.
- Och, panie Q - zaśmiała się, grożąc mu żartobliwie palcem. Wyraznie była we
frywolnym nastroju, wkrótce też okazało się dlaczego. - Zostałam dziś zaproszona na kolację
- oznajmiła. - Poznałam go w Towarzystwie Historycznym.
- Zwietnie! Zjem sobie gdzieÅ› hamburgera.
- Nie ma takiej potrzeby, panie Qwilleran. Kupiłam cztery przepiękne plastry schabu,
włożę je przed wyjściem do piekarnika. Pomyślałam sobie, że może będzie pan chciał kogoś
zaprosić.
- Zwietna myśl! Zadzwonię do Juniora, mam wobec niego niejakie zobowiązania.
Po południu tego dnia Nick Bamba przywiózł siedemdziesiąt pięć pięknie wypisanych
na maszynie listów. Oznajmił z dumą:
- Lori każdą odpowiedz trochę zmienia, żeby nie wysyłać do wszystkich tego samego
standardowego tekstu. Moim zdaniem niezle sobie radzi.
Qwilleran darzył sympatią młodego inżyniera z Mooseville.
Nick posiadał bujną, kręconą czuprynę i lśniące entuzjazmem oczy, jak dwa czarne
onyksy; zawsze też miał na podorędziu coś ciekawego do opowiedzenia.
- Dobrze, że nic poważnego ci się nie stało, Qwill. Lori modliła się za ciebie.
- Podziękuj jej w moim imieniu. Teraz naprawdę potrzeba mi, żeby ktoś się za mnie
modlił. Jak się czuje Lori?
- W porzÄ…dku, tylko rankami nie za bardzo, ale to normalne.
- Napijesz siÄ™ piwa?
- A masz coś mocniejszego? Lori na okres ciąży odstawiła alkohol, więc ja też w
domu nie pijÄ™.
- Oto słowa godne troskliwego męża - zauważył Qwille-ran.
Zasiedli z drinkami w oranżerii i zaczęli rozmawiać o sprawie Tiffany Trotter,
rowerach, psach, a w końcu o gawędziarzach z baru Pod Psem".
- Jadąc do ciebie - przypomniał sobie Nick - wstąpiłem tam po drodze na lunch i
widziałem coś dziwnego. Czy Alex Goodwinter jest twoim prawnikiem?
- Tak naprawdÄ™ wszystkim zajmuje siÄ™ jego siostra.
- Słyszałem, że jest bardzo bystra. Szkoda, że nie można tego samego powiedzieć o
Aleksie. Jakiś czas temu wygłosił przemówienie w Klubie Entuzjastów i muszę stwierdzić, że
takiego nudziarza w życiu nie słyszałem. Potrafi się zachować, niezle wygląda i tak dalej, ale
gdy próbowałem się potem zastanowić, co tak właściwie powiedział, doszedłem do wniosku,
że nic!
- Co takiego wydarzyło się w barze? - spytał Qwilleran od niechcenia, choć był bardzo
zaciekawiony.
- Siedziałem przy oknie i usiłowałem przeżuć produkt uboczny jakiegoś tartaku, który
nazywają tam klopsem. W pewnym momencie zobaczyłem, że na parking zajeżdża cadillac.
A wiesz, najczęściej pojawiają się tam półciężarówki i mikrobusy.
- Nie żartuj, byłeś w stanie coś dostrzec przez te niemyte od stuleci szyby?
- Lori twierdzi, że mój sokoli wzrok potrafi przebić nawet ceglaną ścianę.
- No i co tam zobaczyłeś?
- Cadillakiem zajechał Alex, ale nie wyszedł z wozu i nie zgasił silnika, tylko siedział
za kierownicą i czekał. Po chwili wyszedł do niego jeden z właścicieli baru i usiadł na fotelu
obok.
- Który z właścicieli? - spytał Qwilleran.
- Nie kucharz, ten drugi. Ten mięśniak, który rozbija się po okolicy na motocyklu.
Siedzieli obaj w samochodzie i odniosłem wrażenie, że się o coś kłócą. W końcu jednak Alex
wyciągnął portfel i odliczył kilka banknotów. Bardzo jestem ciekaw, jaki to interes ubili.
Qwilleran również uznał to za podejrzane, ale należało też brać pod uwagę najprostsze
rozwiÄ…zanie.
- Ten facet wykonuje różne prace konserwatorskie. Może Alex po prostu wypłacił mu
honorarium.
- Gotówką? Dlaczego nie wypisał czeku? - Nick pochylił się na krześle do przodu. -
Wiesz co, zawsze byłem przekonany, że w tej knajpie sprzedają coś więcej niż kiepskie
żarcie. W przeciwnym razie ta speluna dawno już by zbankrutowała.
Qwilleran postanowił podrażnić się trochę z Nickiem.
- Przecież Alex to wzorowy obywatel, podpora miejscowej społeczności, czystej linii
Goodwinter. Jak możesz go podejrzewać o jakieś szwindle?
- Alex jest czystej linii hochsztaplerem, i tyle - oburzył się Nick. - Udaje wielką
szychę posiadającą wpływy w Waszyngtonie, tymczasem myślę, że on tam po prostu dobrze
siÄ™ bawi.
- A co sÄ…dzi Lori na jego temat?
- Wiesz, jakie są kobiety! - rzekł Nick lekceważącym tonem. - Uważa go za istnego
adonisa, dokładnie tak się wyraziła. Ja użyłbym trochę innego słowa.
Wychodząc, Nick wziął kolejne pięćdziesiąt listów, na które miała odpowiedzieć jego
małżonka, a Qwilleran wybrał się do sklepu z artykułami żelaznymi, żeby obejrzeć sobie
rowery. Po powrocie oznajmił pani Cobb:
- Wie pani, ile kosztuje taki rower z przerzutkami? Więcej, niż zapłaciłem za mój
pierwszy samochód!
- Przecież stać pana, panie Q.
- Nie w tym rzecz... Bardzo Å‚adnie dziÅ› pani wyglÄ…da, pani Cobb.
- Dziękuję. Właśnie wracam od fryzjera - miała też na sobie intensywniejszy makijaż
niż zwykle. - Nigdy pan nie zgadnie, kto zaprosił mnie dziś na kolację! Ten mężczyzna, który
nie chciał się zgodzić na sztandar z czterdziestoma ośmioma gwiazdami.
- Co takiego? Hackpole?
- Herb Hackpole. Jest naprawdę bardzo miły. Prowadzi warsztat samochodowy i
obiecał sprawdzić, czemu z mojego mikrobusika wycieka olej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]