[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jego pobudkach. W końcu sam powiedział, że nie wierzy w miłość.
- Już jestem - zawołał pogodnie Rafe, zamaszyście otwierając drzwi. - Dziękuję, że
przywiozłaś mi ten kontrakt. Nie będę cię dłużej zatrzymywał.
- Bardzo proszę. - Maddie uśmiechnęła się tak szeroko, jakby ktoś jej właśnie
ofiarował gwiazdkę z nieba. - Praca jest zawsze moim priorytetem. Nie ma nic ważniej-
szego.
- Jeszcze raz dziękuję. Odprowadzę cię do drzwi.
- Dzięki. Dobranoc, Nicole. - Maddie rzuciła ostatnie triumfujące spojrzenie i wy-
maszerowała z pokoju z Rafe'em pod rękę.
Dobry nastrój Nicole prysł jak bańka mydlana. Rafe pojawił się dosłownie po kilku
sekundach. Nicole zagryzła zęby, nie chcąc powiedzieć nic złego o Maddie.
- Przepraszam cię za to najście. Jutro porozmawiam z Maddie - powiedział spokoj-
nie Rafe, uznając temat za zakończony.
Nicole skinęła głową. Nie miała najmniejszej ochoty na dalszą rozmowę.
R
L
T
- Nie jesz już? - Rafe zainteresował się zawartością jej talerza.
- Nie, nie jestem już głodna.
- Ja też nie. Może przesiądziemy się na kanapę? Zastanawiam się, co tym razem
ma do powiedzenia ciotka Emilia. Siostra mojego ojca - uściślił. - Nigdy nie wyszła za
mąż. Narzeczony rzucił ją, gdy rodzina zbankrutowała.
- To przykre. - Nicole ciekawiło, co jest w tym liście.
Usiedli obok siebie.
- Chcesz coś do picia? - Nicole potrząsnęła głową, więc otworzył kopertę. - O mój
Boże.
Nicole nigdy nie widziała tak poruszonego Rafe'a. Jedną dłonią zakrył usta i przez
dłuższą chwilę szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w trzy zdjęcia, które wyjął z
koperty.
Podał fotografie Nicole.
- TrzymajÄ… dziecko... To twoi rodzice?
- Tak, to ja i moi rodzice. Na następnym zdjęciu są moi bracia, a na kolejnym ja z
ojcem.
- Byłeś rozkosznym dzieckiem. - Nicole uśmiechnęła się uroczo.
Rafe rozłożył list i zaczął czytać:
- Kochany Raphaelu, piszę do ciebie, ponieważ wiem, że nikt nie jest nieśmiertel-
ny. Chciałabym, żebyś to właśnie ty był posiadaczem tych zdjęć. Twój ojciec przysłał mi
je, gdy byłeś jeszcze małym chłopcem. Bardzo was wszystkich kochał: ciebie, Damiena,
Michaela i Leonarda. %7łałuję, że wszyscy wyjechaliście tak daleko. Damien mieszka w
Las Vegas, ty w Miami, Michael w Atlancie, a Leonardo w Pensylwanii. %7łałuję, że nie
mogłam wam pomóc po śmierci ojca, ale wszyscy doskonale sobie radzicie. Przyjmij
moje najszczersze gratulacje w związku z twoim synem Joelem. Wiem, że zarówno on,
jak i jego matka będą dla ciebie zródłem szczęścia. Pozdrawiam, Emilia. - Rafe zawiesił
głos i tępo wpatrywał się w list. - O czym ona opowiada? Skąd wie o Joelu? A Leo? Leo
zmarł w tym samym wypadku, co ojciec. To chyba skutki starości.
- A wszystko inne siÄ™ zgadza?
R
L
T
- Tak... Leonardo w Pensylwanii. Hm... To jedyne zdjęcia naszej rodziny. Wiele
bym dał, żeby mieć jeszcze kilka.
Sposób, w jaki Rafe patrzył na fotografię, poruszył serce Nicole. Wiedziała, dla-
czego tak walczył o Joela. Rafe desperacko chciał mieć rodzinę.
- Powinieneś zrobić odbitki. Zdjęcia łatwo się gubią lub niszczą.
- Tak, myślałem, żeby je również zeskanować. Będę je miał na dysku swojego
komputera. Nawet nie wiesz, ile nocy spędziłem, marząc o chociaż jednym zdjęciu ro-
dziców. Moi przybrani rodzice udawali, że nie miałem przeszłości. Chcieli, żebym za-
pomniał o braciach i prawdziwych rodzicach. Czasami myślałem, że tamto życie było
tylko snem. Nie miałem żadnego dowodu. Teraz mam te zdjęcia.
Oczy Nicole zaszły łzami.
- Powinnam ci coś dać. Zaraz wracam.
Od razu poszła do swojego pokoju. Włączyła swojego laptopa i szybko podłączyła
do niego drukarkę. Znalazła folder, który przysłał jej prywatny detektyw. Od razu wpadł
jej w oko zeskanowany artykuł o śmierci Anthony'ego Mediciego. Gazeta wydrukowała
zdjęcie rodzinne, które przedstawiało czterech kędzierzawych chłopców. Za ich plecami
stała szczupła kobieta i wysoki postawny ciemnowłosy mężczyzna. Nicole nie wiedziała,
czy Rafe widział kiedykolwiek tę fotografię. Wracając do Rafe'a, weszła na chwilę do
Joela. Spał jak aniołek.
Rafe w milczeniu studiował zdjęcie swojej rodziny.
- Gdzie to znalazłaś? - zapytał dziwnym tonem.
- To długa opowieść, a jest już dosyć pózno.
- Nie jestem zmęczony.
- Pamiętasz jak wynająłeś prywatnego detektywa, żeby mnie sprawdził? - zaczął
ostrożnie.
- Tak. Zrobiłaś to samo. Dowiedziałaś się czegoś interesującego?
- Raczej potwierdziłam wszystko, co sam o sobie powiedziałeś.
- Dobrze, nie owijajmy w bawełnę - rzekł Rafe. - O co chodzi? Pewnie wiesz, że
nie ukończyłem najlepszego w Stanach uniwersytetu i że moja rodzina nie ma arystokra-
tycznych korzeni.
R
L
T
- Sprawa o pobicie.
- No tak. Mówiłem ci, że moim zadaniem było wypraszanie awanturujących się
gości. Nie każdy był łagodny jak baranek.
- Tak, wiem to wszystko - odpowiedziała ze zrozumieniem, ale nagle głos jej się
załamał. - Tabitha sugerowała, że masz skłonności do agresji i nie umiesz się kontrolo-
wać. Nie powiedziała wprost, że jesteś agresywny, ale dawała mi to do zrozumienia.
- Mówiła, że ją uderzyłem? Nigdy nie uderzyłem nikogo słabszego od siebie. Co ci
jeszcze mogła powiedzieć? - Rafe niecierpliwie żądał odpowiedzi.
- Nigdy nie powiedziała, że ją uderzyłeś. Po prostu lubiła nazywać cię tyranem.
- I stąd się wzięły te wszystkie twoje dziwne pytania o bicie dzieci? - Domyślił się,
a jego głos pełny był smutku i urazy.
- Chciałam tylko wiedzieć, czy nie będziesz się znęcać nad Joelem. Mówiła, że je-
steÅ› podobny do naszego ojca.
- I co z tego? O waszym ojcu wiem tylko tyle, że jest świetnym biznesmenem i
snobem jednocześnie. To taki grzech? Mogę zapewnić, że nie jestem snobem.
- Mój ojciec znęcał się nad nami. - Nicole nie mogła już dłużej ukrywać prawdy. -
Dlatego nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Dlatego moja matka od niego odeszła. Ta-
bitha jakoś umiała się z nim dogadać, więc oberwała tylko kilka razy. Ja byłam główną
ofiarÄ… jego agresji.
- Twój ojciec cię bił? - powtórzył zdruzgotany Rafe.
- Nie będę ci tego udowadniać. Wierz lub nie, ale to robił. Nie pozwolę nikomu
skrzywdzić Joela. Może czasem przesadzam, ale mam powody.
- Oczywiście, że ci wierzę. Nie mieści mi się w głowie, że można znęcać się nad
własną rodziną. Nie jestem agresywny, ale chyba bym go za to zabił. Jak mógł cię cho-
ciaż dotknąć! - Wykrzyczał gniewnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl