[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Miłość kobiety to ręka podana
W chwili złych myśli i pokus szatana;
To wzięte wszystkie z głębi twojej duszy
Chęci szalone, żądze niespokojne
I namiętności nasienia zdradliwe,
I pierwej nim siÄ™ w truciznÄ™ rozplenia,
Nim święty serca skalają przybytek,
Niech przejmą czysty ducha twego promień
Pierwej, chryzmatem uczucia święcone,
W szczęście wyrosłe i w cnoty wszczepione.
Miłość kobiety to nagroda twoja
Przy trudnej pracy męskiego zawodu,
To przy rodzinnym ognisku kapłanka
Błogich dni życia i uciech domowych!
To głos radości, co na progu wita
Wracającego spośród obcych ludzi;
To białe ramię, które szyję twoją
Okrąży słodkiej pieszczoty objęciem,
Kiedyś znużony i wierzyć przestajesz,
%7łe jeszcze takie serca są na świecie,
Które ci żywszym biciem odpowiedzą,
Gdy ręka twoja do nich zakołata,
Gdy wołać będziesz przyjaciela, brata
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
87
To są te usta, coć powiedzą wtedy:
Przebacz i kochaj, bo jesteÅ› kochany .
To jest ta losu niemylność jedyna,
Co gdy świat cały błotem cię zarzuci,
Gdy ty sam nawet skłócisz się z sumieniem,
Ona ci jedna zostanie i zawsze
Przychylne dłonie ku tobie wyciągnie
I przed niechęcią ona cię otuli
W śnieżysty rąbek swej szaty niewinnej,
I przed zgryzotą ona cię osłoni
Własnego serca boleścią i łzami,
I przed występkiem ona cię obroni
Swoją świętością i swymi prośbami;
Ty ku niej idąc złe drogi porzucisz,
Ty za nią idąc, znów do nieba wrócisz.
Miłość kobiety! o ja z darów bożych
Niech sobie tylko ten jeden uproszÄ™
Ja będę wielki, cnotliwy i święty,
Samolubnego zrzeknÄ™ siÄ™ starania
O własne zyski i własne rozkosze,
Ja znajdę w sercu do poświęceń siłę,
Wiele dobrego bliznim moim zrobiÄ™,
I wiele złego bez szemrania zniosę,
Pobłogosławię tym, co kląć mi będą,
Uścisnę rękę, która cios mi zada,
Otrę łzę każdą lub razem zapłaczę
Z każdym, kto innej nie chce mieć pociechy,
Wesprę, oświecę, ukocham, przebaczę,
Zapomnę siebie lecz niech o mnie święta,
Niech kochająca kobieta pamięta...
Ta ta ta ta! dość tego, braciszku przerwał nagle zamówiony
tłumacz dość tego, bo ja zapomnę i Beniamin odjedzie, nie wiedząc
nawet, co mu tak dlatego nad uchem brzęczało to zaś jest w najpraw-
dziwszym znaczeniu rzecz taka:
Mój najckliwszy braciszek słyszał od mamy, że kobieta, która ko-
cha, jest aniołem, rozpamiętywa te piękne słowa i wypada mu, że w
istocie, ponieważ bardzo jest wygodnie mieć najpierw mamkę, potem
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
88
niańkę, potem siostrę, która wierzy wszystkim przechwałkom, potem
żonę, która zawsze potakuje, całuje, zapewne jeść gotuje i skarpetki
robi a więc kobieta jest aniołkiem, a więc jegomość przyrzeka nawet,
że będzie bardzo grzeczny, jeśli takiego aniołka dostanie, a wszystko
razem wzięte, przewielebny słuchaczu, wszystko razem i niucha tabaki
nie warte. Jest to sobie nędzna a nieszczera parodia tego, co pierwej
wręcz powiedziałem; ja mówiłem: chcę kobiety on też mówi: chcę
kobiety , ja mówiłem: chcę kobiety, żeby mi szczęście dała on też
mówi: chcę kobiety, żeby mi szczęście dała za panią matką pacierz
młynkował pod wiatr językiem, ale zawsze toż samo ziarno żal mi
ciebie, że przy pierwszych odwiedzinach musiałeś tak długo tych
wszystkich bredni słuchać. W nagrodę powiem ci ich króciuteńki su-
mariusz powiem ci, czym jest ludzkie przeznaczenie. Jest szaradÄ…,
której się od prawdziwych mędrców nauczyłem ale mój drogi, zakli-
nam siÄ™ na wszystko, nie zdradzaj mnie przed prawnikami, autorami,
reformatorami, hipokrytami, głupcami i poczciwymi ludzmi. Oto jest:
pierwsze życie, druga śmierć, a wszystko razem używaj, używaj,
używaj! Na ostatni wyraz oba malce zachichotały głośno.
Więc i ty się śmiejesz rzekłem do młodszego, za rękę go biorąc.
O, ja najbardziej cisnął mi wesoło i skłoniwszy się prędko
uciekł wraz z bratem swoim; mnie wtedy okropny smutek ogarnął, spu-
ściłem oczy, bo czułem, że mi się łzami napełniają, a nie chciałem dać
łez moich na pośmiewisko tym ludziom bez serca. %7ływą sprzecznością
stanął mi w pamięci nasz ubogi rodzinny domek i przesunęły wszyst-
kich moich ukochanych postacie. %7łal mi się zrobiło tej dumnej, pięknej
kobiety, którą ja byłbym przed chwilą nad świętą matkę moją, nad
wszystkie siostry moje ubóstwił. %7łal mi się jej zrobiło, bo czułem już,
jak to można nie kochać jej, a kiedy ja nie kochałem, to któż ją mógł
kochać? I zdjęła mnie wielka litość, i wzniósłszy powieki długo
wśród tłumu szukałem jej spojrzeniem, aż na koniec z dala siedzącej
dostrzegłem. Nie patrzyła na mnie jakiś mężczyzna mówił do niej,
ona słuchała i bawiła się niedbale zwojami białej gazy, co jej niby ob-
łok przejrzysty od diamentowej przepaski na głowie po ramionach i
całej spadała kibici. Była ona tak piękną, tak spokojną, tak uważną na
to, co jej prawił ów mężczyzna za patrycjusza przebrany, jak gdyby to
nie ona przed chwilą odezwała się bluznierczymi słowy, jak gdyby nie
ona drażniła ze mną pieśniami swych paziów. Zapomnienie maską
niewinności przylgnęło do jej twarzy.
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
89
Nie mogłem na ten widok oburzenia mego powściągnąć wstałem,
poszedłem; tuż przy niej stanąłem.
%7łegnaj, pani odezwałem się, lecz ona niecierpliwie brwi
zmarszczyła i znak milczenia mi dała.
A więc, pomyślałem sobie, nie witana, nie żegnana, zostań tutaj w
zbytkach twoich między mną a tobą na wieki wieków niepamięć za-
padnie i chciałem odejść, lecz ona, jakby zgadując zamiar mój, nie
odwróciwszy się, nie spojrzawszy nawet, wzięła mnie za rękę, a młody
patrycjusz tymczasem rozwijał jej w naukowych wyrażeniach architek-
toniczne plany względem podzwignięcia i zastosowania do użytku lub
ozdoby wszystkich ruin wiecznego miasta, a ona podawała mu nowe
pomysły, chwaliła, poprawiała go jak najbieglejsza w tej sztuce mi-
strzyni, a ja dziwiłem się trafności sądu i gruntowności jej nauki.
Czegóż chciałeś, moje dziecko? zapytała mnie wreszcie zupeł-
nie niespodzianie wtedy, gdy mi się zdawało, że już ani myśli o mnie i
że przez zapomnienie tylko dłoni mojej nie wypuszcza.
Przyszedłem pożegnać panią odpowiedziałem, ale trochę mniej
pewnym głosem i bez oburzenia żadnego.
Jak to, pożegnać? Czy słońce już zbyt jasno świeci, a moje lampy
zbyt ciemno już płoną?
O nie, pani, słońce jeszcze nie wstało, a wonna lamp twoich oliwa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]