[ Pobierz całość w formacie PDF ]

on siÄ™ o tym dowie?
Twarz Ingalill w półmroku rozjaśniła się uśmiechem.
- Ty głupi mały dzieciaku. Głupi, tchórzliwy Arillu. Co ty sobie
wyobrażasz, że kim jesteś? Czy zapomniałeś, że jeszcze jesteś właściwie
dzieckiem, i wuj rzÄ…dzi tobÄ… i wszystkim, co posiadasz? Ja... jestem twojÄ…
ochronÄ….
Arill jęknął.
Ona ma, niestety, racjÄ™.
Popełniła jednak fatalny błąd. Pokazała mu swoją prawdziwą twarz.
- Wyjdz stąd - powiedział cicho. Potrząsnęła rudą grzywą, poczuł
zapach jej włosów, było to niczym cios w żołądek. Zapach Reiny.
- Wynocha! - powtórzył. Bezwstydnie chwyciła jego męskość i
mocno ścisnęła.
- Dobrze, dobrze. Możemy przecież porozmawiać pózniej. Kiedy
trochę dorośniesz. Powinnam była wiedzieć, że nie jesteś jeszcze
wystarczająco męski jak dla mnie, Arill.
Posłał za nią paskudne przekleństwo. Roześmiała się dzwięcznie.
Długo jeszcze słyszał jej chichot. Leżał zlany potem. Boże drogi, w co się
ten Gjert wdał?
ROZDZIAA PITY
Johanna gniewnie przeszła przez izbę i zaczęła po raz czwarty
odmierzać dozy nowego specyfiku. Miarki z cieniutkiego szkła miały
wygrawerowane kreski odpowiednio do stopnia stężenia lekarstwa,
Johanna bała się, by nie uronić ani jednej kropli tego cudownego leku.
Odkąd kolejna przesyłka od Remmermanna przyszła wiosną, przeczytała
większość nowych medycznych książek.
Lekarstwo, które odmierzała, to opium. Ale nie starego typu, gęste i
trudne do odmierzenia, lecz płyn przezroczysty niczym woda i na
pierwszy rzut oka tak samo nieszkodliwy. Ale to nieprawda. Te krople
potrafiły znieczulić nawet najsilniejszego człowieka przed zabiegiem, a
poza tym łatwiej je było dozować. Do lekarstwa dołączone zostały bardzo
szczegółowe przepisy, w których określono, ile podawać różnym
pacjentom: dorosłym mężczyznom, kobietom oraz dzieciom w takim to a
takim wieku, jeśli chodzi o dzieci, to trzeba zwracać również uwagę na to,
ile ważą.
Te krople sprawiają, że zdrowy człowiek zasypia. Dla chorych zaś
oznaczają złagodzenie cierpień.
Johanna wiedziała poza tym, że potrafią też wyciszyć najcięższe
zmartwienia. Przepływają wewnątrz ciała i okrywają gęstą tkaniną
wszystkie ostre zęby i kanty, uwierające duszę. To jednak jest też bardzo
niebezpieczne. Bardzo szybko bowiem owe ostre kanty zaczynają uwierać
jeszcze boleśniej w serce, jeśli z jakiegoś powodu organizm nie otrzymuje
lekarstwa. To zaś oznacza, że używano go za dużo.
Johanna o tym wszystkim wiedziała.
Mimo to z trudem udawało jej się stłumić pokusę, by jeszcze raz
wlać parę kropel do herbaty, którą piła wieczorem, siedząc na krawędzi
łóżka.
Kiedy kładła się spać, całkiem sama, nie czując nawet bliskości
Reiny po drugiej stronie drewnianej ściany...
Nigdy jeszcze nie była taka samotna.
I nigdy lęk nie szarpał nią bardziej. W koszmarach śnionych na jawie
wciąż zwidywały jej się okaleczone ciała dzieci, słyszała ich krzyk, czuła
własną bezradność.
Widziała na przykład Reinę, która tonie, bo spadła w Meisterplassen
z nabrzeża do fiordu. Wyobrażała sobie, że goni ją niedzwiedz albo że
napadli ją jacyś obdarci żebracy, mieszkający na wybrzeżu. Tyle się mogło
stać. Reina mogła zachorować. Co Helena mogłaby wtedy zrobić? Gdyby
Reina dostała jednego z tych swoich ataków, straciła przytomność i
upadła...
A Benjamin? Ciągle ta sama, przerażająca wizja: krew, która płynie
niepowstrzymanie po skaleczeniu nożem. Może właśnie w tej chwili,
półprzytomny z niewyspania, siedzi i rzezbi stalowym nożem w drewnie.
Nóż tak łatwo może się obsunąć...
Nie.
Nie ma sensu zadręczać się rym wszystkim. Niepokój szarpał ją
jednak ostrymi szponami i chociaż bardzo dobrze wiedziała, że czeka ją po
tym jeszcze jedna bezsenna noc, nie była w stanie myśleć rozsądnie.
Jutro, obiecywała sama sobie.
Jutro po niego pośle. I po Reinę także. Oni nie mogą być beze mnie.
Muszę mieć ich tutaj, przy sobie. W przeciwnym razie zwariuję w te
bezsenne noce.
Wiedziała jednak, nawet o tej ciemnej godzinie, że kiedy tylko
pojawi się brzask, wszystko wróci do normy.
Tyle tylko, że będzie miała za sobą kolejną przeżytą dobę.
Johanna zapisywała odmierzone porcje.
Buteleczki z lekarstwem pieczętowała woskiem i zamykała je w
narożnej szafie w izbie chorych. Prowadziła bardzo dokładne listy
dotyczące wykorzystania lekarstwa, zapisywała, ile komu sprzedała.
Aptekarz tego wymagał, jego dobra wola wisiała właściwie na włosku,
Johanna domyślała się, że nie do końca jej ufa. Jest przecież kobietą.
Na samym dnie skrzyni przysłanej z miasta znajdowały się rzeczy i
drobiazgi, które zdaniem Remmermanna miały sprawić rodzinie radość.
Zauważyła, że tym razem włożył do skrzyni również powieść, pouczającą
historię dla młodych kobiet. Uśmiechnęła się. Reina dostanie tę książkę na
Wielkanoc, kiedy wróci do domu. Albo na swoje urodziny.
Choć nie minęło jeszcze wiele tygodni, odkąd córka wyjechała,
Johanna zaczęła liczyć dni do jej bezpiecznego powrotu. Po spotkaniu z
Arillem kusiło ją, żeby natychmiast sprowadzić córkę do domu. Porządnie
nastraszyła tego chłopaka. Bał się jej i respektował jej zdanie. Może w
wystarczającym stopniu, by trzymać się z dala, jeśli nie chodzi tu o zbyt
gwałtowne uczucie.
W trwałość jego afektu jednak wątpiła. Tego rodzaju uczucia nie
wybuchają po jednym krótkim spotkaniu, kiedy właściwie jedno drugiego
dobrze nie widziało. W przypadku Reiny zaś to nie może się nigdy stać,
chyba tylko jako forma uporu i protestu wobec matki.
Prawdopodobnie dziewczyna zapomniała już o całej sprawie. Z
pewnością biega po obejściu w Meisterplassen w ubraniach Heleny i
tęskni za Vildegard, za matką i za tutejszą pracą.
W pierwszym okresie Johannę dręczył pewien lęk: co będzie, jeżeli
córka naprawdę zakochała się bez pamięci? W takim razie niełatwo byłoby
ją powstrzymać. Przypominała sobie własną młodość, pamiętała, że ani
małżeństwo, ani wstyd i hańba nie powstrzymały jej przed tym, by pójść
za Ravim.
Choć to jednak było coś całkiem innego. Została też do tego
zmuszona. I nie miała matki, która by ją przed tym uchroniła...
Westchnęła. Czuła niepokój w całym ciele. Chyba nie zazna dzisiaj
spokojnego snu. Będzie leżeć i przewracać się z boku na bok, tłuc nogami
w materac, zaciskać szczęki tak, że rano będzie ją bolała cała twarz.
A może Emmi miała rację, mówiąc, że Johanna powinna znalezć
sobie mężczyznę? Dopóki nie będzie za pózno...
Nie. Już dawno jest za pózno. Johanna jest stara. Brzydka. Utraciła
dawny blask. Wie o tym sama, twarz bowiem, którą czasami widuje w
lustrze jest zacięta, pomarszczona i szara. Włosy sterczą i nie mają już
tego połysku co dawniej.
Stara.
Skończona. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl