[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pamiętała pradziadka z jego najlepszych lat, a że sama miała wtedy osiemnaście, z
sentymentem snuła opowieści, jak to pan żadnej spódnicy nie przepuścił i że ja pewnie będę
taki sam, bo robię się coraz bardziej do niego podobny, babcia ma album ze starymi zdjęciami
rodzinnymi, mogę sobie zobaczyć, jeśli nie wierzę. Ale ja nic a nic nie interesowałem się
pamiątkami, nie przechowywałem nawet własnych fotografii, które robiono mi w szkole do
legitymacji, a potem do książeczki wojskowej.
Rodzice pasjami chodzili na pogrzeby dalszych krewnych, nie przepuścili nikomu ze
stryjecznych babć i wujków, no i zaciągnęli mnie raz ze sobą, żebym posmakował oddechu
śmierci, pewnie takim chwytem, sprytne to, chcieli mi zasugerować, jaki to będę
nieszczęśliwy, kiedy zabraknie mi najbliższych, a ja zorientowałem się natychmiast, o co
chodzi i świetnie się bawiłem.
Na stypie po cioci Hani objadłem się i tak opiłem lemoniady, że w drodze powrotnej do
domu ojciec dwa razy musiał zatrzymywać wózek, bym wyskoczył na chwilę w krzaki.
Denerwował się, że długo nie wracam, a mnie po prostu rozbolał brzuch, może rosół
ugotowali na kaczych kuprach, powiedziałem, bo mnie za drugim posiedzeniem popędzali,
więc mama rozpłakała się, jakże to ja mogę w ten sposób powiedzieć, wychowują mnie na
porządnego człowieka, chodzę na religię i do kościoła, a zachowuję się, jakbym wcale nie
kochał cioci Hani. Przypomniałem staruszkom, że wcale jej nie znam, bo od lat byli z nią
pokłóceni i teraz pojechali tylko dowiedzieć się, co z testamentem; ciotka nie miała dzieci.
Ojciec o mały włos nie spowodował wypadku, wziął ostro zakręt i musiał zatrzymać się po
raz trzeci, aby uspokoić nerwy. Podobało mi się wtedy na autostradzie, wokół ciemno, mgła,
a do domu jeszcze jakieś trzydzieści mil. Zapragnąłem, aby zatarł się silnik albo wysiadły na
raz gaznik i chłodnica. Tata musiałby stanąć na poboczu, próbując uzyskać pomoc od
przejeżdżających obok obcych ludzi, a to nocą niełatwe. Albo niechby wyrzucili mnie z
samochodu do lasu, nie bałem się, powędrowałbym sobie do serca puszczy, zawsze o tym
marzyłem, nie spać, tylko samemu walczyć o przetrwanie.
Dowiedziałem się pózniej, że mąż cioci Hani bardzo się wzruszył, gdy kładłem na jej
grobie wiązankę, nie była duża ani ciężka, rodzice oszczędnie gospodarzyli naszymi
funduszami, ale za to bardzo efektowna, z mieszanych białych kwiatów, gdzieniegdzie tylko
przetykanych zielonymi gałązkami, wydawało się, jakby to wstążki zakwitły, pachnące
jedwabne kokardki ze ślubnego bukietu kuzynki, może więc odejście to jakaś nieznana forma
wesela i wcale nie postąpiłem zle, szczerze radując się na tym pogrzebie, ciocia może wszak
spotkać na tamtym świecie kogoś bardziej sympatycznego od wujka, niechby tam nawet mnie
lubił, ja trzymam się z dala od dusigroszy, a słyszałem, jak rodzice rozmawiali, iż pożałował
żonie na dębową trumnę.
Testamentu jednak nie kwestionował, a tracił w nim na rzecz mojej matki sporo cennych
pamiątek oraz domek za miastem, który bardzo mi się podobał. Rodzice zgodzili się, żebym
spędził w nim tydzień wakacji z Costą i wtedy ślubowaliśmy sobie nie zdradzić naszej
przyjazni ani z kobietą, ani z mężczyzną. Przez jakiś czas nie wierzyłem w szczerość
52
własnych słów. Najwięcej wątpliwości przeżywałem w kinie. Co mnie może powstrzymać
przed zdradÄ…?
Dawnymi czasy ludzie przysięgali na jakieś tam świętości, a cóż ja mógłbym dać w zastaw
kłamstwu bądz prawdzie, może ten mój nóż, ciekawe, po kim go mam, czy trafił już w czyjeś
serce, zabił, był ukrywany albo sam miał świadomość, iż trzeba się schować, nie dać
wytropić, upolować, potem zostałoby mu przecież bytowanie w ciemnej szafie z eksponatami
zbrodni, mógł więc umknąć i spotkać mnie niby to przypadkiem, przykleić się, jak to czynią
skarby dzieciństwa, więc tak już pozostało.
A jeśli dostałem go od Costy, a nie kupiłem od zapitego typka na targowisku? Jeśli to
prezent święty, zdobyty za drinka postawionego facetowi, który nie miał już kwita, tak
barman nazywa pieniÄ…dze, jakby istotnie ozdobione barwnymi nalepkami flaszki ktoÅ› mu
zostawił na przechowanie i wieczorem przychodził niczym do lombardu po odbiór swej
własności, wtedy mógłbym wymagać od mego noża prawdomówności, poprosić na przykład,
żeby podyktował mi poczet swoich właścicieli, moich szczęśliwych poprzedników, którzy
mieli zaszczyt trzymać tę rękojeść z rogu jelenia, szorstką, nieprzyjemną, gdy się ją bierze
pierwszy raz, ale za to fascynującą przed pojedynkiem, wiadomo, od pewnego chwytu zależy
wszystko, porowata powierzchnia rączki razi zakończenia nerwów, uspokaja, prosi o zaufanie
i czujesz się wtedy niepokonany, mało ci jednego przeciwnika. Nóż jest stary, pokryty
czarnym osadem przy samej rączce. Na dobrą sprawę mógł należeć do pradziadka, miało się
tyle kobiet, to i bronić ich czasem było trzeba.
Czas bawił się ze mną w kotka i myszkę. Czy słychać już pierwszy dzwonek do furtki?
Przesłyszałem się, ale i tak pora działać. Zamknąłem drzwi na balkon, wtaszczywszy
najpierw fotel z pradziadkiem do pokoju. W ogrodzie ktoś mógłby mnie podpatrywać!
Odkryłem koc, którym opatulano starca w zimie i latem, wyjąłem z kieszeni słoiczek i
zacząłem pracę. Sparaliżowany pradziadek nie mógł nawet poruszać ramionami, drżały mu
tylko palce rąk, gdy masowałem szybko pomarszczony, siny członek, wcale się nie
brzydziłem, będę oczywiście tak samo wyglądał za sto lat, skoro jestem taki podobny. Trwało
to może osiem czy dziewięć minut, nim zdobyłem potrzebną mi przyprawę do koktajlu. A na
początku chciałem tylko trochę uryny!
Nie umyłem rąk, tylko pobiegłem prosto do kuchni. Moja rodzina przesadnie dbała o [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl