[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i przeprowadzić naradę. Zszedłem więc do recepcji i zapatrzyłem się na mapę na ścianie.
- Ciekawi pana okolica? - zainteresował się pan Jurek.
- Mam ochotę na spacer - odpowiedziałem.
- Dobrze pan trafił. Spychowo to sam brzeg Puszczy Piskiej i można tu godzinami
spacerować po lasach. Krótka wycieczka to przejście do wsi Połom - wskazał półwysep na
jeziorze Zdrużno. - Polecam też spacer do tamy Lalka pomiędzy jeziorem Zyzdrój a
dalszym ciÄ…giem szlaku Krutyni.
- Dziękuję za radę - powiedziałem do gospodarza ośrodka i wyszedłem przed budynek
hotelu.
Głęboko odetchnąłem nagrzanym, przesiąkniętym sosnowymi zapachami powietrzem
i postanowiłem wybrać się wzdłuż rzeki do tamy. Zamyślony maszerowałem wzdłuż łąki
położonej nad brzegiem, gdzie pasły się konie. Przeszedłem przez otwartą furtkę do lasu. Na
skarpie zauważyłem ślady okopów. Przyjrzałem się im z ciekawością. Wyglądały na nigdy
nieużyte w działaniach wojennych. Potem skrajem świerkowego młodnika doszedłem do
szerszej leśnej drogi, która jak pamiętałem z mapy prowadziła aż do Lalki . Szedłem więc
zastanawiając się, jakie to zadanie wymyślił dla mnie Piotr i czy czasem moja obecność w
tych okolicach nie jest pomysłem szefa, który postanowił na jakiś czas usunąć mnie sprzed
oczu pani minister.
Tak dotarłem do tamy, a w zasadzie nieczynnej śluzy. Widziałem ślady podjętych
prób wyremontowania obiektu i przywrócenia mu dawnego znaczenia. Dzięki tej śluzie
żeglarze z jeziora Zyzdrój mogliby przepływać na Jezioro Spychowskie i dalej na Mokre koło
wsi Zgon. Stałem oparty o barierkę na szczycie budowli i patrzyłem na przepływającą poniżej
wodę. Z zamyślenia wyrwał mnie szum piasku za moimi plecami. Obejrzałem się ciekawie.
W moim kierunku jechali na rowerach chłopak i dziewczyna. Oboje mieli może po
szesnaście lat. Ona miała ciemnoblond włosy, figurę i zachowanie pensjonarki. Nawet jej
fryzura była prostym, tak rzadko teraz spotykanym warkoczem. Chłopak, z czarną szopą
zmierzwionych włosów, miał grube i czarne jak węgiel brwi, tak samo ciemne oczy.
Spojrzenie miał łagodne, nie było w nim tej zaczepności charakterystycznej dla tubylców
patrzÄ…cych na intruza wchodzÄ…cego na ich teren. MÅ‚odzi byli ubrani w spodnie, tak zwane
bojówki i sportowe bluzy z kapturami. Zatrzymali się obok mnie.
- Widziałaś, Kaśka, te śmieci? - młodzian zapytał towarzyszkę.
- To już trzecia paczka w tym miesiącu - odpowiedziała dziewczyna.
Rowerzyści wsiedli na swoje pojazdy i ruszyli na wschód, na drugą stronę.
- Trzeba w nocy zaczaić się przy bunkrze na TIR-y - usłyszałem jeszcze słowa Kaśki.
Zastanowiła mnie ta dziwna rozmowa. Młodzi ludzie, gdyby mieli coś do ukrycia, nie
mówiliby o tym przy obcym człowieku. Spojrzałem na zegarek. Było już na tyle pózno, że
zostało mi niewiele czasu, żeby zajść do Piotra przed kolacją i wymusić na nim odpowiedz na
pytanie, po co tu mnie ściągnął?
Szybko maszerowałem tą samą drogą. W pewnym momencie zauważyłem
przybrzeżną ścieżkę, która - jak pamiętałem - prowadziła krótszą drogą do stanicy. Powoli
zmierzchało, a w lesie robiło się już ciemno. Usłyszałem i poczułem, jak dudni ziemia od
tętentu kopyt. Nagle zza zakrętu wyskoczył na mnie koń z jakąś kobietą w siodle. Na mój
widok zwierzę stanęło dęba, a niewiasta w pięknym, kaskaderskim stylu, szeroko rozkładając
ramiona, z przeciągłym okrzykiem poleciała w krzaki.
Rzuciłem się w kierunku amazonki. Leżała na plecach między dwoma jałowcami.
Najpierw sprawdziłem, czy oddycha, a potem, czy nie ma połamanych kości. Wszystko było
w najlepszym porządku. Gdy przyjrzałem się jej z bliska, zauważyłem, że ma piękne,
szlachetne rysy twarzy. Była piękna w jakiś dystyngowany sposób, przypominała anioła. Jej
kasztanowe włosy szeroką falą rozłożyły się na mchu. Na rozchylonych wargach zastygła łza,
która pewnie trysnęła z jej oczu, gdy spadała z konia. Delikatnie starłem palcem tę kropelkę.
Jej usta na moment zamknęły się wokół niego. Poruszyła się, przeciągnęła jak kocica i
otworzyła oczy. Były intensywnie zielone, jakby nosiła szkła kontaktowe. W jej spojrzeniu,
kiedy w ułamku sekundy obejrzała mnie, zerknęła na palec, było coś przerażającego. W
pierwszym momencie to był wzrok drapieżnika gotowego pożreć ofiarę i pragnącego jak
najszybciej dobrać mi się do gardła; zaraz jednak zaszła w nim zmiana i miałem przed sobą
uległą potłuczoną kobietę.
- Dziękuję - wyszeptała.
Mówiła po polsku dobrze, ale z obcym akcentem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]