[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kompania żołnierzy z fortu i
trzystu może czterystu gapiów.
Naprowadziłem muszkę mojej  czterdziestki piątki na
starego Clantona. Nacisnąłem
spust, a oni wszyscy wrzasnęli i skulili się. Stary nie
padł, a po odrzucie poznałem, że nabój
nie miał kuli. Zacząłem jak opętany wyrzucać naboje i
zobaczyłem, że oba pistolety nabite
były ślepakami. Wtedy zobaczyłem Billa, Jima i Joe go w
tłumie razem z Clantonami.
 %7łądam, żebyś się poddał!  łyknął szeryf.
 Cofnij się, bo cię podziurawię!  odwrzasnąłem
chwytając za Winchestera. Obróciłem
się gniewnie do wuja Joela.
Strona 132
Howard Robert E - Conan władca miasta.txt
 To wy załadowaliście moją broń ślepakami, gdy
udawaliście, że ją czyścicie! 
oskarżyłem go.  Czyście zgłupieli? A co wasi chłopcy
robią z tymi tam?
Załamał się, gdy to usłyszał.
 Tak, to ja zamieniłem ci naboje!  wrzasnął jak dziki.
 I to ja poszedłem naprzód w
kanionie, żeby zawiadomić ludzi szeryfa, że nadchodzisz,
ty cholerny maniaku! Jak wczoraj
odsyłałem forsę staremu Clantonowi, to napisałem mu, żeby
wymyślił z Billem jakiś plan,
żeby cię złapać, i żeby ściągnął szeryfa z ludzmi.
Wciągnąłem cię w pułapkę.
Gapiłem się na niego absolutnie sparaliżowany.
 Ja nie chciałem bić się z Clantonami!  zawył.  To ty
wpakowałeś nas w tę całą
kaszanę! Jesteś zagrożeniem dla społeczeństwa! A teraz
wypuść mnie stąd!
 Na co mi przyszło! Dożyłem chwili, gdy słyszę takie
słowa!  powiedziałem
ogłupiały.  kupiłeś haniebny pokój, wydając swego
bratanka wrogom, jak owieczkę
wilkom! Ale ten numer nie przejdzie. Przyjechałem tu
bronić honoru rodziny aż z Nevady i
obronię go pomimo ciebie.
Zapadł się w sobie z cichym jękiem. Na zewnątrz
usłyszałem starego Clantona:
 Dawać go tu, do diabła! Rozwalił mi cały dom i
poharatał mi synów na śmierć!
Szeryf krzyknął:  Elkins, chcę z tobą pogadać! Nie
strzelaj!  podjechał pod okno,
skrzywił się i rzekł:  Mój dobry człowieku, nie możesz
opierać się armii Stanów
Zjednoczonych!
 Nie jestem twym dobrym człowiekiem!  wrzasnąłem. 
Jestem Breckinridge Elkins,
największy zabijaka, jaki kiedykolwiek zszedł z Gór
Humbolta! Mogę załatwić grizzly,
zakręcić lwem górskim trzymając go za ogon i pierwszy
ugryzę grzechotnika! Jak będziesz
gotów, to ruszaj, ty świeży frajerze! A tych twoich
niebieskich żołnierzyków zwalę na jedną
kupę, tak jak zrobił tatko pod Bull Run.
Cały się zalał purpurę, żachnął się i zachłysnął, i w tym
momencie jakiś gość z siwymi
bokobrodami przepchnął się przez tłum krzycząc.
 Jestem poczmistrz z Sawtooth. Mam list polecony dla
Breckinridge a Elkinsa.
Strona 133
Howard Robert E - Conan władca miasta.txt
Wrzucił list przez okno, a ja go złapałem. Potem się
odwrócił i spokojnie odjechał poprzez
tłum. Otworzyłem kopertę i przeczytałan:
Drogi Breckinridge!
Doszły mnie słuchy o tobie. Cboty u diabła, robisz w tym
Sawtooth? Tamte ludziska to
żadna nasza rodzina. Oni się piszą Guarfele. Przyjeżdżaj
tu, gdzie twoje miejsce.
Twój wielce ci oddany wuj,
Joel Garfield, Rifle River, Arizona.
P.S. Tę rodzinę, cośmy mieli z nimi wojnę, to już
przegoniliśmy z okolicy, ale przyjedz i
tak. Chcę cię zobaczyć i inni też.
Ogłupiały patrzyłem na postać jęczącą na podłodze.
 Ty nie jesteś Joeł Garfield, który przyjechał tu w 1869
z hrabstwa Guadalupe w
Texasie?  wykrztusiłem.
 Nie, nie jestem!  rzekł gniewnie.  Jestem Hoseph L.
Guarfele! I przyjechałem tu
ledwie dziesięć lat temu z Kansas!
W tym momencie mnie poniosło.
 A więc wykorzystałeś moją niewiedzę!  ryknąłem
wyrzucając z wściekłości jego
Winchestera przez szybę w drzwiach.  Zwabiłeś mnie tu
podstępnie, żebym za ciebie
walczył! Ty stary wężu, powinienem cię zastrzelić za
narzucanie się niewinnym
podróżnikom!
 Chciałeś, żebym wyszedł, to wychodzę!
Potem wyskoczyłem przez okno i spadłem prosto na konia
kapitana, tuż za siodłem.
Zwierzak zarżał i przysiadł, ale zaraz skoczył i wyrwał
do przodu. Trzymałem kapitana w pół
i żołnierze nie strzelali, bo bali się, że go trafią.
Przeleciałem przez ich oddział jak burza. Całe
zbiegowisko rozpierzchło się z dzikim krzykiem na sam mój
widok i po chwili gnałem już
spokojnie w stronę gór.
Te ludziska, co to mówią, że ukradłem kapitanowi konia,
to kłamcy. Odesłałem go pózniej.
I kłamstwem też jest to, że wrzuciłem kapitana na
kaktusy, gdy już uciekłem jego żołnierzom.
Nigdzie go nie wrzucałem. Po prostu nie patrzyłem, gdzie
go porzuciłem, a zresztą to on sam
powinien patrzeć, gdzie leci. Ja tylko chciałem znalezć
się, jak najdalej od tego całego
Strona 134
Howard Robert E - Conan władca miasta.txt
Sawtooth i tych obleśnych Guaifelów. Nic mnie tak nie
wkurza, jak niewdzięczność.
KAWALERSKI WIECZR KUZYNA BUDKA
Pewnego dnia dostałem list od ciotki Saragossy Grimez:
Drogi Breckinridge!
Jestem pewna, że uczucia, jakie żywi do ciebie kuzyn
Bearfield Buckner z czasem osłabną.
Był u nas na kolacji pewnego dnia, zaraz po tym, jak
zastrzelił trzech chłopców od Evansa z
Colorado. Wspomniałam więc niby przypadkiem o tobie i nie
zrobił się tak purpurowy, jak to
bywało zwykle, kiedy ktoś wymówił twoje imię. Pozieleniał
tylko trochę, może dlatego, że
zakrztusił się mięsem, które jadł. I powiedział tylko, że
jeśli cię kiedykolwiek spotka,
roztrzaska ci czaszkę dębową pałką, co było
najłagodniejszą z wygłoszonych przez niego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl