[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tak, bym ich nadal nie ponosił, na co chwilowo było mnie stać. A ponieważ nie
spodziewałem się wygrać jej w klasyczny sposób, nie musiała długo trwać. Mo-
im celem było zwabienie Hertha tam, gdzie mogłem go zabić, a najpewniejszym
sposobem było wywołanie jak największego zamieszania na terenie, na którym
on miał utrzymywać porządek.
To była połowa planu.
Druga połowa związana z Kellym była trudniejsza, ale też rokująca szansę na
sukces. Pośpiech, z jakim Cesarzowa użyła Gwardii, skomplikował nieco sytu-
ację, ale nie tylko moją, jego też, i to bardziej. I wątpiłem, by znalazł inne wyjście
niż to, które dla niego zorganizowałem. Sądząc po jej reakcji, Cawti zdała sobie
z tego sprawę. . . Myśl o Cawti rozproszyła mnie skutecznie, więc skląłem się
w duchu.
155
 Pogadaj z nią, szefie  odezwał się niespodziewanie Loiosh.
 Niedawno próbowałem, pamiętasz?
 Nie rozmawialiście, tylko się kłóciliście. A jakbyś jej przedstawił cały plan?
 Nie spodobałby się jej.
 Ale może nie byłaby taka wściekła jak teraz.
 Wątpię, by to miało znaczenie.
 Pierwsze, co ciebie zirytowało, to to, że nie powiedziała ci o związaniu się
z grupÄ… Kelly ego. Zgadza siÄ™?
 Zgadza.
 No to nie może to działać w obie strony?
 Może. . . mądralo.
Posiedziałem jeszcze chwilę, podszedłem do drzwi i gestem dałem znać
ochronie, by się nie fatygowała. Potem wziąłem głęboki oddech, skupiłem się, za-
czerpnąłem energii z Kuli i użyłem magii. Targnęło mną i oto stałem pod drzwia-
mi mieszkania. Oparłem się o ścianę, czekając, aż minie pierwsza fala mdłości,
i wszedłem.
W chwili, w której zamknąłem za sobą drzwi, wiedziałem, że coś jest nie tak.
Loiosh też.
Z nożem w dłoni ostrożnie przeszedłem do salonu i rozejrzałem się uważnie.
Loiosh leciał przede mną i też się rozglądał.
Nikt nie czekał, żeby mnie zabić.
W ogóle nikt na mnie nie czekał, ale wszystko wyglądało normalnie. Dopie-
ro gdy sprawdziłem szafę w sypialni, zrozumiałem, o co chodzi  rzeczy Cawti
zniknęły. Wróciłem do salonu, i wiedząc, czego szukać, rozejrzałem się raz jesz-
cze. Teraz dostrzegłem to bez trudu  wszystkie jej rzeczy, zaczynając od lanta,
a kończąc na najmniejszych drobiazgach, zniknęły. Obaj z Loioshem od razu to
zauważyliśmy, tylko żaden z nas nie uświadomił tego sobie na tyle, by zrozumieć,
co jest nienormalnego w mieszkaniu.
Spróbowałem połączyć się z Cawti telepatycznie, ale mi się nie udało. Albo
nie chciała ze mną rozmawiać, albo nie potrafiłem się wystarczająco skoncentro-
wać. Na wszelki wypadek postanowiłem to sprawdzić.
 Kragar?
 SÅ‚ucham, Vlad.
 Ishtvan się odezwał?
 Jeszcze nie.
 Dobra, to wszystko, co chciałem wiedzieć.
Uspokojony zakończyłem połączenie. Poszedłem do sypialni i zamknąłem
drzwi Loioshowi przed nosem.
Położyłem się  zdaje się, że na miejscu Cawti, i zastanowiłem się, czy chce
mi się płakać. Nie chciało mi się.
Sam nie wiem, kiedy zasnÄ…Å‚em.
157
Rozdział piętnasty
 . . . ślady po oliwie maszynowej. . . 
Obudziłem się wcześnie  zmęczony i brudny. Jeśli się śpi w ubraniu, trudno
spodziewać się innych odczuć. Rozebrałem się, umyłem i poszedłem dalej spać.
* * *
Drugi raz obudziłem się na krótko przed południem. Dopiero wtedy przypo-
mniałem sobie, że Cawti się wyprowadziła. Przez dwie minuty gapiłem się tępo
w sufit, po czym zmusiłem do wstania.
Ogoliłem się, przyglądając się sobie uważnie. Nie zauważyłem żadnych zmian
we własnej fizjonomii.
 I jak, szefie?
 Cieszę się, że jesteś.
 Co zamierzasz zrobić?
 Chodzi ci o Cawti?
 Aha.
 Nie bardzo. Nie do końca w to wierzę. . . I nie myślałem, że aż tak mnie to
trafi. . . czuję się martwy w środku. . . wiesz o co mi chodzi?
 Czuję, szefie. Dlatego zapytałem.
 Nie jestem pewien, czy nadaję się do realizacji tego, co zaplanowałem.
 Może jakbyś z nią doszedł do ładu. . . 
 Może. Wypadałoby jej poszukać.
 Tylko ostrożnie. Herth. . . .
 Wiem.
Sprawdziłem broń, skoncentrowałem się i teleportowałem do znajomego par-
ku we Wschodniej Dzielnicy. Bardzo miłe, otwarte i puste miejsce. Quayshowi
158
by się nie spodobało. Odczekałem, aż moje wnętrzności wrócą na swoje miej-
sce, i poszedłem poszukać jakiejś wzbudzającej zaufanie restauracji. Po drodze
ominÄ…Å‚em dwa patrole Gwardii.
Znalazłem sympatyczny lokal, wybrałem odpowiedni stolik i poczekałem na
kelnera. Zamówiłem, gdy się zjawił, i zanim odszedł, dodałem:
 Tylko klavÄ™ poproszÄ™ w kubku.
 Oczywiście, milordzie.
Nawet nie był zaskoczony!
I przyniósł w kubku.
Omal nie natrzaskałem sobie po gębie za głupotę. Wystarczyło się odezwać
i nie musiałbym się bić z tymi cholernymi szklankami! Może to był dobry znak
na resztÄ™ dnia.
 Jak myślisz, Loiosh?
 Myślę, że robisz się przesądny.
 A poza tym?
 %7Å‚e mocno wÄ…tpiÄ™.
 Cóż. . . miło się zaczęło. Tak w kwestii zaczynania: możesz znalezć Roczę?
Nastąpiła chwila ciszy, nim odezwał się zirytowany:
 Nie mogÄ™, bo mnie blokuje.
 Nie sądziłem, że to potrafi.
 Ja też nie. Po co to robi?
 Bo Cawti ją poprosiła. Musiała się domyślić, że mogę ją w ten sposób śledzić.
Cwaniara. Dobrze, użyjemy starych metod i pójdziemy obejrzeć nową siedzibę
Kelly ego. Poczekamy, a jak nam siÄ™ znudzi, przekonamy tego, kogo zastaniemy,
żeby nam powiedział, gdzie jest Cawti. Chyba że masz lepszy pomysł?
 Nie mam, a ten jest rozsÄ…dny, szefie. A jak dorwÄ™ tÄ™ latajÄ…cÄ… gadzinÄ™. . . 
Klava z miodem i śmietaną była dobra. Zniadanie też, więc zostawiłem suty
napiwek na stoliku. Loiosh wyleciał pierwszy i zameldował, że wszystko w po-
rządku, więc wyszedłem i ruszyliśmy ku nowemu mieszkaniu Kelly ego. Po dro-
dze ominąłem kolejny patrol  rzeczywiście wszędzie ich było pełno. Mieszkań-
cy nie wyglądali na uszczęśliwionych ich widokiem. Sądząc po minach gwardzi-
stów, uczucie to było obopólne.
* * *
Pierwsze, co rzucało się w oczy po obejrzeniu nowego budynku, w którym za-
mieszkał Kelly, było to, że wyglądał tak samo jak stary. Różnice były minimalne:
jaśniejszy odcień brązu na ścianach, trochę większe cofnięcie od ulicy i sąsied-
159
nich budynków, no i to, że mieszkanie Kelly ego było z lewej, nie z prawej strony
od wejścia.
Ponieważ nie byłem w nastroju do czekania, wszedłem, ledwie skończyłem
oglądać budynek i sąsiedztwo. I zauważyłem kolejną zmianę  mieszkanie mia-
ło drzwi. Ciężkie, drewniane i z prawdziwym zamkiem. Nawet nie najgorszym.
Trzeba byłoby się trochę napocić, żeby się włamać, a wyłamać drzwi bez hała-
su nijak by się nie dało. Jeśli podobnie zabezpieczono inne wejścia i drzwi, to
byłem pod wrażeniem. Wyczuwało się rękę Cawti. Już chciałem zaklaskać, gdy
przypomniałem sobie, gdzie jestem, i załomotałem w drzwi.
Otworzył mój drogi przyjaciel Gregor. Wytrzeszczył oczy, widząc mnie, ale
nie dałem mu się gapić, tylko przepchnąłem się obok. Było to chamstwo, ale jakoś
je przeżyłem i żyję z tą świadomością nadal.
Wystarczyło jedno spojrzenie, by stwierdzić, że rozkład mieszkania jest ta-
ki sam, za to pokój, w którym się znalazłem, jest czysty  pewnie nie zdążyli
jeszcze naświnić. No i tym razem złożyli materace i pościel w stertę pod ścianą.
W pokoju siedzieli: Kelly, Natalia i Teckla, którego nie znałem. Rozmowa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl