[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na bok i o czymś tam mamrotali po cichu. Kapłan rozstawił na nadbudówce jakiś ołtarz, po
czym długo dukał i stękał, a wokół niego skakały niesamowite światełka. W końcu powiada
do Zarona: Widzę, że jest niesiona w lektyce ścieżką w dżungli. Towarzyszy jej silny
oddział czarnych wojowników. Tyle mogę ci powiedzieć . Powiadam ci, kapitanie, Zaronowi
jakby ktoś soli pod ogon nasypał, taki był wściekły. Przyłożył mi parę razy, żeby sobie ulżyć,
i gada: Jak, na wszystkich bogów, mam przeczesać olbrzymie kushyckie dżungle, by znalezć
tę dziewkę, a potem wyrwać ją z łap setek dzikich barbarzyńców?! Równie dobrze mogą mi
kazać wskoczyć na Księżyc! Zarono i Menkara podeliberowali jeszcze trochę. Uradzili, żeby
spalić Szelmę i natychmiast ruszać do Kordawy. Postanowili zahaczyć o Stygię, by zabrać
swojego kamrata. O ile dobrze usłyszałem, to jakiś Thoth Amon.
Thoth Amon? powtórzył Conan. Już kiedyś wszedł mi w paradę. Z tego, co o nim
słyszałem, nikomu nie życzyłbym takiego wroga. Mów dalej, wygląda na to, że te dwa psy
nie hamowały języków w twojej obecności.
Ach, kapitanie, nie sądzili, że ujdę z życiem, by móc o tym opowiadać! Zarono w końcu
wydał rozkazy. Część jego ludzi wyrąbała dziurę w burcie na poziomie wody, a pozostali
nakładli drewna wokół masztów i podpalili je.
A ty byłeś przywiązany do jednego z nich?
Właśnie, panie. Do głównego, gwoli prawdy. Nie spodobał mi się pomysł, żeby się
spalić żywcem, dlatego gdy obwiesie Zarona załadowali się na Petrela i odpłynęli,
modliłem się do Mitry, Isztar, Asury i wszystkich innych bogów, o których słyszałem, żeby
wyratowali mnie z tej biedy. Nie wiem, czy bogowie wysłuchali moich modłów, ale gdy tylko
Petrel zniknął we mgle, zaczęło padać. Szelma nabierał wody przez dziurę w burcie, aż
osiadł na płyciznie, tak jak go teraz widzisz. Wierciłem się, kręciłem, aż w końcu udało mi się
zsunąć sznury z ramion, bo ci partacze nie zawiązali ich, jak prawdziwy marynarz powinien.
Kiedy tylko się uwolniłem, kopniakami zrzuciłem większość tego, co się paliło, za burty, a
deszcz ugasił płomienie do reszty. Mimo to ogień zdążył strawić maszty i olinowanie. Tak
sprawa się miała.
Conan skwitował jego relację mruknięciem.
Gdyby Zarono był sprytniejszy, nie starałby się naraz spalić i zatopić statku. Albo jedno,
albo drugie: te dwie rzeczy nawzajem się wykluczają poklepał Zeltrana po ramieniu, co
wywołało okrzyk bólu bosmana, ponieważ Conan trafił w jego obolały prawy bark.
Wierzę, że spisałeś się z chłopakami najlepiej, jak potrafiliście. Teraz musimy jednak
zaplanować nasze następne posunięcie, czyli doprowadzić Szelmę do stanu używalności
najszybciej, jak to możliwe.
Niestety, kapitanie, nie wyobrażam sobie, jak można zrobić to szybciej niż w ciągu kilku
miesięcy mina Zeltrana wydłużyła się. Nie ma tu doku, z dżungli nie przybiegnie też na
zawołanie kilku cieśli okrętowych.
Juma wysunął się przed swoich wojowników.
Moi ludzie pomogą wam naprawić statek powiedział. Dostatek silnych rąk
powinien to ułatwić.
Być może rzekł z zamyśleniem Conan. Jestem ci wdzięczny, ale czy twoi
wojownicy znają się na okrętowym rzemiośle?
Nie, nie wyprawiamy się na morze, ale jest nas wielu i nie brak nam sił. Jest też wśród
nas paru dobrych cieśli. Jeśli twoi ludzie pokażą im, co należy zrobić, będą pracować, dopóki
nie skończą roboty.
Dobrze odparł Conan i podniósłszy głos zwrócił się do zniechęconej załogi: Bracia
korsarze! Przegraliśmy bitwę, ale nie wojnę! Czarny Zarono, który pokonał was dzięki
zdradzieckiej magii, płynie teraz do Zingary, licząc, że zdoła obalić naszego przyjaciela i
patrona, dobrego króla Ferdruga. Wojownicy króla Jumy pomogą nam naprawić statek, a
wtedy żagle na maszt! Zemścimy się na łotrze i uratujemy Ferdruga przed niecnymi
knowaniami! Co o tym myślicie?
Straciliśmy wielu dobrych ludzi odrzekł bosman, skinieniem głowy wskazując rząd
grobów.
Tak, ale są z nami Argosańczycy Sigurda. Jeśli wszyscy skrzykniemy się w jedną załogę,
nie roztrząsając dłużej, kto jest lepszy, piraci czy korsarze, uda się nam! I co wy na to?
Odpowiedzcie tak, żebym usłyszał!
Gromkie okrzyki żeglarzy nagrodziły jego słowa. W świetle księżyca zabłysły ostrza
kordów.
Jeszcze nigdy Conan nie widział tak ciężko pracujących ludzi. Przywiązano liny do
szczątków spalonych masztów i osadzono statek na równej stępce. Nurkowano do zatopionej
ładowni po narzędzia. Zcięto kilka drzew, porznięto je na deski i załatano dziurę w kadłubie
Szelmy . Wypompowano wodę, aż statek odzyskał wyporność i utrzymywał się w miejscu
tylko na łańcuchach kotwicznych. Kolejnymi ściętymi drzewami zastąpiono spalone maszty i
reje. Mieszkanki Kulało uszyły nowe żagle. Zingarańczycy, Murzyni i Argosańczycy
pracowali dniami i nocami.
W końcu nadszedł dzień wypłynięcia. Korsarze zataczali się ze zmęczenia, lecz Szelma
był gotów chwycić w żagle poranną bryzę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]