[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Najgłębsza była zarazem najobszerniejsza. Zmieścił się w niej cały tabun koni Ogallalla. W kącie
leżało sześciu białych ze skrępowanymi rękami i nogami. Znajdowali się w opłakanym stanie. Odzież
zwisała w strzępach. Ciało mieli obolałe i poranione od więzów. Twarze oblepione brudem, włosy
na głowie i brodzie skołtunione. Mieli zapadnięte policzki, a oczy cofnięte w głąb oczodołów -
wymowne świadectwo przebytego głodu, pragnienia i innych cierpień. Do nich przyprowadzono
ncwych jeńców. Podczas marszu Marcin szepnął do Grubego Jemmy'ego:
- Dokąd wódz nas prowadzi? Może do ojca?
- Być może. Ale na miłość Boską, nie zdradz się, że go znasz, inaczej wszyscy będziemy
zgubieni!
Tutaj leżą schwytani biali - rzekł wódz. - Ciężki Mokasyn nie zna dobrze ich języka, nie wie
zatem, kim są. Biali mężowie mogą do nich podejść i porozmawiać, a potem powiedzą mi co
usłyszeli.
Zaprowadził jeńców do kąta. Jemmy wystąpił co prędzej Naprzód i rzekł po niemiecku:
Sądzę, że znajduje się tu niedzwiedziarz Baumann. Na Boga, niech pan się nie zdradzi, że poznał
pan swego syna, który stoi tu ze mną. Przyszliśmy, aby was uratować, ale sami wpadliśmy w ręce
Indian. Mimo to mamy pewność, że niebawem wszyscy razem będziemy wolni, Czy wymieniliście
nazwiska temu Å‚otrowi?
Baumann nie odpowiedział od razu. Oniemiał wprost na widok syna Dopiero po chwili z
wysiłkiem wykrztusił:
- O mój Boże, jaka radość, ale też jaki żal! Siuksowie znają mnie a także imiona moich
towarzyszy.
- Pięknie. Spodziewam się, że nas tutaj zostawią. Wtedy dowie się pan o wszystkim. Chociaż
wódz nie rozumiał ani słowa, wytężał słuch. Usiłował z tonu poznać treść rozmowy. Badawczym
spojrzeniem obrzucał na przemian Baumanna i jego syna. Nadaremnie. Marcin tak nad sobą panował,
że nie stracił obojętnego wyrazu twarzy, choć tłumił łzy rozpaczy i żalu, które napływały mu do oczu
na widok ojca.
- No - zapytał gniewnie rozczarowany wódz - czy jeńcy wymienili - swoje nazwiska?
- Tak - odparł Jemmy. - Ale przecież już je znasz.
- Sądziłem, że mnie okłamali. Zostaniecie tutaj!
Cień udanej przychylności znikł z jego twarzy. Skinął na towarzyszących mu wojowników, którzy
wypróżnili kieszenie jeńców, po czym związali ich ponownie.
- Wspaniale! - mruknął Davy, widząc, że w kieszeni zostało mu jedynie płótno. - Winniśmy
wdzięczność tym sępom skalnym, że nie pozbawiają nas odzieży.
- Panie Jemmy - szepnÄ…Å‚ HobbIe- Frank - ta historia wcale mi siÄ™ nie podoba. To jest ten
szubrawiec, który mi kiedyś przestrzelił nogę. Ułożono nowvch jeńców przy poprzednich. Wódz
oddalił się pozostawiając na straży kilku wojowników. Nieszczęśni biali nie odważyli się głośno
rozmawiać. Szeptali tylko po cichu. Marcin leżał przy ojcu, co pozwalało na powitanie i wymianę
paru zdań. Po pewnym czasie przyszedł jakiś Siuks i uwolnił nogi jednego z dawnych jeńców i kazał
mu iść za sobą. Jeniec nie mógł normalnie chodzić. Chwiał się i z trudem pokuśtykał za Indianinem.
- Czego od nas chcą? - zapytał Baumann.
- Ma nas wydać - odezwał się Davy. - Na szczęście moi towarzysze nic jeszcze nie zdążyli
powiedzieć o pomocy, której się spodziewamy.
- Ale wspomnieli o niej.
- Nic niebezpiecznego. Strzeżmy się tego człowieka, gdy do na wróci.
Musimy się przekonać, czy można mu ufać.
Davy miał słuszność. Jeńca zaprowadzono do wodza, który zmierzył go posępnym wzrokiem.
Nieszczęsny nie mógł się utrzymać na nogach. i Musiał usiąść na ziemi.
- Czy wiesz, jaki los cię czeka? - zapytał wódz.
- Tak - odparł zapytany znużonym głosem. - Mówiliście nieraz.
- Zmierci nie unikniecie, najbardziej męczeńskiej śmierci. Doświadczycie najstraszniejszych
tortur na cześć grobowca, nad którym zginiecie. Co byś dał, aby uniknąć tortur i uratować życie?
- Czy można je uratować? Co musiałbym zrobić? ! - zapytał jeniec. Widać było, że jest bardzo
osłabiony i przygnębiony. Powiedz prawdę, wtedy daruję ci życie. Czy niedzwiedziarz ma syna?
- Tak.
- Czy jest nim ten młody człowiek, którego schwytaliśmy?
- Tak.
- Kim jest kulawy?
- Towarzyszem niedzwiedziarza, HobbIe- Frankiem.
- Postaraj się dowiedzieć, w jaki sposób zetknęli się z Wohkadehem i czy jest tu jeszcze więcej
białych i dokąd zmierzają. Jeżeli dowiesz się tego, odzyskasz wolność. Ale nie zdradz się!
Odprowadzono go z powrotem do jeńców, ułożono na ziemi i związano nogi.
Jeńcy milczeli. Nieszczęsny biały także nie odezwał się ani słówkiem. Nie było mu wesoło na
duszy, choć był odważnym mężczyzną. Rozmyśla- jąć nad zdarzeniem pojął, że wódz na pewno nie
dotrzyma słowa Zrozumiał, że został oszukany. Nie powinien powiedzieć ani słowa. Im dłużej się
zastanawiał, tym bardziej dochodził do wniosku, że nie należy ufać Ciężkiemu Mokasynowi i że
stanowczo powinien opowiedzieć Baumannowi, o czym rozmawiał z wodzem. Niedzwiedziarz
przyszedł mu z pomocą. Po upływie dłuższej chwili zapytał:
- No, kolego, czemu zachowuje siÄ™ pan tak cicho? Do kogo pana zaprowadzono?
- Do wodza.
- Tak też sobie pomyślałem. Czego od pana chciał?
- Powiem szczerze. Chciał wiedzieć, kim są Frank i Marcin.
Powiedziałem prawdę, ponieważ przyrzekł mi wolność.
- O biada! To było największe głupstwo, jakie mógł pan palnąć. Ale jak się ma rzecz z
wolnością?
- Odzyskam ją, jeśli dowiem się, jak ci panowie spotkali niejakiego
Wohkadeha i czy jeszcze inni biali sÄ… w tych stronach.
- Tak. I sądzi pan, że opryszek wywiąże się z przyrzeczenia?
- Bynajmniej. Po namyśle doszedłem do wniosku, że chce mnie oszukać.
- Rozumnie pan wnioskuje. A ponieważ jest pan szczery, więc wybaczymy panu to gadulstwo.
Zresztą, niech pan nie sądzi, że dalibyśmy się podsłuchać. Przejrzeliśmy zamiar wodza i na pewno
przy panu nic byśmy nie powiedzieli.
- Ale co mu odpowiem, kiedy mnie znowu wezwie?
- Zaraz pomyślimy - odpowiedział Jemmy. Powie pan, że uratowaliśmy Wohkadeha, kiedy go
schwytali Szoszoni i towarzyszyliśmy mu, aby go bezpiecznie zaprowadzić do swoich. Innych białych
nigdzie tutaj nie ma. Kiedy spróbuje pana zjednać obietnicami, niech pan nie da się schwytać na
wędkę. Prędzej od nas może się pan spodziewać ratunku niż od niego.
Tak załatwiono przykry incydent.
Jeńcy byli tak mocno skrępowani, że więzy wpijały się w ciało. Jedyny możliwy ruch polegał na
tym , że mogli się toczyć z jednego boku na drugi. Dzięki temu zresztą Jemmy zbliżył się do
Baumanna, który, leżąc teraz między Marcinem a grubym westmanem, wysłuchał relacji
opowiedzianej szeptem i pokrzepił się nadzieją prędkiego oswobodzenia. Tymczasem wódz zawołał
najwybitniejszych wojowników i kazał przyprowadzić Wohkadeha. Wojownicy utworzyli półkole;
pośrodku usiadł wódz. Jeniec stanął naprzeciw nich, między dwoma strażnikami, którzy trzymali
noże. Był to niewesoły zwiastun dla Wohkadeha. Zwiadczył, że sprawa przybrała niepożądany obrót.
Oczy wojowników wbiły się ponuro w jeńca. Wódz zaczął: - Niech Wohkadeh opowie co przeżył od
chwili, kiedy się rozstaliśmy. Wohkadeh spełnił żądanie. Wymyślił bajeczkę, że Szoszoni zauważyli
go i schwytali, jednak biali go odbili. Mówił tonem pewnym, przekonywającym, niestety, widział, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]