[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kątem oka zauważył, że Miriam zdążyła obciągnąć sukienkę na biodra, zaś
resztę skryła, owijając się szczelnie jego marynarką.
Ostrożnie uniósł rękę, rękawem przetarł szybę i dostrzegł niewyrazną,
ciemną postać, spoza której mrugały czerwone i niebieskie światła. Choć
widział tylko niewyrazny zarys, był niemal pewien, że widział mężczyznę
odzianego w pelerynę, w jakiej w dżdżystą pogodę zwykli chadzać...
Dodając do tego czerwono- niebieskie światła, Rory bez trudu
wydedukował, że miał przed sobą policjanta.
Na krótką, cudowną chwilę uwierzył, że policjant przybył, by go
aresztować, bowiem czyny, których dokonał wraz z Miriam, z całą pewnością
musiały być nielegalne. Poza tym przypomniał sobie ze zgrozą, że tkwią
pośrodku opustoszałej autostrady, z przebitą oponą i włączonymi światłami
awaryjnymi.
Pospiesznie wyciągnął rękę i wyłączył mrugające lampy, a potem
pona
ous
l
a
d
an
sc
gwałtownie potrząsnął głową, by jakoś uporządkować kłębowisko myśli. Z
deski rozdzielczej podniósł okulary i wsadził je na nos, aż wreszcie opuścił
szybę. Napotkał badawczy wzrok policjanta.
- Czy... ma pan jakiś problem? - spytał Rory.
- To ja pana o to pytam - odezwał się policjant. - To pan stoi na
poboczu z włączonymi światłami awaryjnymi.
- Ach, tak. My... hm... jechaliśmy do domu, rozumie pan, i złapaliśmy
gumÄ™. A pogoda jest taka okropna...
Urwał. Nawet nie dlatego, że był przekonany, iż policjant z łatwością
dośpiewa sobie resztę, tylko po prostu nagle poczuł ogromne zmęczenie.
Było to niezwykle uczucie. Nigdy przedtem nie przytrafiło się mu coś
podobnego, a przecież zrobili z Miriam zaledwie drobną część tego, co
mogliby uczynić w bardziej sprzyjających warunkach. Do diabła, przecież
tylko kochali się w samochodzie! Nie robił tego nawet jako nastolatek, zresztą
pewnie dlatego, że, będąc licealistą, nigdy nie uprawiał seksu.
Jeśli tak wyczerpała go krótka przygoda w samochodzie - owszem,
pełna ognia i namiętności - to czego mógłby oczekiwać, gdyby znalazł się z
Miriam w innych okolicznościach? Na przykład w łóżku, gdzie nie groziłoby
im zaplątanie się w kierownicę ani poobijanie boków o podłokietniki, gdzie
mogliby rozkoszować się swoją bliskością przez długie godziny, a żaden
policjant nie przerwałby im ich tego... zajęcia.
- Może pomóc zmienić koło? - Funkcjonariusz wyrwał Rory'ego z
zamyślenia.
Miał już odmówić, gdy przypomniał sobie, że przecież, owszem,
potrzebował pomocy, i to bardzo.
- Szczerze mówiąc moje zapasowe koło jest do niczego - powiedział i
pona
ous
l
a
d
an
sc
wskazał na Miriam. - Ale moja... moja, hm... moja...
Obrócił się ku niej. Siedziała wyprostowana, ze wzrokiem skierowanym
prosto przed siebie, kurczowo zaciskała poły marynarki i nie odzywała się. Jej
policzki pałały, włosy były w nieładzie, a pierś unosiła się i opadała w
gwałtownych oddechach. Wygląda, pomyślał Rory, jakby przed chwilą
stoczyła morderczą bitwę, co w pewnym sensie zresztą było prawdą.
Gorączkowo zastanawiał się, jak powinien przedstawić ją policjantowi, który
cierpliwie czekał na wyjaśnienia.
Kim zatem Miriam była dla niego? - zastanawiał się. Była jego... jego...
jego...
Przyjaciółką, podpowiedział sam sobie. Właśnie tak... Ale czy na
pewno? Tak myślał o niej przedtem, zanim znalazła się na nim, z piersią w
jego ustach i z pośladkami w jego dłoniach.
Zgoda, być może  przyjaciółka" nie jest już najlepszym określeniem,
albowiem Rory nigdy nie robił takich rzeczy z kobietami, którym przynależne
było takie miano.
Koleżanka? - zastanawiał się. Nie, absolutnie nie, to określenie tym
bardziej nie pasowało do sytuacji. Może więc osoba towarzysząca? Nie, zbyt
bezosobowe i takie jakieÅ› oficjalne. Poza tym wyglÄ…d Miriam, jak i sukienka,
którą miała na sobie, mogłyby dać policjantowi wiele do myślenia.
Ktoś bliski? - Rory wciąż szukał właściwego określenia. Zdecydowanie
nie. Sugerowałoby to istnienie między nimi jakiegoś związku, a przecież
wcale tego nie chciał. No... chyba nie chciał.
Kochanka? - spytał sam siebie. Biorąc rzecz dosłownie, była to prawda,
lecz w ten sposób wskazałby policjantowi na coś, o czym tak naprawdę Rory
sam do końca nie wiedział, czy istnieje. To znaczy czy w ich przypadku
pona
ous
l
a
d
an
sc
można było mówić o miłości.
Kim więc, dokładnie, jest dla mnie Miriam? - jeszcze raz spytał sam
siebie.
- Moja, hm... - zaczÄ…Å‚ jeszcze raz, nie odrywajÄ…c od niej spojrzenia. -
Moja, no... Moja...
- Pańska żona? - podpowiedział policjant. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl