[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Rajmund w milczeniu skrobał się po brodzie.
 Widzę, ze nie jesteś nią zachwycony  uśmiechnął się Magister.
 Prawdę mówiąc, nie. Zgodziłem się na czystą robotę  powiedział Raj-
mund.
Urwał nagle, bo z ciemności wynurzył się na chwiejnych nogach Mniszek.
 Co robią te skrzynie w kanale?  zapytał zadyszany. Jego wypukłe oczy
błądziły niespokojnie po twarzach wspólników.
Złodzieje milczeli.
Mniszek dopadł do Magistra i potrząsnął nim gwałtownie.
 Po co wyciągałeś te skrzynie? Odpowiadaj! Co chcesz zrobić?
 Nic cię to nie obchodzi  odepchnął go Magister.  Zobacz lepiej do
walizki, czy o ten silnik ci chodziło.
195
 Pluję na ten silnik. Juz za pózno. Wszystko za pózno. Nic już nie da się
zrobić. Nie mamy szans. Nawet na ucieczkę już za pózno  mruczał Mniszek. 
Po co wyciągnąłeś te skrzynie?
 Co on plecie?  skrzywił się Magister.
 Upił się ze strachu  mruknął Rajmund.
 Ty, Rajmund, powiedz, co on planuje, ta świnia  Mniszek uczepił się
Rajmunda.
 On chce zamienić tych wścibskich chłopców w aniołki  odparł ponuro
Rajmund  a przy sposobności przemeblować wzorcownię żeby tam się nikt nie
połapał, gdzie stół, a gdzie szafa.
 Co?!  Mniszek patrzył na Magistra przerażony.  Chcesz wysadzić ka-
nał wraz z dziećmi?
 Zgadza się  odparł Magister, oglądając sobie ręce.
 Ty łotrze!  Mniszek zamachnął się pięścią, ale Magister uchylił się zręcz-
nie i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
 Uspokój go, Rajmund  powiedział do kolegi i począł sobie myć ręce
w wiaderku z wodą.
Rajmund chwycił Mniszka za ręce i ustawił go przy ścianie.
 Morderca  dyszał Mniszek  morderca, dawno to już podejrzewałem. . .
ty nie jesteś kasiarzem, ty jesteś mordercą! Zamordować dzieci. . . potwór. . . po-
twór!
 Nie rozumiem, o co ci chodzi.  Magister starannie wycierał ręce wło-
chatym ręcznikiem, który wydobył z teczki.  Zupełnie nie rozumiem  powtó-
rzył.  Zgodziliśmy się przecież obaj, że robota ma być czysta.
 Właśnie.
 No, więc staram się pracować czysto.  Magister wyjął z teczki krem
 Nivea i zaczął starannie wcierać go w dłonie.
 Ty to nazywasz czystą robotą?  wykrztusił Mniszek.
 Rzecz jasna  odparł Magister, smarując sobie kremem podbródek. 
Czysta robota jest to robota bez śladów, bez świadków i z zapewnieniem alibi.
Kolega dziwi się? Nie to miał na myśli? Tak, widzę, żeśmy się nie zrozumieli,
układając plan akcji. To przez to, że kolega technolog ma jeszcze pewne braki
w naszej zawodowej terminologii. Postaram się więc wytłumaczyć koledze. 
Magister nabrał nową porcję kremu i rozmazał sobie na twarzy.  Otóż ci mal-
cy uganiający się za skrzyniami Szwajsa podsunęli mi jedną myśl: urządzić mały
wybuch. To nam załatwi za jednym zamachem wszystko. Nie będzie już kradzie-
ży, nie będzie włamania, nie będzie świadków  nie będzie w ogóle przestęp-
stwa, będzie tylko jeszcze jeden nieszczęśliwy wypadek spowodowany przez lek-
komyślnych chłopców, jeden z tych wielu wypadków, o których piszą w gazetach.
Jednym słowem  będzie dla nas czysta robota.
196
 Aotrze. . . Aotrze!  sapał bezsilnie Mniszek rozpłaszczony na ścianie
przez Rajmunda.
Tymczasem Magister, nie przerywając masażu twarzy, ciągnął dalej:
 Oczywiście, wtedy wyjdzie na jaw, że chłopcy szukali skarbów Szwajsa,
że pętali się po Ogrodzie i że natrafili na stare kanały, nikt nie będzie miał wąt-
pliwości, kto spowodował tragiczną detonację. Tym bardziej, gdy odnajdą czarne
chusty u wylotu kanału przy czołgu. . . A właśnie  zwrócił się do Rajmunda 
czy zawiesiłeś te chusty, jak mówiłem?
 Zawiesiłem  odparł ponuro Rajmund.
 Doskonale!  Magister zadowolony przejrzał się w lusterku.  W takim
razie nikt nie pomyśli inaczej. . . i nie będzie przestępstwa. Bo przecież przestęp-
stwo istnieje tylko wtedy, kiedy się o nim wie. Zdaje się, że wyjaśniłem to dokład-
nie koledze technologowi.
 Nie nazywaj mnie kolegą, opryszku  zasapał bezsilnie Mniszek.  Nie
mam z tobą nic wspólnego i nie chcę mieć. Biorę cię na świadka, Rajmund, że nie
mam nic wspólnego z tym łotrem i z jego teoriami.
 Oczywiście, zgadza się, nie jesteś moim kolegą  rzekł Magister, wkła-
dając marynarkę  po prostu tylko przelotnym znajomym z Izby Wytrzezwień,
dokąd zaglądam czasem, udając pijanego, aby od zalanych głupców wydostać in-
formacje i zaplanować sobie kolejną robótkę. Tak było i z tobą, ptaszku. Ale ty nie
jesteś chłopakiem z naszej branży. Jesteś wylanym z fabryki kiepskim wynalaz-
cą, który nie wynalazł w życiu nic prócz tricku, jak zagarnąć nie swój wynalazek
i opylić go zagranicznej firmie. U nas taki typek nazywa się  salceson .
 Być może jestem kiepskim wynalazcą, ale mam sumienie  powiedział
Mniszek.
 Salceson z sumieniem  zaśmiał się Magister  to coś zupełnie nowego.
Ja w każdym razie nie mam zamiaru dla spokoju twojego sumienia narażać swojej
skóry.
 Mniszek ma rację  odezwał się nagle Rajmund.  Po co paprać ręce?
Wystarczy przecież, jak zwiążemy tych smarkaczy. Nigdy jeszcze nie zabiłem
człowieka. Ja mam, widzisz Magister, taką zasadę  pracować na sucho. . .
Magister zaśmiał się.
 Widzę, że wszyscy jesteśmy z zasadami. Bardzo ładnie, dzieci, ale ja też
mam swoją zasadę. Moją zasadą jest nie zostawiać świadków. . . Nie robię tego
z przyjemności. Mnie też żal chłopaków. Ale to konieczność. Widzieli nas przy
robocie, mogą rozpoznać nasze szlachetne twarze  muszą, niestety, zginąć. Sa-
mi sobie nawarzyli piwa. Po co nam się pchali pod rękę? Po co się pętali po
Ogrodzie, po co szpiegowali? Nic na to nie poradzę. Wydali na siebie wyrok. Je-
śli ich teraz nie  załatwimy , wszystko na nic. Nie opylimy  wirusa . Gliny będą
nam od początku deptać po piętach. Zaostrzą kontrolę na granicy. Ogłoszą listy
gończe. Zrobi się hałas i firma się spłoszy. Natomiast wybuch załatwi nam wszyst-
197
ko. . . i dlatego będzie wybuch. A ty, salceson, jak się nie zamkniesz, zostaniesz
tu razem z dziećmi.
 Nie zrobisz tego. . . Nie, nie. . . nie zrobisz tego  zachrypiał Mniszek. 
Pamiętaj, tylko ja mam kontakt z firmą, tylko mnie tam znają. Tylko mnie uwie-
rzą, że to mój wynalazek. Tylko ja znam się na tym. . . Beze mnie nic nie wskóra-
cie. . . Nikt nie będzie z wami pertraktował. . . Zamkną was od razu do mamra. Po
waszych gębach widać, żeście oprychy.
 Nie kracz, denerwujesz mnie  warknął Magister.  A co do firmy, to
firma nie jest święta i chętnie przymyka oko tam, gdzie węszy miliony. Kupi od
nas nawet diabła, jeśli jej się to opłaci. Musimy tylko zatrzeć ślady, żeby rzecz nie
wyglądała na zbyt rażące przestępstwo.  Magister obejrzał przewody na ścia-
nie.  Załatwimy się w dziesięć minut. Nie będzie potrzeba zbyt wiele fatygi. . .
Wszystko jest podłączone i przygotowane piętnaście lat temu. Solidna, niemiecka
robota. Widać mieli wysadzić w powietrze tuż przed wycofaniem się, ale czasu
Niemiaszkom zabrakło.
Od strony wylotu kanału rozległy się szybkie kroki. Zobaczyli Dodka. Biegł,
ściągając po drodze kombinezon.
 Zbierajcie się  zasapał  Kazek już przyjechał. Słyszałem motor. Na-
reszcie skończy się ta cholerna robota. Już mi obrzydły te lochy. To gorsze od [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl