[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Hej, Thomas! Słyszałem, że masz jakiś poważny problem. Tylko nie mów, że chcesz
wziąć wolne  powiedział naczelny, kiedy tylko zobaczył chłopaka.
 Hm... Ja właśnie w tej sprawie  odparł młody dziennikarz.  Zmarła moja bardzo
bliska znajoma... właściwie przyjaciółka mojej rodziny, po prostu muszę na jakiś czas wyjechać.
 Kiedy?  dopytywał się wydawca.
 W piątek powinienem być już we Frankfurcie  odrzekł Thomas.
 Na jeden dzień nie ma problemu. Zwiat się nie zawali  zawyrokował Axel Marx.
 Problem w tym, że tu chodzi nie tylko o pogrzeb, ale o coś więcej... i... i muszę
wyjechać na... cały miesiąc.
 Zaraz, zaraz... Czy ja dobrze słyszałem? Na całe trzydzieści dni? Ty chyba żartujesz?! 
krzyknął właściciel tygodnika tak, że było go słychać nawet za drzwiami gabinetu.
 Bardzo przepraszam, panie Marx. Nie mam nastroju do żartów. W końcu jadę na
pogrzeb, a nie na wesele  bronił się Thomas.  Gdyby to ode mnie zależało, nie ruszałbym się
stąd, ale nie mam na to wpływu.
 Ty jesteÅ› potrzebny tutaj, w redakcji!
Thomas przedstawił list z kancelarii adwokackiej, wyjaśniając, kim dla niego była
Eleonora von Albertstein. Opowiadał o tym, co dla niego zrobiła i dlaczego na tak długo musi
opuścić redakcję.
 W porządku. Przekonałeś mnie... Wez sobie ten trzydziestodniowy urlop, ale ani dnia
dłużej! Rozumiesz? Ani dnia dłużej!  stanowczo powtórzył Axel Marx, uderzając z całej siły
w biurko pięścią.  Jeśli nie wrócisz za miesiąc, to możesz pakować manatki! Albo nie. Po prostu
nie wracaj już! Może jakoś sobie poradzimy...  warknął na koniec i kazał mu natychmiast
opuścić pokój.
Tymczasem cała redakcja z zapartym tchem oczekiwała na to, co powie Thomas.
Wszyscy obserwowali go, jak szedł ze skwaszoną miną do swojego boksu. Czuł na sobie
spojrzenia innych, co go bardzo denerwowało.
 No i co się tak, do cholery, gapicie!  w końcu nie wytrzymał i wybuchnął gniewnie. 
Nie widzieliście człowieka, który został opieprzony przez szefa? No to teraz widzicie!
 Hej, Thomas, nie irytuj się tak...  odparł ktoś z drugiej strony sali, śmiejąc się
rubasznie.  Po prostu nieczęsto się zdarza, żeby Marx kogoś wypieprzył z gabinetu w tak
ekspresowym tempie. To było akurat wyjątkowo efektowne przedstawienie.
 Wiesz co... Pieprz się  odparował wkurzony Thomas i szybkim, zdecydowanym
krokiem opuścił budynek, aby odreagować.
Wyszedł na wewnętrzny dziedziniec, który łączył siedzibę redakcji z kilkoma sąsiednimi
kamienicami. Zaczął krążyć w kółko raz w jedną, raz w drugą stronę. Bił się z myślami,
zastanawiając się, co będzie dalej. Ton reprymendy Marxa zbił go totalnie z tropu. Wydawało mu
się, że wszystko ułoży się po jego myśli i uda mu się przekonać wydawcę, który zrozumie jego
sytuację i da mu wolną rękę. Tymczasem poczuł się jak mały chłopiec, który dostał porządnego
klapsa w tyłek, bo chciał wziąć coś, co do niego nie należało. Po chwili zauważył, że w bramie
mignęła kobieca sylwetka. To była Marta. Zmartwiła się, gdy usłyszała, co się stało. Nie mogła
teraz zostawić go samego i pozwolić na to, by sam gryzł się ze wszystkim. W pierwszej chwili
zignorował ją, ale dziewczyna pozostała i nie ustąpiła. Podbiegła do niego, zatrzymując na
chwilÄ™.
 Thomas, zaczekaj  powiedziała, łapiąc go za rękaw.  Posłuchaj mnie przez chwilę.
Mężczyzna podszedł do ściany budynku i przystanął. Odwrócił się do Marty, opierając
plecami o zimny mur kamienicy. Sprawiał wrażenie trochę zagubionego.
 Pewnie już wszystko słyszałaś  zaczął po dłuższej chwili.
 Tak, doszły mnie słuchy i sądzę, że nie powinieneś się tym tak bardzo przejmować 
pocieszała go Marta.  Marx po prostu ma gorszy dzień, a poza tym jesteś jednym z filarów
gazety, więc zrozumiałe, że wydawca martwi się i nie chce, żebyś wyjeżdżał. Ale jedziesz...
Dostałeś urlop i jest wszystko okej.
 Wiesz, chyba masz rację  odparł po chwili Thomas, obejmując przyjaciółkę
serdecznym uściskiem.  Boże, co ja bym zrobił bez ciebie?
 Nic, po prostu zamartwiałbyś się dalej...  powiedziała ze spokojem dziennikarka, lekko
się uśmiechając.
5
W redakcji było już niemal pusto. Thomas siedział przy swoim biurku, kończąc jeden
z artykułów, który miał przygotować do kolejnego wydania tygodnika. Pisał o handlu
narkotykami, który powoli zaczynał zbierać swoje żniwo także w ich mieście, głównie wśród
niczego nieświadomych, żądnych szybkich i efektownych wrażeń młodych ludzi. Miał za sobą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl