[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To było takie straszne, Rex!
- Ale co?
Wbił wzrok w jej przerazliwie bladą twarz. Miała szkliste oczy i
dygotała jak w febrze.
Mimo niepokoju i lęku o jej osobę nie mógł nie zauważyć, jaka
jest piękna. Była spocona i rozczochrana, ale to w niczym nie
zaszkodziło jej urodzie. Wilgotne oczy lśniły jak dwa wielkie
szmaragdy, włosy połyskiwały barwą najczystszego kruszcu, a
delikatny zapach upajał, podobnie jak dotyk jej ciała. Była bosonogą
nimfą, ubraną tylko w szlafroczek i boleśnie nieświadomą swojej
nagości.
W Reksie odezwały się czysto męskie instynkty. Zapragnął o nią
walczyć. Porwać ją w objęcia, przycisnąć do serca i przysiąc, że
wszystko będzie dobrze. Chciał zabrać ją ze sobą w jakieś bezpieczne
miejsce, z dala od dręczących ją koszmarów, i kochać się z nią do
utraty tchu. Chciał zerwać z niej tę cienką, rozdzielającą ich warstwę
materiału i zatracić się w miłości.
- Alexi! - powiedział i w jednej chwili oprzytomniał. Była w
niebezpieczeństwie i wzywała pomocy, a on, zamiast ją chronić,
myślał o czymś zupełnie innym.
- Rex! Rex! Tam sÄ…... tam sÄ…...
- Kto?! - wykrzyknÄ…Å‚ zniecierpliwiony.
79
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Www... - zająknęła się. W ustach jej zaschło. - Węże!
- Węże? - powtórzył z niedowierzaniem i popatrzył na nią, jakby
postradała zmysły.
Jego sceptyczny ton przywrócił jej rozum.
- Tak, węże! - krzyknęła. - Ohydne, pełzające stworzenia. Całe
masy węży!
- Gdzie?
- W domu!
Ciałem jej nadal wstrząsały dreszcze. Rex także drżał, ale z
narastającej furii. Omal się nie zabił, pędząc do niej jak szalony.
Myślał, że ktoś chce ją zamordować, o ona paple coś bez ładu i składu
o jakichś wężach.
Blask zniknął z jej oczu. Były nadal szmaragdowe, ale teraz i
ona wpadła w złość.
Odepchnął ją od siebie i zamaszystym krokiem ruszył w stronę
domu, a tam przekonał się, że Alexi nie kłamała. Wnętrze domu
wyglądało jak sceneria jakiejś makabrycznej zbrodni. Klucz francuski,
łopatka, pogrzebacz. Z kpiącym uśmieszkiem na ustach Rex podszedł
do pierwszej ofiary w korytarzu.
Był to mały wąż, przypominający dżdżownicę, długości może
dwudziestu centymetrów, który wił się rozpaczliwie na podłodze. Rex
podniósł go i po krótkich oględzinach doszedł do wniosku, że
nieszczęsne stworzenie ma jeszcze szansę. Wrócił do drzwi i wrzucił
węża do jednej ze skrzynek z kwiatami na werandzie. Alexi stała na
ścieżce i patrzyła na niego z niedowierzaniem.
80
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Alexi, to zupełnie nieszkodliwy gatunek malutkich węży. %7łyją
w ogrodach.
- Ale to wąż!
- Nie ma potrzeby go zabijać - powiedział surowo. - Sam by
sobie w końcu poszedł.
- On? Jest ich tu cała masa!
- No to one by sobie poszły - roześmiał się Rex.
- Nie kpij sobie ze mnie! To mogły być jadowite węże. Zresztą,
skąd mogłam wiedzieć, że jest nieszkodliwy? Chyba w tej części kraju
są też jakieś jadowite węże?
- Oczywiście, że są. Przepraszam. Masz rację. Skąd mogłaś
wiedzieć. Ale te akurat są zupełnie nieszkodliwe. Są nawet
pożyteczne. Zjadają robaki i spulchniają glebę. Wystarczy je po prostu
przegonić.
- Ich miejsce jest na dworze, a nie w domu - powiedziała ze
złością. Rex zauważył, że wciąż drży. - Nie wejdę do domu, Rex. Jest
ich tam więcej. Wezwę odpowiednich ludzi, niech zrobią z tym
porzÄ…dek. I to jeszcze dziÅ›!
Rex mimowolnie się roześmiał. Alexi wyprostowała się i rzuciła
mu lodowate spojrzenie. Podniósł ręce do góry.
- W porządku. Zobaczę, co da się zrobić dla pozostałych ofiar, a
potem pojedziemy do mnie. Może to dobry pomysł, żeby kogoś
wezwać.
Wrócił do domu, kręcąc głową. Wszystkie węże żyły - były to
twarde stworzenia. Zebrał je na łopatę i wyrzucił w krzaki. Alexi nie
81
Anula
ous
l
a
and
c
s
ruszyła się ze ścieżki. Pomachał jej, a potem znowu wszedł do domu,
schował narzędzia zbrodni do spiżarni. Wychodząc z kuchni, zabrał
leżącą na stole walizkę. Alexi może jej potrzebować.
Pokiwał z uśmiechem głową i pomyślał, że te jej krzyki do
telefonu będą go pewnie kosztowały dziesięć lat życia. Kiedy rzuciła
słuchawkę, wyobraził sobie, że ktoś ją co najmniej dusi. Tymczasem
okazało się, że to tylko nieszkodliwe węże.
A teraz miała pojechać z nim do domu, bo się bała. Kto wie, co z
tego może wyniknąć?
Zamknął drzwi kuchenne, nie przestając się uśmiechać. Do
drzwi frontowych miał swój własny klucz.
Idąc wąską ścieżką, zastanawiał się, na co ma większą ochotę.
%7łeby własnymi rękami udusić Alexi za to, że napędziła mu strachu,
czy żeby ją zamknąć w ramionach i całować do utraty tchu. W końcu
nie zrobił ani tego, ani tego. Ominął ją szerokim łukiem, a kiedy
katem oka spostrzegł, że za nim nie idzie, odwrócił się.
- Idziesz...?-zapytał zniecierpliwiony.
Popatrzyła na niego, a potem na dom. Z pewną irytacją
pomyślał, że zachowuje się tak, jakby musiała wybrać mniejsze zło.
Nagle uświadomił sobie, że uczucie rozdrażnienia nie opuszczało go,
odkąd ją poznał. Najpierw wziął ją za włamywacza. Potem ona była
na niego taka oburzona. Taka wyniosła, z rezerwą i... krytyczna.
Pózniej, kiedy czarowała tego chłopaka z pizzerii, on sam uległ jej
urokowi, który zawładnął nim jak narkotyk. Wreszcie przeżył tych
kilka chwil zwierzęcej trwogi.
82
Anula
ous
l
a
and
c
s
A na koniec ta dzika fala pożądania, kiedy tuliła się do niego,
prawie naga, jakby stanowili jedną całość. Zadał sobie pytanie, czy
Alexi wie, jak na niego działa. Była taka zmysłowa, a on zareagował
[ Pobierz całość w formacie PDF ]