[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szukając jakiejś mo\liwości ucieczki.
Zwitało ju\, gdy dotarliśmy na skraj Bagna Duchów. Wyciągając szyję, ujrzałem rozległe,
Strona 57
Howard Robert E - Conan uzurpator
nieruchome wody mokradła, porośnięte kępami trzcin i innych wodnych roślin. Pasma mgły
unosiły się jak duchy nad gładką taflą, w której odbijał się upstrzony chmurkami błękit
porannego nieba. Tu i ówdzie, niczym skamieniałe wiedzmy, stały pnie uschłych drzew.
Dotarliśmy do cypla wychodzącego w bagno. Dotarłszy do jego końca, Piktowie z
pluskiem weszli w wodę. Stąpali po kamieniach, poło\onych tak, \e znajdowały się tu\ pod
jej powierzchnią. Przebrnęliśmy przez kolejny pas błotnistej ziemi i następne bagno, aby w
końcu dotrzeć do siedziby Czarownika z Bagien.
Czarownik mieszkał na wyspie, która wznosiła się nieco wy\ej nad lustrem wody ni\
większość wysepek na tych okropnych moczarach. Na tym niewielkim wzniesieniu, pośród
porastających je drzew stał krąg chat podobnych do domostw, jakie zwykle budują Piktowie.
Gdy zbli\aliśmy się do pagórka, jeden z wojowników pobiegł naprzód, tak \e gdy dotarliśmy
na miejsce, wszyscy obecni wyszli, aby mnie powitać. Ziemia była usłana pustymi
bukłakami; niewątpliwie wodzowie przez całą noc nie tylko rozmawiali, ale i \łopali słabe,
piktyjskie piwo.
Na wyspie znajdował się sam czarownik, Valerian z kilkoma swoimi poplecznikami,
Kwarada, Teyanoga oraz paru Piktów. Pióra we włosach i malunki świadczyły o tym, \e są to
wodzowie śółwi, Sokołów, śbików oraz Wilków, którzy z podkrą\onymi oczami ziewali po
całonocnej naradzie. Na mój widok Valerian wyszczerzył zęby jak piktyjski bo\ek.
 To ten buntownik z Thandary!  zawołał  Na Mitrę, uparty z ciebie diabeł; gdyby
wszyscy po stronie Jego Królewskiej Mości byli równie wytrwali w cnotach jak ty w swoim
łotrostwie! Poczekaj, mój miły przyjacielu, zabawimy się z tobą i twoim przyjacielem 
zdrajcą. Dowiecie się, jaką cenę trzeba zapłacić za zdradę swoich prawowitych panów.
Piktowie, którzy nieśli drąg, zrzucili go z ramion, upuszczając mnie na wilgotną ziemię.
Padając, zobaczyłem, \e pośrodku kręgu chat wbito w ziemię pal, do którego przywiązano
syna Hakona Stroma.
Valerian, nadal na mnie patrząc, ruchem głowy wskazał Hakona.
 Myślał, \e uda mu prześlizgnąć między demonami bagien  rzekł.
Wymieniliśmy z Hakonem spojrzenia, ale wiedzieliśmy, \e w tej sytuacji słowa nic nam
nie pomogą. Czarownik wydał po piktyjsku rozkazy i kilku dzikusów wyruszyło w powrotną
drogę po ukrytych pod wodą kamieniach. Inni zaczęli kopać dół w pobli\u pala, do którego
przywiązano Hakona.
Czarownik był człowiekiem o niezwykłym wyglądzie; stary, zgarbiony i chudy, o
brązowej skórze niemal tak ciemnej jak u Kuszyty, ze strzechą siwych włosów i długą,
jedwabistą brodą. Nigdy nie widziałem mę\czyzny o podobnych rysach twarzy. Nos miał
szeroki i płaski, czoło i podbródek cofnięte, a oczy pod gęstymi brwiami tak głęboko ukryte w
oczodołach, \e zdawały się spoglądać z dwóch ciemnych jaskiń. Mógł być półczłowiekiem, a
półchakanem. Teraz pojąłem sens powtarzanych w Westermarcku opowieści głoszących, i\
czarownik nie był ani Piktem, ani Liguryjczykiem, lecz ostatnim potomkiem rasy
zamieszkującej te ziemie, zanim zasiedlili je Piktowie. Zaiste, piktyjska puszcza kryje w sobie
wiele tajemnic z minionych czasów.
Podobnie jak Piktowie, czarownik miał na sobie jedynie przepaskę z jeleniej skóry.
Zamiast malowanych jak u wojowników wzorów jego piersi pokrywały liczne małe blizny,
układające się w niezwykły wzór zło\ony z linii i okręgów. Powiedział coś do Piktów, ci zaś
wzięli drąg, na którym mnie przynieśli, i postawili mnie na nogi. Gdy czarownik podszedł
bli\ej i spojrzał mi w twarz, jego czarne oczka zabłysły w głębi oczodołów. Potem odwrócił
się i znów rzucił do Piktów kilka słów.
Po chwili Piktowie, którzy opuścili wyspę, wrócili z długim pniem przyciętym toporkami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl