[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dziękuję.
- Charlie, zostań z Pam, a potem odwiez ją do hotelu - wydał polecenie Lance. - Ja
odwiozę Foxy. Panie doktorze - zwrócił się do młodego lekarza - w holu na dole kłębią się
dziennikarze. Wolałbym oszczędzić pannie Fox spotkania z nimi.
- Proszę zjechać windą służbową do podziemnego parkingu. Tuż koło wyjścia jest
postój taksówek.
- Doskonale. - Ujmując Foxy za łokieć, ruszył korytarzem do windy.
- Nie musisz mnie odprowadzać.
- Wiem. - Wcisnął przycisk.
- Nie podziękowałam ci, że nie pozwoliłeś mi wbiec na tor.
Rozległ się cichy dzwonek, po czym drzwi rozsunęły się bezszelestnie. Nie
protestując, Foxy weszła do pustej kabiny.
- To by było głupie z mojej strony...
- Przestań, do jasnej cholery! Przestań! - Obrócił ją do przodem do siebie. Jego palce
wpijały się boleśnie w jej ramiona. - Krzycz, płacz, uderz mnie, ale nie zachowuj się w ten
sposób!
Popatrzyła na Lance'a. Oczy płonęły mu żarem. Ona sama jednak nie potrafiła wyrazić
emocji; było jeszcze za wcześnie.
- Już się nakrzyczałam - oznajmiła spokojnie. - Więcej nie zamierzam. Płakać nie
mogę, bo wciąż jestem odrętwiała. A ciebie nie mam powodu bić.
- Jechał moim samochodem. Czy to nie jest dostateczny powód?
Drzwi windy otworzyły się. Zciskając Foxy za rękę, Lance ruszył w stronę wyjścia z
podziemnego parkingu.
- Nikt go siłą nie wpychał do bolidu. To nie jest twoja wina, Lance.
- Widziałem, jak na mnie patrzyłaś, kiedy go wyciągali z wraku - powiedział,
pomagając jej wsiąść do czekającej taksówki.
- Przepraszam - szepnęła Foxy. - Może faktycznie winiłam cię za wypadek Kirka, ale
tylko przez minutę. Chciałam kogoś obarczyć winą, kogokolwiek. Bo myślałam, że Kirk nie
żyje. - Glos jej drżał. Wzięła kilka głębokich oddechów, po czym ciągnęła: - Całe życie
starałam się być przygotowana psychicznie na coś takiego. Ale nie byłam i nie jestem.
- Wzdychając ciężko, zamknęła oczy i oparła się o siedzenie. - Nie winię cię, Lance.
Słowo honoru. Ani ciebie, ani Kirka. Mam jedynie nadzieję, że może tym razem Kirk coś
zrozumie, może się wycofa...
Lance nie odpowiedział; usłyszała jedynie pstryknięcie zapalniczki. Resztę drogi
odbyli w milczeniu, Foxy z przymkniętymi oczami - nie miała siły unieść powiek. W hotelu
zastali Scotta Newmana, który przemierzał korytarz przed drzwiami do jej pokoju. Z marsową
miną i w przekrzywionym krawacie wyglądał jak dyrektor, który wyszedł z długiej, burzliwej
narady. Skinąwszy na powitanie Lance'owi, wyciągnął ręce do Foxy.
- Cynthio, nareszcie! W szpitalu powiedzieli mi, że jesteś w drodze do hotelu. Co z
Kirkiem? Nie mogłem uzyskać żadnych informacji.
- Wydobrzeje. - Zreferowała mu pokrótce słowa lekarza.
- Całe szczęście. Wszyscy się potwornie o niego martwili. A jak ty się czujesz?
Pomyślałem sobie, że może przyda ci się moja pomoc.
- Jej potrzebny jest wyłącznie odpoczynek - oznajmił krótko Lance.
- To miło, że czekałeś, Scott - rzekła Foxy, chcąc złagodzić szorstki ton Lance'a. - Ale
dziękuję, niczego mi nie trzeba. Jestem jedynie trochę zmęczona, to wszystko. Pam została z
Kirkiem, pewnie też niedługo wróci...
- Dziennikarze domagają się oświadczenia. - Scott poprawił krawat. - Na powtórce
wyraznie widać, że Kirk gwałtownie odbił w bok, żeby nie zderzyć się z Martellem. Stracił
panowanie nad wozem. Winę niewątpliwie ponosi niesprawny układ kierowniczy w wozie
Martella. Możesz przekazać prasie tę informację, sama lub przeze mnie.
- Nie - sprzeciwił się Lance. - Jeśli chcesz być pomocny, Scott, poproś recepcję, żeby
nie łączyli z pokojem Foxy żadnych rozmów, chyba że zadzwonią ze szpitala.
- W porządku. Ale jeśli chodzi o dziennikarzy... oni nie dadzą nam...
- Wpadnij do mnie za dwie godziny - przerwał mu Lance, biorąc z rąk Foxy klucz,
który wydobyła z torebki. - Przekażę ci oświadczenie dla prasy. Postaraj się tylko, żeby
dziennikarze nie niepokoili Foxy. Czy to jasne? - Przekręcił klucz w zamku.
Skinąwszy głową, Scott zwrócił się do dziewczyny.
- Gdybyś czegokolwiek, Cynthio, potrzebowała, po prostu daj znać.
- Dzięki, Scott. Dobranoc. - Tyle zdołała powiedzieć, zanim Lance zatrzasnął drzwi.
Zmęczona podeszła do fotela i usiadła. - Dlaczego byłeś dla niego taki nieuprzejmy? -
spytała, pocierając palcami skronie.
- Spójrz w lustro, to zrozumiesz. - W jego głosie pobrzmiewała wściekłość. - Ledwo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]