[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wszystko będzie dobrze .
Z westchnieniem odłożył zdjęcie na szafkę i zgasił światło.
Dziś wieczorem ulubione zapewnienie Becky nie odniosło zamierzonego
skutku. Być może kiedyś, w przyszłości, wszystko rzeczywiście ułoży się
zadowalająco. Ale szczęśliwe zakończenie jeszcze nie było w zasięgu ręki.
Najpierw musiał uporządkować sferę swoich emocji, aby na pewno wiedzieć,
czego chce.
Amanda uwielbiała sobotnie poranki. Tak bardzo różniły się od rutyny
innych dni. W sobotę mogła robić, co jej się żywnie podobało.
Mogła się nie malować, nie układać włosów w żadną praktyczną fryzurę, a
nawet się nie ubierać, gdyby nie miała na to ochoty. Mimo tej całkowitej
swobody wrodzona ambicja i pracowitość nie pozwalały Amandzie na totalne
lenistwo. Po prostu nie leżało ono w jej naturze.
Wstała nieco pózniej niż zwykle i boso podreptała do kuchni.
Zaparzyła kawę i nakarmiła Gershwina. Potem wzięła szybki prysznic,
włożyła wytarte dżinsy, podkoszulek kibica drużyny Seahawks i adidasy.
Właśnie energicznie odkurzała dywan w saloniku, gdy zadzwonił
telefon. Jego brzęczenie zabrzmiało całkiem zwyczajnie, lecz tym razem
wprawiło ją w stan podniecenia. Przycisnęła stopą wyłącznik odkurzacza i
rzuciła się do aparatu. Miała nadzieję, że usłyszy w słuchawce głos Jordana.
Po ich wizycie u Chamberlinów jeszcze się nie odezwał, choć minął już
prawie tydzień.
Okazało się jednak, że telefonuje matka.
- Cześć, skarbie - powitała córkę Marion Whitfield. Chyba jesteś
zadyszana. Biegłaś po schodach i dopiero weszłaś do mieszkania?
- Nie. Zabrałam się do sprzątania. - Rozczarowana Amanda usiadła na
kanapie. Bardzo kochała matkę i szczerze ją podziwiała.
Ojciec Amandy porzucił rodzinę, gdy dzieci były zupełnie małe. Marion
Whitfield samodzielnie wychowała dwie córki i przez wiele lat wspaniale
dawała sobie radę, choć życie jej nie oszczędzało. Dlatego Amanda uważała
matkę za wyjątkową kobietę. Nie zmieniało to faktu, że teraz wolałaby
porozmawiać z Jordanem.
- Czyżby ogarnęła cię przedświąteczna euforia? Jeśli tak, to gratuluję.
- Marion zawsze wierzyła w skuteczność odpowiednio dawkowanych
pochwał. - Słuchaj, dzwonię, żeby cię spytać, czy nie wybrałabyś się ze mną
po zakupy. Mogłybyśmy zjeść razem lunch i może pójść do kina. Co o tym
sÄ…dzisz?
Amanda westchnęła. Na myśl o nadchodzących świętach wpadała w
minorowy nastrój. Zniechęcająca była też wizja zatłoczonych do granic
możliwości sklepów i restauracji. A w kinach będzie oczywiście mnóstwo
rozwrzeszczanych dzieciaków, pozostawionych tam przez matki, które chcą w
spokoju pobiegać po centrum handlowym.
- Nie gniewaj się, mamo, ale chyba zostanę w domu - powiedziała,
starając się, aby jej odmowa zabrzmiała jak najłagodniej.
Matka miała dobre intencje i Amanda nie zamierzała ranić jej uczuć. Coś
w tonie córki zaniepokoiło panią Whitfield.
- Kochanie, czy wszystko w porządku? Amanda nerwowo przygryzła
paznokieć kciuka. - W zasadzie tak.
- Najwyższy czas, żebyś przestała myśleć o tych przykrych przeżyciach
związanych z Jamesem Brockmanem oświadczyła matka. - Nie możesz
zadręczać się do końca życia.
Marion Whitfield wiedziała, jak się skończył romans z Jamesem.
Amanda traktowaÅ‚a matkÄ™ jak· swojÄ… dobrÄ… przyjaciółkÄ™ i nigdy przed niÄ…
niczego nie ukrywała. Ale jeszcze nie chciała mówić o Jordanie. Poznała go
niedawno i nie miała pojęcia, czy ta znajomość się rozwinie. Jordan równie
dobrze mógł się więcej nie odezwać.
- Wiem, mamo - przyznała. - Staram się nabrać dystansu " do tej sprawy.
- To dobrze. Aha, jeszcze jedno. Bob i ja zapraszamy ciÄ™ na obiad. Na
przykład jutro. Przyjdziesz?
- Chyba tak, ale przedtem dam ci znać - obiecała pośpiesznie, bo usłyszała
irytująco natarczywy dzwięk dzwonka przy drzwiach.
- Muszę kończyć, mamo. I nie martw się o mnie, dobrze?
- Spróbuję - odparła Marion i odłożyła słuchawkę. Amanda przypuszczała,
że przyszło jedno z dzieci sąsiadów lub listonosz z jakąś przesyłką, której
odbiór należało pokwitować. Nie wyjrzała przez wizjer, tylko od razu
otworzyła drzwi. Na widok Jordana poczuła się tak, jakby biegła i
nieoczekiwanie z całym impetem wpadła na ścianę.
Jordan miał trochę zakłopotaną minę.
- Wybacz, że wpadłem bez zapowiedzi. Powinienem był przedtem
zadzwonić.
Amanda szybko wzięła się w garść.
- Proszę, wejdz - powiedziała z uśmiechem.
Po chwili wahania wszedł do mieszkania, nie wyjmując rąk z kieszeni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]