[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szarpać i handryczyć...
- Przecież mogłeś mi o tym powiedzieć - spojrzałem z wyrzutem na Krzyśka. - Coś
byśmy razem wykombinowali.
- To nie był twój problem - uśmiechnął się. - Nie mogłem nim zawracać ci głowy. I
tak, chociaż nieświadomie, pomogłeś mu się rozwiązać, co oznacza, że udzieliłeś mi wielkiej
pomocy.
- Rozumiem! - powiedziałem, chociaż nie bardzo rozumiałem. I powtórzyłem słowa
Kamy: - Skuteczna pomoc ma różne oblicza.
- Trafnie to ująłeś - ożywił się Krzyś.
Dźwięk komórki przerwał mojemu przyjacielowi.
- Szefie! - zameldował się Paweł. - Ta mapka pod tekstem testamentu nie daje się do
niczego dopasować na mapie regionu. Nie zgadza się nawet z opisem drogi, sporządzonym
przez czeskiego skrybę w dokumencie.
- Przyjedź do Marózka przed ogniskiem, to sobie o tym porozmawiamy -
zaproponowałem jedyne możliwe wyjście. - Może wspólnie rozwiążemy ten problem.
- Będę!
Zaledwie skończyliśmy rozmowę z Pawłem, gdy mój telefon zadzwonił ponownie. To
była Kama.
- Kama? - ucieszyłem się. - Czekam od świtu...
Kątem oka zauważyłem, że Krzyś dyskretnie opuścił gabinet.
- Przepraszam, Tomaszu, ale nie mogę teraz długo rozmawiać - uprzedziła. - Wiem od
Teni o dzisiejszym ognisku. Zaprosiła mnie. Przyjadę z Jolą, Igą i Igorem prosto do obozu,
żeby się z wszystkimi pożegnać.
- Cieszę się i czekam - zdobyłem się na najcieplejsze brzmienie głosu.
- No to pa! - powiedziała. I nie czekając na odpowiedź błyskawicznie wyłączyła
komórkę.
- Pa! - palnąłem spóźniony.
Komórka odezwała się ponownie.
- Tomasz? - usłyszałem podekscytowany głos Karola. - Tuba z manuskryptem Jana
była tam, gdzie mówiłeś. Przeczytałem! To fascynująca lektura. Dużo wyjaśnia. Wiozę kopię.
Za godzinę będziemy w zajeździe koło Bartążka. Bądź koniecznie! Cześć!
***
W zajeździe było tłoczno i gwarno. Na szczęście zdążyłem zarezerwować
telefonicznie nasz ulubiony dwuosobowy stolik. Mój czeski przyjaciel pojawił się
punktualnie. Nie był sam.
- Ciociu! To pan Tomasz, którego znasz z książek o Panu Samochodziku i z moich
opowieści - powiedział bardzo uroczystym tonem. - Tomaszu! To moja ciocia Olinka, o której
ci opowiadałem.
Ciocia Olinka, kobieta dystyngowana i urodziwa uśmiechnęła się do mnie jak do
starego przyjaciela, podała dłoń do ucałowania i usiadła na krześle podstawionym przez
Karola. Czas musiał przejść koło niej bokiem. Była prawdziwą, urodzoną damą.
- Mówmy sobie po imieniu - zaproponowała z błyskiem w oczach.
Zgodziłem się chętnie.
- Zaraz usiądę - uśmiechnąłem się do Olinki. - Muszę tylko znaleźć jakieś wolne
krzesło, żeby dostawić...
- Nie przejmuj się - zaśmiała się Olinka. - Mamy te same problemy - dodała i wyjęła
fajkę. - Pozwolisz, że pyknę fajeczkę?
- Oczywiście! -odpowiedziałem zdumiony, bo nigdy jeszcze nie spotkałem damy
palącej fajkę.
Olinka zabrała się do nabijania fajeczki. Po chwili pyknęła wonnym dymem, który
stopniowo zaczął wypełniać pięterko zajazdu.
Po kwadransie konwersacji wiedzieliśmy o sobie wystarczająco dużo, by móc
przystąpić do celu spotkania.
Otrzymałem od Karola plik odbitek rękopisu w języku starosłowiańskim.
- Wiem! - spojrzał przepraszająco na mnie. - Nie znasz starosłowiańskiego.
- To moja pięta - zażartowałem.
- I Achillesa - zaśmiała się Olinka.
- No tak! - podtrzymałem klimat żartu. - Przecież Achilles też nie znał
starosłowiańskiego.
Olinkę cieszyło moje poczucie humoru. Wyrażała to coraz intensywniejszym
pykaniem z wiśniowego cybucha, połączonym z aksamitnym śmiechem.
- Tomaszu! - rozbawiony Karol wyjął z kieszeni ponumerowane kartki. - Zdążyłem
przetłumaczyć na polski fragmenty potrzebne dosłownie na teraz, bo związane z historią
dokumentu, którego kopię dałem ci ostatnio.
Karol opowiedział mi treść całego rękopisu Jana. Kończył, gdy odezwała się moja
komórka.
- Szefie! - zameldował się Paweł. - Mieliśmy przed ogniskiem rozwiązać problem tej
mapki z dokumentu. Wszyscy już są i czekają na pana. Chyba nie zdążymy...
- Pawle! Rozwiążemy z marszu - uspokoiłem podwładnego, chociaż nie wiedziałem
jeszcze, o co chodzi i jak to zrobić. - Przeproś komendanta obozu i przekaż, że trochę się
spóźnię. Niech zaczyna beze mnie. Ognisko powinien zapalić Wiewiórka senior, bo od niego
się wszystko zaczęło. Filmowcy niech coś wyświetlą. Mamy ważnych gości z Czech.
Przywieźli rewelacyjny materiał do tajemnicy testamentu.
- Ognisko? - ucieszyła się Olinka. - Dawno nie uczestniczyłam w takim wydarzeniu.
- Rozumiem zatem, że nie odrzucisz zaproszenia na harcerskie ognisko -
uśmiechnąłem się do uroczej cioci Karola.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]