[ Pobierz całość w formacie PDF ]

że obowiązują ich ciągle radzieckie przepisy dotyczące zwalczania aktów terroru.
 To znaczy?
 Zastrzelić porywaczy i zakładników. Potem sprawdzić, kim byli. Jeśli jakimś cudem
jeszcze żyją, to zakładników dobić, a terrorystów przed śmiercią zmusić do mówienia.
 Hm. Więc co proponujesz?
 Oczywiście opuszczamy to nad wyraz niesympatyczne miejsce.
Rozejrzałem się dokładniej po celi. Wykonano ją wyjątkowo solidnie. Mury
zbudowano z cegieł, gdzieniegdzie ze ścian sterczały kamienie  solidne granitowe otoczaki z
grubsza obrobione przez kamieniarzy. Zbadałem drzwi z solidnej dębiny; przez wąską szparę
między nimi a framugą widać było trzy solidne stalowe rygle. Szpara była akurat na tyle
szeroka, by przesunąć przez nią ostrze noża. Michaił tymczasem badał okno, zasłonięte
solidną kratą zespawaną z grubych prętów zbrojeniowych i solidnie wmurowaną w ścianę.
Popatrzyłem jeszcze z nadzieją na sufit. Sklepiono go z cegieł, jego kształt nie pozostawiał
żadnej wątpliwości. Musiał być potwornie gruby. Poczułem lekki atak klaustrofobii. Michaił
uśmiechnął się, aby podtrzymać mnie na duchu. Podszedł do okna i podciągnąwszy się na
kracie wyjrzał.
 Blinda  mruknÄ…Å‚ rozczarowany.
 Co takiego?
 Taka zasłona z desek uniemożliwiająca więzniom wyglądanie na zewnątrz. Spróbuj
zgadnąć, gdzie może być kierunek północny.
 Nic mi jakoś nie przychodzi do głowy. Gdy wlekli nas do celi straciłem poczucie
kierunku.
 To okno wychodzi na zewnątrz albo na wewnętrzne podwórko. W pierwszym
wypadku jest niezle. W drugim  fatalnie.
Uśmiechnął się olśniewająco. Zdjął z nogi but, a z jego wnętrza wyjął dwa żydowskie
włosy  przedwojenne złodziejskie piłki służące do cięcia krat sklepowych.
 Prawdziwe?  zdumiałem się.
Podał mi jedną piłkę. Na cieniutkim hartowanym brzeszczocie z najlepszej
damasceńskiej stali biegł wężyk arabskiego alfabetu. Wykonano je w Lewancie. Były
autentyczne.
 Miałeś je cały czas, a mimo to pół godziny męczyłeś się z kajdanami?  zdumiałem
siÄ™.
 Ech, Pawle. Ty w ogóle nie masz duszy muzealnika. Co z tego, że w minutę
przeciÄ…Å‚bym kajdany? Zabieramy je ze sobÄ…. OzdobiÄ… moje prywatne muzeum.
 A piłek i kraty ci nie szkoda?  zagadnąłem.  Stępią się, a i krata ma swoje lata.
 Krata jest stosunkowo nowa. Piłek faktycznie szkoda, ale inaczej się nie da. Postaraj
się tylko ich nie połamać, a ostrzenie to już mniejszy problem.
Zabraliśmy się za kratę i faktycznie nie minęło dziesięć minut, a można ją było
odczepić i położyć pod ścianą. Michaił wyjrzał nad blindą.
 Klapa  mruknÄ…Å‚.
 Co się stało?  zaniepokoiłem się.
 Sam zobacz.
Wyjrzałem ostrożnie. Znajdowaliśmy się na pierwszym piętrze. Dziesięć metrów
przed nami biegł mur oddzielający część cerkiewną wzgórza od starego klasztoru
zajmowanego przez FSB. Pod murem ktoś położył sporą ilość drutu kolczastego, który nieco
zardzewiał, ale nadal wyglądał paskudnie.
 Myślisz, że pod spodem są miny?  zapytałem.
 Nie wiem. Ja bym położył. Zresztą mur też ma dobre pięć metrów wysokości.
Zcieżką na dole biegają wilczury...
 No to nici z tego  mruknÄ…Å‚em.
 Nie. Po prostu potrzebujemy dziesięciu metrów liny i kotwiczki. Pochylił się nad
stojącą w kącie pryczą. Wypróbował, na ile mocny jest materiał siennika. Stary worek rozłaził
siÄ™ w palcach.
 Nie da rady inaczej.
Podszedł do drzwi i przesunąwszy brzeszczot przez szparę zaczął piłować skoble po
drugiej stronie. Po chwili wahania pomogłem mu. Skoble były trzy. Po kilku minutach zostały
przecięte. %7łydowski włos ciął żelazo z równą łatwością jak laubzega, czyli włośnica, bukową
deskÄ™.
 Poczekaj tu na mnie  przykazał Michaił, a sam wyszedł na korytarz. Po chwili
wrócił dzwigając zwinięty ... wąż strażacki.
 A to po co?  zdumiałem się.
 Wisiał na tablicy przeciwpożarowej na półpiętrze. Pomyślałem, że niepotrzebnie się
marnuje. Potrzebna jeszcze kotwiczka...
Odpowiedni hak wypiłowaliśmy z kraty. Michaił fachowym marynarskim węzłem
przymocował go do końca węża. Drugi koniec przymotał starannie do resztek prętów, które
trzymały kratę w oknie. Hak owinął szmatą wyprutą z siennika. Wychylił się daleko i
rozbujawszy solidnie sznur rzucił go. Hak zaczepił się o mur dopiero za jedenastym razem.
Mój towarzysz sprawdził mocnym szarpnięciem, czy dobrze się trzyma, po czym
zahaczywszy kolana o linę zaczął się przesuwać. Niebawem dotarł do muru i usiadł na nim [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl