[ Pobierz całość w formacie PDF ]

drugim całymi dniami w ciepłym domu, z żoną, z cichymi
zwierzątkami i pisze. Potem wydaje powieść i już!
Ale wracając do tematu - ten kolega pisarz obiecał, że
kiedy cała Polska przejdzie na islam, to zostaną jego drugą
zoną. Obserwując dzisiejszą reakcję ludności pod kościołami,
to jednak mam na to małżeństwo marne szanse.
A czy mam szansę na jakiekolwiek w ogóle?!
Chyba pójdę do nich trochę wcześniej; łyk wody ognistej
przywróci mi formę.
Jestem lwicą. Jestem lwicą. Walczę jak płowa bestia. Seks
pustyni!
Ups, niedobrze mi. Oj za dużo tej... tej... wody. Upiłam
siem w trombe. Znaczy w grzywem...
16 SIERPNIA
Hurra, dostałam przesyłkę!
Z Laponii!
W środku są rękawiczki z renifera i kartka.
Na kartce kulfonami wypisano:
 To ja. Kocham Cię wielką romantyczną miłością.
Nauczyłem się doić i wypasać. Zostań panią Reniferową.
Gdzie mój renifer, tam serce Twoje, luba, choć Ty jeszcze o
tym nie wiesz. Dam Ci stado trzydziestu reniferów zamiast
jednego fredrowsko - freudowskiego krokodyla, kiedy tylko
zostaniesz moją żoną. Obiecuję: żadnej intercyzy! To są
oświadczyny - August.
PS: Pośpiesz się z odpowiedzią, bo tu już niedługo zima,
która wszystko odcina".
Panie Boże, dlaczego? Czy dlatego, że papież jest
Polakiem?
17 SIERPNIA
Poszłyśmy w tango! Ja, Ewa, no i ono, ma się rozumieć.
Ewka wpadła w depresję przedporodową: że teraz to wszystko
skończone i nic jej się nie należy, a ona biedna wcale sobie nie
pożyła. Aby reanimować jej poczucie własnej wartości,
pojechałyśmy do Aodzi - tego zagłębia pubowego, gdzie
postanowiłyśmy ostatni raz (a zarazem pierwszy w tym
mieście) zaszaleć. Ostatni pociąg z Warszawy pełen był
zmęczonych ludzi, którzy na nasze maniakalno - depresyjne
gęby patrzyli raczej niechętnie...
- O rany, ale kosmos.
- O rany, ale dziura! - Zdecydowanie różniłyśmy się
opiniami na temat miasta, kiedy wysiadłyśmy na dworcu Aódz
Fabryczna.
- Anka, nie siej ziarnem defetyzmu - skarciła mnie Ewka i
ruszyła w stronę ichniej ulicy głównej ó nazwie Piotrkowska.
Chciałam coś odszczeknąć a propos tego siania, ale po
krótkich przemyśleniach dałam spokój.
Na Piotrkowskiej natychmiast przyczaiłyśmy się niczym
dwie alkoholowe modliszki w najbliższym pubie. Nazywał się
 Aódz Kaliska", co brzmiało identycznie jak nazwa drugiego
łódzkiego dworca. Aodzianie mają chyba kompleks
wyjazdów.
Sprawiłyśmy się błyskawicznie.
Na tyle skutecznie, że jedyną osobą, która chciała nas
poderwać w tym biseksualnym świecie, był mężczyzna z
wężem (odniosłyśmy też dziwaczne wrażenie, że oprócz
barmana i nas był to jedyny człowiek z dowodem osobistym).
Pocałowałam ogromnego boa dusiciela w zimną główkę i
spławiłam naszego wielbiciela, zasłaniając się ciążą koleżanki.
- Zwinia - wyrwało się Ewce, ale nie wiedziałam w
związku z czym i do kogo skierowany był ten epitet.
Po tym, jak kurczowo trzymała stolik, zorientowałam się,
że chyba za dużo wypiła.
- Ewka...
- Jestem wyrodnÄ… matkÄ…! UrodzÄ™ mutanta!
- Wyrzucą nas - mruknęłam, widząc niebezpiecznie
zbliżającego się ochroniarza. - Wyrzucą albo i zamkną. -
Przypomniało mi się, że chyba w Omaha albo w jakimś innym
Idaho zapuszkowano matkę alkoholiczkę w ciąży za szkody
wywołane u jej nienarodzonego dziecka.
- O, w mordę - stęknęła Ewka. - Wracam do domu.
I wróciłyśmy - jeśli oczywiście domem można nazwać
przypadkową bramę zarośniętą bluszczem, w której
zaległyśmy.
- To tu się uczył Polański? - burknęła Ewa (wciąż jeszcze
studentka kulturoznawstwa. Przed dziekankÄ…).
- Tu.
Pózniej rzygałyśmy jak łódzkie, podwórkowe koty.
- Jesteśmy za stare na takie eskapady - biadoliła Ewa. Czy
powinnam przyznać jej rację? Ona była matką, ja czułam
siÄ™ jak niechciana dziewica.
W porannym pociÄ…gu konduktorzy skasowali nas za brak
biletów.
- Będziesz moją druhną - stwierdziła nagle Ewa,
wciskając równocześnie łapówkę zezującemu kontrolerowi.
Ten ciężko westchnął. - Spokojnie, nie musisz ubierać się na
różowo - dodała, widząc moją panikę. - A kiedy chlebek się
upiecze - poklepała swój brzuch - zostaniesz matką
chrzestnÄ…...
Konduktor wybiegł z przedziału, trzaskając drzwiami (co
było sztuką - zasuwały się bardzo cicho). Moja
odpowiedzialność pobiegła za nim...
- Myślałam raczej o kolorze lila...
Czekałam z utęsknieniem na stację Warszawa Centrum.
18 SIERPNIA
Zgadnijcie, kto właśnie stoi za progiem moich otwartych
drzwi?
- Anka, mogę wejść? - M. przygładza nerwowo włosy.
- Nie. - Jestem blada jak jakaś wiktoriańska heroina.
- Co?
- Nie wpuszczÄ™ ciÄ™.
- Możemy negocjować?
- Nie przyniosłeś kwiatka.
- Z ostatniego się nie ucieszyłaś...
- SkÄ…d wiesz?
- SÅ‚uchaj...
- Nie masz nawet bombonierki - stwierdzam odrobinÄ™ za
głośno.
- Przyniosłem serce. - Rozchyla marynarką.
- Całe? Całe dla mnie?!
Milczy i z zapamiętaniem ogląda czubki swoich butów.
- Aha, tylko kawałek... Idiotka ze mnie.
- Słuchaj, dlaczego nie moglibyśmy się dalej spotykać. To
lepsze niż siedzenie cały dzień w samotności... A w końcu nie
jestem byle jakim panem Nikt. Wiesz... innym to nawet
imponowało.
- Powinno.
- Więc mogę wejść?
- Słuchaj, muszę zamknąć, bo kotka gotowa mi uciec...
Zamknąć z tobą na zewnątrz...
- Ale dlaczego?
- Sama nie wiem - mówiłam szczerze. - Może nie chcę
wciąż grać w serialu...
- W porządku! Przy tobie zrozumiałem, komu mogę dać
całe serce. Ale to nie jesteś ty.
Mocno trzymałam się futryny i drżałam. Robiło mi się
słabo. Nie był delikatny...
- I nie proś, żebym wrócił! Nigdy!!! - Odszedł wkurzony [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl