[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie zadawaliśmy sobie pytań; jeden rzut oka wystarczał do porozumienia się, a skoro zawodził,
resztę dopowiadał ruch ręką, ramionami lub wreszcie potakujące, lub przeczące skinienie
głową. Z\yliśmy się tak blisko, \e myśli jednego drugi ju\ naprzód przeczuwał.
Gdy byliśmy sami przechodziło nawet kilka godzin, a my nie zamieniliśmy ani słowa ze
sobą. Nawet niebezpieczeństwo spadające nagle nie zawsze zmuszało nas do otwierania ust;
wymiana zdań ograniczała się do jednego, krótkiego skinienia. Skoro jednak znalazło się
więcej ludzi z nami mniej skąpiliśmy słów, aby inni mogli nas pojąć. Gdy zamierzaliśmy coś,
co dla nas było naturalne, a dla innych trudne do podjęcia, albo nawet niedorzeczne, Winnetou
udzielał chętnie wyjaśnień, mianowicie w ten sposób, \e zamieniał ze mną pytania i
odpowiedzi. Taka rozmowa, jakkolwiek krótka zawierała zwykle pouczenie dla słuchających.
Gdy więc teraz oczy wszystkich, nawet wodza, spoczęły na nim, zwrócił się do mnie i rzekł:
Czy Old Shatterhand uwa\a to miejsce za odpowiednie?
Skinąłem potakująco głową i zsiadłem z konia.
Czy dwie stra\e wystarczÄ…?
Jeden jedyny człowiek, dopóki się nie ściemni.
Niech więc wojownicy Mimbrenjów rozsiodłają swoje konie i puszczą je na paszę. Old
Shatterhand i Winnetou pozostawiÄ… swoje w pogotowiu.
To powiedziawszy zsiadł i podobnie jak ja rzucił uzdę na kark konia.
Widać było, \e jego słowa wywołały powszechne zdumienie. Mimbrenjowie przypuszczali,
\e zaczaimy się tutaj i nie zsiadając z koni zaczekamy na Yuma, aby wypaść na nich
niespodziewanie; nawet wódz był tego mniemania, gdy\ zapytał Winnetou:
Dlaczego mój brat chce dać koniom zupełną swobodę? Przecie\ będą nam potrzebne,
skoro Yuma nadjadÄ….
Przez usta Winnetou przemknął dobrze mi znany uśmiech wyrozumiałości, gdy
odpowiedział pogodnie:
Mój brat przypuszcza, \e Yuma nadejdą?
Tak; przecie\ Old Shatterhand to powiedział.
SÅ‚usznie; przyjdÄ…, ale nie a\ do tego miejsca, gdzie siÄ™ znajdujemy. Skoro zobaczÄ… nasze
ślady, zawrócą i pojadą pozornie z powrotem. Zniknąwszy na zachodzie zatoczą łuk, objadą las
naokoło i zbli\ą się z tyłu, od zachodu, \eby nas zaskoczyć. Mamy więc dosyć czasu i mo\emy
dać koniom swobodę.
Czy Old Shatterhand jest tego samego zdania? zapytał mnie Nalgu Mokaszi.
Tak odpowiedziałem. Mój brat Winnetou odgadł moje myśli.
Jeśli mimo to przyjadą a\ tutaj?
Byliby zgubieni, dlatego siÄ™ te\ nie odwa\Ä….
Poniewa\ wódz patrzył na mnie ciągle jeszcze z niedowierzaniem, więc mówiłem dalej:
Czy sądzisz, \e Yuma nie zobaczą miejsca, na którym przyłączyłem się do was?
Zobaczą je, gdy\ nie są ślepi; nie będą jednak wiedzieli kim jesteście, ani ilu
wojowników liczymy.
Mylisz się. Poznają po tropie, \e połączyłem się z wam dobrowolnie; wywnioskują, \e
jesteście moimi przyjaciółmi. Poniewa\ widzieli ze mną twojego syna, więc łatwo mogą
domyślić się reszty.
Ale nie poznajÄ… ilu nas jest!
Nie mogą obliczyć dokładnie, tylko w przybli\eniu; skoro zeszliśmy się, stali twoi
wojownicy obok siebie, a nie jeden za drugim i pokryli du\ą przestrzeń śladami.
Te ślady zatarliśmy przecie\!
Tak, śladów pojedynczych nie widać, ale widać całą przestrzeń. Im większa ta
przestrzeń, tam więcej ludzi musiało jej zajmować. Jeśliby Yuma nie powiedzieli sobie tego, to
byliby mniej warci od starych kobiet; jestem przekonany, \e pojmiesz to jeszcze Å‚atwiej, ni\
oni.
Wódz poczuł się nieco zawstydzony i odpowiedział prędko:
Wiedziałem to ju\ dawno, a pytałem tylko po to, aby moi wojownicy słyszeli tak\e;
dlaczego jednak powiedział Winnetou, \e jego i twój koń mają pozostać pod siodłem?
Wódz Apaczów powiedział, \e Yuma spróbują nas podejść zawracając na pozór i
obje\d\ając las. Chcę ich przy tym obserwować, \eby się przekonać o słuszności naszego
przypuszczenia, a ja mu mam towarzyszyć. Dlatego nasze konie, które są najszybsze mają stać
w pogotowiu.
Uff! Moi bracia mają słuszność; niech będzie tak, jak powiedzieli.
Podczas tej rozmowy ja i Winnetou usiedliśmy na trawie; Nalgu Mokaszi zajął miejsce przy
nas. Wojownicy rozło\yli się wokoło, uwa\ali jednak, \eby puszczone na paszę konie nie
oddaliły się poza cypel, gdy\ wtedy je spostrzegą Yuma. W występie lasu jeden z wojowników
ukryty w zaroślach oczekiwał ukazania się nieprzyjaciół.
Gdyby nie Winnetou i ja, byliby się chyba wszyscy Mimbrenjowie poło\yli na czaty.
Aczkolwiek pragnęli to ukryć, zauwa\yłem, \e w duchu nie byli tak spokojni jak wyglądali z
pozoru. Winnetou natomiast zdawał się nie troszczyć więcej o Yuma; chocia\ mogli się ukazać
w ka\dej chwili, wyciągnął fajkę pokoju, aby przeprowadzić ceremonię powitania, której
szczegóły zajmują przecie\ tak wiele czasu. Nie dziwiłem się, \e Mimbrenjowie spoglądali na
niego ze zdumieniem. On jednak nie zwracając na to uwagi odpiął od pasa pięknie wyszywany
worek z tytoniem i napełnił kalumet, fajkę pokoju, ozdobiony piórami kolibrów i rzekł do mnie:
Poniewa\ musieliśmy tak prędko się cofnąć, nie mogliśmy powitać naszego białego
brata; teraz jednak mamy czas; niech więc Old Shatterhand wypali z nami fajkę, poświęconą
przyjazni i pokojowi.
Kiedy zajęty był paleniem tytoniu, przybiegł spiesznie stra\nik, stanął przed nim i
zameldował tak natarczywie, jakby zawisło nad nami grozne niebezpieczeństwo:
Yuma nadchodzą; widzę ich! Zbli\ają się tak prędko, \e będą tutaj za chwilę!
Wojownicy otaczający nas zerwali się na równe nogi; wódz nawet wykonał ruch do
powstania; aliści Winnetou skarcił surowo wojownika:
Jak śmie Mimbrenjo przeszkadzać Winnetou, gdy on zamierza palić fajkę pokoju! Co jest
wa\niejsze: święty dym kalumetu czy ukazanie się kilku psów Yuma, którzy zawrócą
natychmiast ze strachu?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]