[ Pobierz całość w formacie PDF ]
idealny profil jej twarzy.
- To oznacza, \e ju\ nigdy nie będziemy mogły wrócić do domu. Nie darowaliby nam tego, \e
spokrewniłyśmy się z robactwem.
- Jakim znowu robactwem? - spytał Mark wyrwany z łączności duchowej z Jade.
Nikt się nie kwapił, \eby mu odpowiedzieć.
- Ja i tak nie mogę jechać do domu - oznajmiła wyniośle Jade. - Jestem zakochana w obcym. I
zamierzam mu powiedzieć o świecie nocy. Więc nie \yję, tak czy siak.
Mark otwierał i zamykał usta. Mary-Lynnette przypuszczała, \e brat chce zaprotestować, \eby Jade
tak dla niego nie ryzykowała.
- Oczywiście on te\ ju\ jest martwy - dodała z roztargnieniem Jade.
Mark znieruchomiał.
- Kestrel, za daleko zabrnęłyśmy, \eby wracać.
Kestrel wpatrywała się w las przez kolejną minutę. Nagle ze śmiechem odwróciła się do pozostałych.
W oczach miała dziki błysk.
- Dobra, w takim razie cała naprzód - zawołała. - Powiedzmy im wszystko. Złammy zasady. To ju\
bez znaczenia.
Mary-Lynnette poczuła wyrzuty sumienia. Miała nadzieję, \e nie będzie \ałować swojej decyzji.
- A jak będzie wyglądała ta... ceremonia? - spytała tylko.
- Wymienimy się krwią. Nigdy wcześniej tego nie robiłam, ale to proste.
- Mo\e wam się wydać trochę dziwne - dodała Jade. - Pózniej będziecie trochę jak wampiry.
- Trochę jak co? - Mary-Lynnette mimowolnie podniosła głos.
- Ale tylko trochę. - Jade odmierzała maleńki odcinek powietrza między kciukiem a palcem
wskazujÄ…cym. - KapkÄ™.
Kestrel uniosła oczy do nieba.
- Za kilka dni wam minie - wydusiła to, co Mary-Lynnette chciała wiedzieć.
- O ile w tym czasie znów nie zostaniecie ugryzieni przez wampira - sprecyzowała Rowan. - Inaczej
to zupełnie niegrozne. Z ręką na sercu.
Mary-Lynnette i Mark spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Nie po to, \eby się skonsultować -
wszystko było ju\ postanowione. Po prostu, \eby dodać sobie otuchy. W końcu Mary-Lynnette wzięła
głęboki wdech i strzepnęła z kolana kawałki paproci.
- Dobrze - powiedziała oszołomiona, ale zdecydowana. -Zaczynajmy.
Rozdział 10
Przypominało to poparzenie przez meduzę. Mary-Lynnette z zamkniętymi oczami odwróciła twarz,
kiedy Rowan ją ugryzła. Miała w pamięci ryk jelenia. Okazało się. \e ból nie jest taki straszny. Prawie
natychmiast ustąpił.
Czuła ciepło na szyi, z której wypływała krew, a po minucie zrobiło jej się trochę słabo i zakręciło się
w głowie. Najciekawsze, \e w jednej chwili posiadła nowy zmysł. Mogła zajrzeć do umysłu Rowan. Ale
nie potrzebowała do tego oczu. bo korzystała z innych fal ni\ świetlne. Od Rowan biła ciepła czerwień;
przypominała \arzące się w ognisku polana. Była te\ niewyrazna i miała otoczkę jak kula gorącego gazu
unoszÄ…ca siÄ™ w powietrzu.
Czy tak właśnie wygląda aura?
Kiedy Rowan się odsunęła, wszystko prysnęło. Nowy zmysł zniknął.
Palce Mary-Lynnette automatycznie powędrowały do szyi. Wyczuła wilgoć. Miejsce było trochę
obolałe.
- Nie przejmuj się. - Rowan otarła wargi kciukiem. - Zaraz minie.
Mary-Lynnette zamrugała. Czuła się ocię\ale. Spojrzała na Marka, którego uwolniła Kestrel. Nic mu
nie było. sprawiał wra\enie tylko lekko zamroczonego. Uśmiechnęła się do niego, a on uniósł brwi i
pokręcił głową. Ciekawe, jak wygląda jego umysł, pomyślała Mary-Lynnette.
- Co robisz? - spytała przestraszona.
Rowan podniosła gałąz i sprawdzała, czy ma ostry koniec.
- Ka\demu gatunkowi coś szkodzi - powiedziała. - Wilkołakom srebro, czarownicom \elazo, a
wampirom drewno. Tylko tym przetnę sobie skórę - dodała.
- Nie o to mi chodziło. Chciałam wiedzieć, po co - wyjaśniła Mary-Lynnette, ale ju\ znała
odpowiedz. Przyglądała się czerwonemu zagłębieniu, które zostawiała po sobie gałąz, kiedy Rowan
przesuwała nią po nadgarstku.
Wymiana krwi.
Mary-Lynnette z trudem przełknęła ślinę. Nie patrzyła na Marka i Kestrel.
Zrobię to pierwsza, a wtedy zobaczy, \e to nie takie straszne, pomyślała. Dam radę. dam radę... Po to,
\ebyśmy \yli.
Rowan podsunęła jej nadgarstek.
Miedziano krwisty strach. Mary-Lynnette poczuła mdłości.
Zamknęła oczy i dotknęła wargami ręki Rowan.
Ciepło. Miłe wra\enie. I smak... nie miedzi, ale intensywny i dziwny. Pózniej będzie się zastanawiała,
jak to opisać... połączenie zapachu wanilii z dotykiem jedwabiu i wyglądem wodospadu. Ciecz była
mdląco słodka.
Ju\ po wszystkim Mary-Lynnette czuła, \e mogłaby góry przenosić.
- O rany - odezwał się Mark najwyrazniej oszołomiony. - Gdybyście mogły sprzedawać to w
butelkach, zbiłybyście fortunę.
- Nie ty pierwszy na to wpadłeś - skomentowała chłodno Kestrel. - Ludzie polują na nas. \eby zdobyć
krew.
- Porozmawiamy pózniej - przerwała im stanowczo Rowan. - Teraz trwa ceremonia.
Umysł Kestrel był złoty. Miał lśniące krawędzie i wysyłał blask we wszystkie strony.
- Dobra, Jade - powiedziała Rowan. - Mark. Wystarczy. Puśćcie się.
Niemal siłą rozdzieliła Marka i Jade. Mark uśmiechał się głupawo i Mary-Lynnette poczuła maleńkie
ukłucie zazdrości. Jak to jest zajrzeć w głąb ukochanej osoby?
Srebrny i koronkowy umysł Jade wyglądał jak misterna filigranowa sfera, ozdoba bo\onarodzeniowa. Po
wypiciu krwi Jade Mary-Lynnette usiadła oszołomiona i nabuzowana. Miała wra\enie, \e w jej \yłach
pędzi rwący górski potok.
- Dobrze - odezwała się Rowan. - Teraz płynie w nas ta sama krew.
Wyciągnęła rękę. Jade i Kestrel zrobiły to samo. Mary-Lynnette zerknęła na Marka, potem oboje
złączyli ręce tak. \e wyglądały jak szprychy w kole.
- Obiecujemy być dla was krewnymi, zawsze was ochraniać i bronić - wyrecytowała Rowan i skinęła
głową Mary-Lynnette.
- Obiecujemy być dla was krewnymi - powtórzyła powoli Mary-Lynnette. - Zawsze was ochraniać i
bronić.
- I ju\ - stwierdziła po prostu Rowan. - Jesteśmy rodziną.
- Wracajmy do domu - powiedziała Jade.
Najpierw musiały dokończyć zakopywanie ciotki Opal. Mary-Lynnette przyglądała się, jak Rowan
rozrzuca na grobie igliwie.
- Przejęliście te\ nasze porachunki - oznajmiła pogodnie Kestrel, zwracając się do Mary-Lynnette. -
To znaczy, \e powinniście nam pomóc znalezć zabójcę.
- Cały czas do tego dą\ę. Zostawili jelenia tam, gdzie le\ał.
- Jest tu mnóstwo padlino\erców. Nie zmarnuje się - wyjaśniła Rowan.
Takie \ycie, pomyślała Mary-Lynnette, kiedy opuszczali polanę. Obejrzała się za siebie... i przez
sekundę widziała cień i błysk zielonkawo-pomarańczowych oczu na wysokości swoich. To nie mógł być
kojot... o wiele za du\y.
Otworzyła usta, \eby powiedzieć reszcie, ale cień zniknął.
Czy\by to tylko moja wyobraznia? Chyba wzrok mi wariuje. Wszystko jest dziwnie jasne.
Miała wra\enie, \e jej zmysły się zmieniły - wyostrzyły. Droga powrotna z polany wydawała się
łatwiejsza. Mark i Jade nie szli za rękę - byłoby im niewygodnie - ale Jade często się na niego oglądała. A
kiedy natrafiali na jakÄ…Å› przeszkodÄ™, pomagali sobie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]