[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nic na to nie powiesz? zaskoczyła ją pytaniem Elaine.
Obojętnie wzruszyła ramionami.
Co miałabym powiedzieć?
Nie wiem, ale zauważyłam, że mimo moich najszczerszych chęci, żeby go
choć trochę sprowokować, to jednak ty wpadłaś mu w oko.
Nie! wyrwało się jej niespodziewanie. Chyba traci zimną krew. Chciałam
powiedzieć, że na pewno się mylisz zaczęła tłumaczyć się niezręcznie. Znam
go od dziecka. Paul przyjaznił się z nim.
To jeszcze nie znaczy, że nie możesz mu się podobać.
To tylko twoja wyobraznia upierała się Holly, ale z coraz mniejszym
przekonaniem.
Skoro tak twierdzisz przystała Elaine. A przy okazji zaatakowała to
kim jest ten administrator?
Nim skończyła opowiadać o Johnie, zajechały do hotelu.
Okazało się, że zostało jeszcze sporo spraw do omówienia. Dopiero po dwóch
godzinach dobrnęły do końca.
Czuła się okropnie zmęczona, kiedy wreszcie zostawiła Elaine i ruszyła do
domu. Gdyby tylko nie doszło dzisiaj do tego niepotrzebnego spotkania z
Robertem. Gdyby nie dała się zaskoczyć i nie zgodziła na obejrzenie jego ogrodu.
Gdyby to ktoś inny poprosił ją o radę, każdy, tylko nie Robert, z chęcią by się
zgodziła i czułaby się pochlebiona i dowartościowana. Renowacja starych,
zaniedbanych ogrodów była jej słabością i zawsze ją pociągała.
Zachodziła w głowę, dlaczego tak mu na tym zależało. Przecież nie chodziło
mu ojej towarzystwo ani... Więc dlaczego? Czy miał w tym jakiś cel? A jeśli tak, to
jaki?
Elaine droczyła się z nią i obstawała przy twierdzeniu, że Holly wpadła mu w
oko. Gdyby tylko wiedziała, jak bardzo się myliła! Uśmiechnęła się gorzko,
podjeżdżając pod dom. Obiecała sobie, że od razu pójdzie do łóżka.
Musi się wyspać. A już na pewno nie spędzi nocy na jałowych marzeniach o
Robercie, nie będzie wspominać tamtych cudownych chwil, kiedy trzymał ją w
swoich ramionach, twarz przy twarzy, tak blisko, tak tkliwie... Kiedy
obdarowywała go swoją nieśmiałą czułością i uwielbieniem, z całkowitym
oddaniem pierwszej miłości.
Drżała na całym ciele, kiedy wchodziła do środka. Z trudem zamknęła za sobą
drzwi i dopiero wtedy oparła się o nie bezradnie. Gorące łzy popłynęły spod
zaciśniętych powiek.
Co ja robię? Do czego chcę siebie doprowadzić? Czy nie mam już ani krzty
zdrowego rozsądku, nie mam własnej godności? O Boże, dlaczego musiał tu
wrócić i zachwiać całym moim życiem?
Rozdział 6
Przez resztę tygodnia Holly starała się odsuwać od siebie myśl o nadchodzącej
sobocie i czekającym ją spotkaniu z Robertem. Miała nadzieję, że nie będzie to
trudne i nawał pracy okaże się dobrym sprzymierzeńcem. Zwłaszcza że
nieobecność Paula nakładała na nią nowe obowiązki, a zbliżający się termin
rozpoczęcia kampanii podgrzewał atmosferę. Jednak mimo to co jakiś czas, bez
uprzedzenia i wbrew jej woli, pojawiał się przed nią obraz Roberta. Tężała wtedy
nagle, bezskutecznie próbując odepchnąć go od siebie.
Im bliżej było soboty, tym bardziej narastało w niej napięcie. W piątkowe
popołudnie nie mogła znalezć sobie miejsca, mimowolnie co chwila spoglądała na
telefon, bijąc się z myślą, czy nie należałoby zadzwonić do niego i odwołać
jutrzejszego spotkania. Powie mu, że zmieniła zdanie. Ale co zrobi, jeśli zacznie
namawiać ją na inny termin? Przecież nie może odkryć kart i wyznać, że jest zbyt
słaba, by utrzymywać z nim jakiekolwiek kontakty, że za dużo ją to kosztuje.
Na niskim stoliku rozłożyła naszykowane książki o urządzaniu i pielęgnacji
ogrodów. Zamierzała przejrzeć je, żeby odświeżyć swoją wiedzę i znalezć typy
ogrodów, jakie prawdopodobnie istniały kiedyś wokół dworu.
W zależności od zainwestowanych finansów gospodarzy, w ogrodach mogły
być zaprojektowane wymyślne alejki i chodniki, zaciszne altany, dekoracyjne
rabaty otoczone murkami; specjalne miejsca, w których panie mogły rozkoszować
się ciszą i przez nikogo nie zakłócanym spokojem. Możliwe, że istniało też coś w
rodzaju pierwowzoru pózniejszych kortów, a już z całą pewnością był założony
warzywnik.
Dopiero jakiś czas pózniej nieco zmieniono podejście do urządzania ogrodów.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]