[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tył pokładu, gdzie Bartek i Jacek dalej siłowali się
z drzwiami.  Obsługa samolotu poda państwu dodat-
kowe porcje żywnościowe i napoje. Z wszelkimi uwaga-
mi proszę zwracać się do naszych stewardes...
 Nic z tego, szlag!  oznajmił Jacek. Mimo że prze-
kroczył już pięćdziesiątkę, jego pociągła twarz, błysk w oku
i stosunkowo ciemna karnacja odmłodniały go. Teraz jed-
nak zmęczenie i stres sprawiły, że wyglądał bardziej na
pensjonariusza domu pogodnej starości niż szefa pokładu.
 Dajcie już spokój z tymi drzwiami. Spróbujcie ot-
worzyć te z przodu.
 Się robi, kapitanie  mruknął steward i skinął na
Bartka. Jego młodszy kolega bez słowa podążył za nim
na przód samolotu. Dwaj ochotnicy, którzy asekurowali
stewardów, uczynili to samo. Wyższy wciąż ściskał w dło-
ni długopis, najwyrazniej przekonany, że za moment
zmieni się w czarodziejską różdżkę, którą otworzy nie
tylko drzwi, ale i okna boeinga.
Gałecki zerknął na siedzącego nieopodal Krzyżanow-
skiego. Drugi pilot kończył właśnie rozmawiać z biznes-
menami. Twarz towarzyszącej im kobiety nabrała
naturalnej barwy i kapitan pomyślał, że jego przyjacielo-
wi udało się przemówić grupce pasażerów do rozsądku.
 Stawiam ci duże piwo  szepnął, gdy Szymon
podniósł się z siedzenia, wygładzając spodnie na udach.
Ramię w ramię pokonali kilkudziesięciometrowy kory-
tarz samolotu. Artur wszedł na moment do przedziału ca-
teringowego. Wyjął z szafki styropianowy kubek i nalał
sobie kawy. Dolał jeszcze trochę zimnego mleka, wymie-
szał i wypił całość kilkoma haustami. Nieco pokrzepiony,
starając się odpędzić kolejną falę torpedujących go złych
przeczuć, wyszedł z powrotem na pokład.
Wzrok Mai, obserwującej pracujących przy drzwiach
stewardów, mocno go zaniepokoił. Podszedł bliżej i spoj-
rzał na ręce Bartka. Drżały. Mężczyzna dusił w sobie
zdenerwowanie.
Jak na zawołanie zjawiła się też Claudia.
 I jak?  zapytała z nietypową dla niej nieśmiałością.
Stanęła na placach i wyciągnęła szyję, by lepiej widzieć.
Najbliżej siedzący pasażerowie przyglądali się im
z niepokojem. Ktoś ponownie zapytał, kiedy będą mogli
opuścić pokład i czy w samolocie na pewno nie wybuch-
nie pożar.
Nikt nie kwapił się z odpowiedzią.
Wszystko wskazywało na to, że zostali uwięzieni.
Drzwi ani drgnęły.
 Niech to wszystko szlag trafi  wyszeptał Jacek.
 Sprawdz te z drugiej strony  poradził Krzyża-
nowski, a następnie zwrócił się do młodszego stewarda:
 A my zobaczmy, co z awaryjnymi. Nie wierzę w to, że
wszystkie jednocześnie się popsuły. To niemożliwe.
Kilka minut pózniej przekonali się, że nie miał racji.
* * *
Dorian cierpiał coraz bardziej. Przeżywał katusze, bo
miał wrażenie, że porasta brudem. Wrócił przed chwilą
z łazienki i to, co tam zastał, skutecznie odstraszyło go od
skorzystania z jej udogodnień.
 Przepraszam panią  zwrócił się do mijającej je-
go fotel stewardesy, tej szczupłej czarnulki, którą na sa-
mym początku lotu Agnieszka nazwała  heterą".
 Proszę?  zatrzymała się przy nim z ledwie skry-
waną niechęcią.  Z czym mamy problem?
 W ubikacji ktoś zalał całą deskę  powiedział nie-
zbyt głośno, by nie wyglądało na to, że rozkręca aferę.
Jakby nie było, tym, co odróżnia nas od zwierząt, jest
kultura.
Nic nie wskazywało na to, by stewardesa przejęła się
przekazaną przez Doriana informacją albo miała zamiar
zrobić z niej użytek. Po prostu bez słowa odeszła.
* * *
Antonio, Manuel, Raul i Leticia w milczeniu spoglądali
na drugiego pilota, którego indiańska prezencja w połą-
czeniu z trzezwością umysłu tworzyły w ich oczach wize-
runek człowieka godnego zaufania. Wcześniej niezle
się zdenerwowali  samo lądowanie tak ich pobudziło,
że mieli ochotę rozwalić cały ten samolot i wydostać się
na zewnątrz, choćby przez okno w kabinie pilotów 
a Antonio dodatkowo pogłębił w nich przerażenie, twier-
dząc z uporem maniaka, że na pokładzie są jacyś terro-
ryści, którzy czekają na dogodny moment, by się ujawnić.
 Niech się państwo nie irytują  ciągnął pilot, po-
syłając każdemu z osobna pełne zrozumienia spojrzenie.
 Za moment wszyscy opuścimy pokład i zaczekamy na
transport do Girony. To nie potrwa długo...
Leticia skinęła głową. Wydawało się, że jest z nimi
szczery i to ją uspokoiło. Jeśli wszystko, co do tej pory
powiedział, było prawdą, rzeczywiście nie mieli powo-
dów do zmartwień. Zdobyła się nawet na blady uśmiech.
 Dziękujemy panu za informacje  odpowiedzia-
ła łamaną angielszczyzną. Choć zrozumiała wszystko,
co powiedział pilot, nie potrafiła wejść w dyskurs, posłu-
gując się obcym językiem. Wyręczył ją Raul, facet w prze-
poconej koszuli z podwiniętymi rękawami i krawacie.
Otwarcie przyznał, że byli mocno przerażeni zaistniałą
sytuacją, ale teraz nie mają zamiaru sprawiać jakichkol-
wiek kłopotów.
 Im szybciej się stąd wydostaniemy, tym lepiej 
zaznaczył nieomal przepraszającym tonem.  Wie pan,
mamy w Barcelonie kilka spraw do załatwienia i dobrze
by było dojechać tam jeszcze dzisiaj.
Drugi pilot uśmiechnął się.
 Jesteście w podróży biznesowej, prawda?
 Zgadza się  potwierdził Raul.  Jesteśmy me-
nedżerami FC Barcelona. Pewnie pan coś o nim słyszał,
prawda?
Lotnik gwizdnął z wrażenia.
No pewnie, że słyszałem! Można powiedzieć, że
jestem kibicem Barcelony! Nie miałem jednak pojęcia,
153
że takich jak wy można spotkać w samolocie naszych linii.
Zawsze wydawało mi się, że podróżujecie czymś lepszym. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl