[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jednego drania.
- Nie będę, obiecuję.
Wyjęła z torebki notatnik, gdyż - niezależnie od tego, co się stanie -
miała zobowiązania wobec  Esprit". Zadała Jacksonowi kilka pytań na
tematy, które powinny zainteresować czytelników. Po śniadaniu i
skończonym wywiadzie Jackson przyniósł kapelusz z resztą kart
wizytowych i ustalili rozkład spotkań podczas kolejnych posiłków. Ku
wielkiej uldze Irish, pozostał jej wolny czas codziennie po kolacji i mogła
go przeznaczyć na odpoczynek lub spędzić z kimś, kogo wybierze.
- Grasz w golfa? - spytał nagle Jackson.
- Nawet nie rozróżniam, który kij do czego służy.
- O mnie też tak czasami mówią - odparł ze śmiechem. - Gramy dziś
przed południem. Jeśli chcesz, możesz powłóczyć się z nami po polu albo
poleniuchować na basenie.
Irish wybrała basen.
Dopiero kiedy ktoś dotknął jej ramienia i delikatnie potrząsnął, zdała
sobie sprawę z tego, że zasnęła. Zerwała się przestraszona, nie wiedząc w
pierwszej chwili, gdzie się znajduje.
113
RS
- Przepraszam, że cię wystraszyłem - odezwał się Carlton Gramercy,
ubrany jeszcze w strój do golfa. - Z tego co wiem, przypadł mi obiad z
tobą. Chciałabyś zjeść tutaj, przy basenie?
- Tak, z przyjemnością.
- W takim razie pójdę się przebrać i zamówię obiad. Czy masz
ochotę na coś szczególnego?
- Nie, dziękuję. Wybór zostawiam tobie.
Carlton oddalił się, a Irish chwyciła za torebkę i pośpiesznie
poprawiła makijaż. Carlton nie był lak atrakcyjnym mężczyzną jak
Jackson, ale nie można było powiedzieć, że nie jest przystojny. Kyle co
prawda wspominał coś że ma kłopoty w interesach, ale to były w końcu
tylko pogłoski, nic pewnego.
Właśnie zatrzasnęła puderniczkę, kiedy usłyszała głośny plusk. Ktoś
wskoczył do basenu i płynął pod wodą w jej kierunku. Jak widać, Carlton
jest szybki
Tuż obok niej wynurzyła się z wody głowa, tyle że wcale nie
Carltona, a Kyle'a.
- Cześć - powiedział, uśmiechając się do niej przez strużki wody,
spływającej mu po twarzy. - Zwietna woda. Chodz się wykąpać.
- Nie, dziękuję. Zaraz mam obiad z Carltonem i nie chcę zamoczyć
włosów.
- Widziałem cię z mokrymi włosami i według mnie wyglądałaś
bardzo seksy.
- Kyle! Cicho... - Rozejrzała się wokoło, czy przypadkiem ktoś tego
nie usłyszał. Na szczęście w pobliżu nie było żywej duszy. - Idz stąd.
114
RS
- Chcę jeszcze trochę popływać. Na polu golfowym było okropnie
gorąco. Mówiłem ci już, że wygrałem dwa tysiące dwieście?
- Cieszę się, a teraz już cię tu nie ma. Carlton powinien wrócić lada
chwila.
- Na twoim miejscu włożyłbym sukienkę. Carlton nie tylko kiepsko
stoi w interesach, ale ma dwoje dzieci i wciąż odwiedza ich matkę w
Lubbock. Nie chcesz chyba prowokować go, prawda?
- Kyle, idz już wreszcie. Nie wierzę nawet w połowę tego, co
opowiadasz.
- Czy ja mógłbym cię okłamać? Pamiętasz, jak ci mówiłem, że nie
można ufać temu draniowi, Birchfieldowi? Włóż wreszcie tę sukienkę.
- Niech ci będzie! - Chwyciła rozpinaną sukienkę i nałożyła ją. - A
teraz, czy możesz z łaski swojej się wynieść?
- Twoja prośba jest dla mnie rozkazem. Rozległ się plusk i już go nie
było.
Wrócił Carlton, a za parę minut przyniesiono jedzenie. Jej towarzysz
prezentował się bardzo dobrze w spodenkach kąpielowych - oprócz tego,
że miał wyraznie widoczny brzuszek. Ale nie to jest najważniejsze,
powtarzała sobie w duchu.
Kiedy rozmawiali podczas obiadu, nie wspomniał ani słowem o
swoich dzieciach, ani też o tym, że ma jakiekolwiek kłopoty w interesach.
Irish zadała mu parę pytań, próbowała robić notatki, ale wciąż była
wytrącona z równowagi. Za każdym razem, kiedy uniosła wzrok, widziała
Kyle'a kręcącego przecząco głową i robiącego gesty kciukiem zwróconym
w dół.
115
RS
Podobnie było podczas kolacji z Makiem, i znów Kyle był tego
przyczyną. Chciała posłuchać, jak jej towarzysz - szczupły, o opalonej
skór/e i wypłowiałych od słońca jasnych włosach - opowiada o szukaniu
zaginionych skarbów w oceanie, ale ledwo zdążyli zjeść, kiedy znienacka
wyrósł przy ich stoliku Kyle.
- O ile się nie mylę, ten taniec jest mój - powiedział i zanim zdążyła
cokolwiek odpowiedzieć, porwał ją w ramiona. - Tańczysz tango, prawda?
- Oczywiście, że tańczę, ale.. .
- Byłem tego pewien, Masz figurę wprost stworzoną do tanga.
Przycisnął policzek do jej policzka i pociągnął ją wzdłuż
niewielkiego parkietu. Za każdym razem, kiedy próbowała protestować,
wypuszczał ją na długość ramienia jak jo-jo, a potem przyciągał z
powrotem tuk mocno, że uderzała o jego pierś. Następnie zaś przechylał ją [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl