[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nasz bohater powinien wtedy poślubić swą ukochaną, łajdacy winni ponieść zasłużoną karę, a
główne postacie, tak się zakłada, będą wieść od tej chwili szczęśliwe życie do końca swoich dni.
Jednak w prawdziwym świecie jest trochę inaczej. Po bitwie ci, co nie zginęli, wiedli życie
jak uprzednio, ze zwykłymi wzlotami i upadkami. Czasem czerpali korzyść ze swych zalet, czasem
cierpieli wskutek błędów. Nieprzewidywalne koleje losu wynosiły ich wysoko bądz strącały na
sam dół, niezależnie od zasług.
Książę Hvaednir doglądał, by ranni w bitwie uzyskali właściwą opiekę lub by podcięto im
miłosiernie gardło, jeśli nie było nadziei, że przeżyją. Do księcia podszedł generał Segovian i coś
powiedział, lecz nie mogli się zrozumieć. Hvaednir rozejrzał się za Shnorrim. Nie mogąc go
znalezć, spojrzał na mnie, który stałem u boku admirała Diodisa. Admirał zajmował się podobnymi
sprawami. Hvaednir zawołał:
- Hej, Zdimie! Chodz tu i przetłumacz!
- Proszę o wybaczenie, panie admirale - zwróciłem się do swego towarzysza - lecz książę
Hvaednir potrzebuje mnie.
- Czy to jest dowódca Hruntingów? - zaciekawił się admirał. - Chciałbym z nim zamienić
parę słów.
Dokonałem oficjalnej prezentacji między trzema wodzami, służąc równocześnie za
tłumacza. Gdy wymieniono grzeczności, Hvaednir spytał:
- Czy mogę coś zrobić dla pana, generale?
- %7ływność - odpowiedział Segovian. - Iriańczycy głodują.
- Musicie więc ją dostać. Admirale, co możemy zrobić w tej sprawie?
- Mamy zapasy żywności na pokładzie okrętów. A wy?
- Dorównujemy wam pewnie zapasami, które mamy w obozie. Lecz po dzisiejszym dniu
nie wiem...
- Za pozwoleniem, książę - odezwał się admirał. - Macie w armii wielu wspaniałych
jezdzców. Dlaczego nie rozesłać ich we wszystkie strony z wiadomością o zwycięstwie? Razem z
nią mogą informować farmerów czy handlarzy żywnością, że jeśli chcą szybko zarobić, powinni
ładować na wozy wszystko, co mają do jedzenia i pośpieszyć do Ir.
Hvaednir skrzywił się.
- Odwoływanie się do prymitywnej żądzy zysku nie jest sposobem rozwiązywania
problemów używanym przez nas, lecz myślę, że lepiej znacie swoich Novarian.
Admirał prychnął.
- Prymitywna żądza zysku, zaiste! Możecie mnie wysłać na dno, jeśli nie przynosi ona
świetnych wyników.
I rzeczywiście. Na drugi dzień po bitwie objuczone osły i trzeszczące wozy zaczęły
przybywać z Solymbrii, Metouro i Xylaru. Jak udało im się pokonać tę odległość w tak krótkim
czasie, nie mam pojęcia. Niektórzy musieli pędzić zwierzęta przez całą noc.
Hvaednir i admirał zgodzili się rozdzielić żywność ze swych zapasów, by każdemu
Iriańczykowi zapewnić przynajmniej jeden dobry posiłek. Generał Segovian powiedział:
- Książę, dlaczego nie wjedziesz do miasta jeszcze dziś wieczorem, by wdzięczni ludzie
mogli ci wyrazić swe uznanie?
Hvaednir spojrzał na zbroję pokrytą kurzem i krwią.
- Co, w tym stanie? To znaczy, mój drogi panie, chodzi mi o to, że jestem zbyt zmęczony.
Jutro zrobię to z przyjemnością. Jednak żywność musi być dostarczona natychmiast.
Pożegnałem się z admirałem i wróciłem z księciem Hvaednirem do obozu. Shnorri, który
został lekko ranny w ramię, znalazł się tam przed nami. Hvaednir klepnął kuzyna po ramieniu, na
co ten jęknął.
- Do cholery! - warknął Shnorri. - Teraz zacznie znowu krwawić.
- Przepraszam. Nie sądziłem... - Hvaednir speszył się na moment. - Ale bitwa była w
porzÄ…dku, no nie?
- Gdybyśmy nie musieli walczyć z Gendingami za rok... Jakie straty?
- Och, ty zawsze się martwisz. Wina! Gdzie do diabła jest ta leniwa służba? No, wreszcie!
Wina, a żywo!
Gdy przyniesiono mu puchar i butelkę, wychylił wino do dna.
- Wiesz, kuzynie, podoba mi się ten południowy kraj. Pomyśl, że przez okrągły rok można
tu pić prawdziwe wino, a nie to nasze, gorzkie, stepowe piwo!
- Novaria latem jest dla mnie nazbyt gorąca - odpowiedział Shnorri zalewając się potem.
Hvaednir kazał przynieść posiłek dla nas trzech do namiotu, lecz pił dalej w tempie, które
zwiastowało kłopoty. I rzeczywiście, nie minęła godzina od zachodu słońca, gdy złotowłosy książę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]