[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nowy z przystawki - przeniósł się na wolne łó\ko, a przystawka została zlikwidowana.
Zenek często wychodzi na miasto bez przepustki. Le\y pierwszy raz, więc jeszcze nie
zna chodów . Pokazałem mu, którędy ma wychodzić i jakimi drogami chodzić, \eby nie
nadziać się na naszych lekarzy lub pielęgniarki.
Pewnej niedzieli Zenek wyszedł rano i nie wrócił na popołudniowe le\akowanie.
Denerwowaliśmy się, \e go nie ma, ho dy\ur miał lekarz, który zawsze kontrolował, czy
wszyscy chorzy są w łó\kach. Tego dnia te\ nie wyłamał się z zasady. Gdy wszedł do
naszego pokoju -brakowało tylko Zenka.
- A ten gdzie jest? - zapytał, zdejmując z poręczy łó\ka ramkę z kartą gorączkową.
- Przed chwilą gdzieś wyszedł - odpowiedziałem spokojnie. - W pid\amie - dodałem,
bo ju\ przedtem na krześle przy jego łó\ku zawiesiłem swój drugi garnitur, a pod łó\kiem
stały pantofle innego kolegi.
Gdy doktor zapisał nazwisko Zenka i wyszedł z pokoju, nastąpiła szybka narada.
- Trzeba go ratować - mówię. - Jeśli nie wróci do czwartej, ktoś z nas musi się
odmeldować za Zenka. Ale kto to mo\e zrobić? Ja nie mogę, bo z tym doktorem miałem
kiedyś drakę na zebraniu kuracjuszy i on mnie dobrze zna, a poza tym ja odpowiedziałem, \e
wyszedł.
- Edek! - mówię do młodego wysokiego chłopaka, który w naszym pokoju mieszkał
dopiero od dwóch tygodni. - Jeśli się nie boisz, to idz ty. Ciebie on nie zna i Zenka nie zna,
przecie\ nie będzie legitymował. Jak był w pokoju, to ciebie nie widział, bo le\ałeś przykryty,
nosem do okna.
Po skończeniu le\akowania Edek poszedł do pokoju lekarza dy\urnego. Po kilku
minutach wrócił i opowiedział, jak załatwił sprawę.
- Podobno pan doktor mnie zapisał? - zapytał.
- Tak, zapisałem pana - odpowiedział doktor - bo nie było pana w pokoju.
- Wyszedłem na chwilę do ustępu.
- To dlaczego nie zameldował się pan u mnie zaraz po powrocie?
- Koledzy mi mówili, ale myślałem, \e wariata chcą ze mnie zrobić, bo tylko chwilę
nie było mnie w pokoju. No i nie wierzyłem im, bo przecie\ pan doktor nigdy przy niedzieli
nie kontroluje. Dopiero teraz zapytałem kolegów z innych pokoi i potwierdzili, \e była
kontrola, dlatego przyszedłem.
- Dobrze - odpowiedział doktor. - Jak pana nazwisko?
- Podałem imię i nazwisko Zenka - mówi Edek - a doktor wykreślił je z listy, na której
było kilkanaście nazwisk.
- Nic by mu nie zrobili - dodałem od siebie - powiedziałby, \e przyjechała rodzina i
siedział z nimi w świetlicy, a nasz doktor nie przeprowadzałby dochodzenia. Ale po co ma się
tłumaczyć. Dobrze jest, jak jest.
Ostatki. Wiadomo, \e od podwieczorku ju\ będzie wesoło. Chorzy przebierają się i
spacerują po całym terenie sanatorium. Przebieranie się to ju\ domena kobiet. Widać z tego,
\e mają większe poczucie humoru. Oto ju\ idzie pierwsza grupa. .Zlubna para. On - młody,
szczupły, w czarnym garniturze, ona, ubrana na biało, z masą wstą\ek i kokard przypiętych
do sukni, niesie bukiet sztucznych kwiatów. Za nimi idzie cała gromada chorych. Wszyscy
roześmiani, starają się rozpoznać przebierańców .
Młodzi z przerazliwą powagą chodną po oddziałach i wstępują do ka\dego pokoju.
Druga grupa przebrała się za Cyganów. Ci te\ chodzą po pokojach. Jeden gra ,.na
nosie , drugi tańczy, a stara Cyganicha, z dzieckiem w chustce, trzyma karty w ręku i
podchodząc do ka\dego mówi: Powró\yć, panoczku, ka\ sobie. Wró\ka kabalarka karty
stawia. Karta nie kłamie - karta prawdę powie. Czeka cię wielkie szczęście z blondynką,
wieczorową porą. Tylko nie daj się złapać na mę\a, panoczku . ,
Na kolację do stołówki przyszła starsza dystyngowana dama. Siwa, w dziwnym
kapeluszu na głowie, jaskrawo ubrana. W uszach olbrzymie kolczyki w kształcie koła, na szyi
korale, a na ka\dym palcu po dwa pierścienie. Z powagą siedzi przy stole i z ciekawością
rozgląda się po sali, tak jakby była tu pierwszy raz. Ma wygląd bogatej ciotki z Ameryki,
ekstrawaganckiej starej panny z małym kotem w głowie.
Wiele osób zapomniało, \e to ostatki, i z ciekawością obserwuje starszą panią .
Ludzie rzucają sobie ukradkiem porozumiewawcze spojrzenia. Podchodzą do innych stolików
i pytajÄ…, kto to jest.
- Ciotka z Ameryki tej chorej, która siedzi obok - padają odpowiedzi. - Przyjechała
odwiedzić ją w sanatorium, bo; za kilka dni z powrotem wraca do Ameryki.
Sprawa wyjaśnia się po kolacji, gdy ,,starsza pani w towarzystwie młodej, chorej
kuzynki i jej kole\anek zwiedzała sanatorium. Pierścionki, które miała na palcach zebrane
zostały od chorych z całego oddziału i one najbardziej wprowadzały w błąd, bo widać było,
\e to nie sztuczna bi\uteria, lecz szlachetne kamienie oprawione w złoto.
Tu\ przed dzwonkiem na nocną ciszę na nasz oddział wchodzi jakaś koszmarna
procesja. Ciemne pasiaste stroje, pomalowane twarze, włosy upięte na fantastyczne sposoby.
Jedna z kobiet ma du\o cienkich warkoczy opadających na twarz. Druga związała taśmą
włosy na czubku głowy i teraz sterczą do góry na wysokości 20 centymetrów, a na końcu
pędzel. Inna uczesana na topielicę. Jeszcze innej twarzy wcale spod włosów nie widać. I tak
wszystkie jednakowo ubrane, a ka\da z inną fryzurą; idą milcząco, gęsiego , jedna za drugą
i ka\da coś niesie w rękach. Jedna szczotkę, inna basen, następna wiadro, ścierkę, kwiatek w
doniczce, poduszkę, a idąca na przedzie niesie transparent, na którym du\ymi literami
wypisano: Tworki majÄ… urlop .
Gdy dochodziły do końca oddziału, zza zakrętu ukazał się lekarz dy\urny. Kobiety
zatrzymały się. Stoją milcząc przytulone do ściany.
- Co siÄ™ dzieje? - pyta doktor. - Co panie tu robiÄ…?
A ta pierwsza nic nie odpowiada, tylko podsuwa doktorowi transparent do
przeczytania.
- Proszę iść do siebie na oddział - rozkazuje doktor. - Za chwilę dziesiąta, czas do
łó\ek.
Milcząc, wolno ruszyły z powrotem. Doktor szedł obok, a ta z przodu wcią\
podsuwała doktorowi transparent z napisem Tworki mają urlop .
[ Pobierz całość w formacie PDF ]