[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wadach i zaletach mężczyzn i kobiet Kuli, był pewien, że gdy Nalissa dorośnie, będzie, na
dobre lub złe, potężną siłą na dworze i w kraju.
- Wasza Wysokość - zawodziła jak dziecko żebrzące o zabawkę - proszę, pozwól mi
poślubić Dalgara z Farsun. On stał się obywatelem Yalusji, i jak sam mówisz, jest w łaskach
dworu. Dlaczego...
- Powiedziałem ci - rzekł spokojnie król - że jest mi wszystko jedno, czy poślubisz
Dalgara, Brule, czy diabła! Ale twój ojciec nie życzy sobie, abyś poślubiła tego podróżnika
i...
- Ale ty możesz spowodować, że pozwoli mi! - zapłakała.
- Dom rodu bora Ballin zaliczam do moich najwierniejszych popleczników -
odpowiedział Atlantyda - a twojego ojca, Mu-roma bora Ballin, do moich najbliższych
przyjaciół. Kiedy byłem samotnym gladiatorem, on został moim pierwszym przyjacielem.
Kiedy byłem zwykłym żołnierzem, pożyczał mi pieniądze. A kiedy walczyłem o tron, on
stanął po mojej stronie. Nie będę zmuszać go do rzeczy, której tak bardzo jest przeciwny,
nawet gdybym w przeciwnym razie miał stracić prawą rękę. Nie będę też wtrącać się w jego
sprawy rodzinne.
Nalissa nie nauczyła się jeszcze, że istnieją mężczyzni, którzy nie dają sobą łatwo
manipulować nawet dzięki kobiecym sztuczkom. Przymilała się, dąsała, prosiła. Całowała
ręce Kulla, wypłakiwała się w jego pierś, klękała i tłumaczyła. Wszystko to wywoływało
zakłopotanie u Kulla, ale nie zmieniało jego decyzji. Król był naprawdę sympatyczny, ale
nieugięty. Na wszystkie jej prośby i błagania miał jedną odpowiedz: to nie jest jego sprawa;
jej ojciec wie lepiej, czego ona potrzebuje, a on nie będzie się wtrącał.
W końcu Nalissa poddała się i wyszła z pochyloną głową. Wychodząc z królewskiej
komnaty spotkała swego ojca. Ten właśnie wchodził do komnaty. Murom bora Ballin odgadł
powód, dla jakiego jego córka odwiedziła króla. Nie powiedział nic, ale jego wzrok mówił o
nieuniknionej karze. Ledwo wspięła się do sedanowej lektyki czując, że jej ból jest zbyt
wielki jak dla jakiejkolwiek dziewczyny. Potem odezwała się jej natura. Jej oczy rozbłysły
buntem. Powiedziała kilka krótkich słów do niewolników, którzy nieśli lektykę.
W międzyczasie książę Murom stał przed królem. Zastygła postać pełna formalnego
szacunku. Kuli zauważył to i poczuł się zraniony. Oczywiście pomiędzy nim, a wszystkimi
innymi istniała formalna przepaść. Może z wyjątkiem dwóch Piktów: Brule i ambasadora Ka-
nu. Ale w tej wystudiowanej formalności księcia Muroma było coś nowego i Kuli zgadł
powód.
- Książe, twoja córka była tutaj - powiedział raptownie.
- Tak, Wasza Wysokość - głos był obojętny i pełen respektu.
- Pewnie wiesz dlaczego. Ona chce poślubić Dalgara z Farsun. Książe uroczyście
skłonił głowę.
- Jeśli Wasza Wysokość sobie tego życzy, wystarczy rzec tylko jedno słowo - rysy
jego twarzy stały się twardsze.
Kuli wstał dotknięty. Przeszedł przez komnatę i podszedł do okna Spojrzał na senne
miasto. Nie odwracając się powiedział:
- Nawet za pół królestwa nie wtrąciłbym się do twoich rodzinnych spraw. Nie
zmusiłbym cię też do zrobienia czegoś, co byłoby dla ciebie nieprzyjemne.
Nie minęła ani sekunda, a książę już stał przy nim. Jego formalny wygląd znikł, a oczy
ożywiły się.
- Wasza Wysokość, myliłem się co do ciebie... powinienem wiedzieć... - spróbował
klęknąć, ale Kuli powstrzymał go.
- Książe, uspokój się - król uśmiechnął się. - Twoje prywatne sprawy są twoimi
sprawami. Nie mogę ci pomóc, ale ty możesz pomóc mnie. W powietrzu wisi zdrada. Czuję
niebezpieczeństwo, tak jak czułem je we wczesnej młodości, kiedy w dżungli czaił się tygrys,
czy wąż pełzł w wysokiej trawie.
- Moi szpiedzy przeczesali miasto, Wasza Wysokość - powiedział książę. Jego oczy
zapłonęły na myśl o nadchodzącym działaniu. - Ludzie szemrają i będą szemrać pod rządami
innego władcy... ale właśnie wracani od Ka-nu, który prosił mnie, abym cię ostrzegł. W kraju
czuć obce wpływy i pieniądze. Powiedział, że nie wie jeszcze nic pewnego. Piktowie
wyciągnęli pewne informacje od pijanego sługi ambasadora Yerulii... niejasne wskazówki
dotyczące działań, jakie planuje ich rząd.
Kuli chrząknął.
- Yeruliańskie sztuczki są znane. Ale Gen Dala, ambasador Yerulii, jest chodzącym
obrazem honoru.
- Tym lepszym jest figurantem. Im mniej wie o tym, co planuje jego naród, tym lepiej
będzie służył jako przykrywka.
-Ale co może zyskać Yerulia? - spytał Kuli.
- Gomlah, daleki kuzyn króla Borny, schronił się tam, kiedy zrzuciłeś dynastię z tronu.
Wraz z twoją śmiercią, Yalusja rozpadnie się na kawałki. Jej armie zostaną
zdezorganizowane; wszyscy sprzymierzeńcy, z wyjątkiem może Piktów, opuszczają;
najemnicy, których jedynie ty umiesz utrzymać w ryzach, zwrócą się przeciwko niej; stanie
się łatwą ofiarą dla pierwszego, potężnego narodu, który na nią ruszy. Wtedy, Gomlah będzie
za jednym razem usprawiedliwieniem inwazji i lalką na tronie Yalusji...
- Rozumiem-chrząknął Kuli, - Jestem lepszy w walce niż w rządzeniu, ale
zastanówmy się. Więc pierwszym krokiem ma być usunięcie mnie, tak?
- Tak, Wasza Wysokość.
Kuli uśmiechnął się wyginając potężne ramiona.
- To rządzenie przytępia zmysły - stwierdził bębniąc palcami po rękojeści miecza, z
którym się nigdy nie rozstawał.
Do komnaty wszedł niewolnik.
-Tu, główny doradca króla, i Dondal, jego bratanek - oznajmił niewolnik, a dwóch
mężczyzn weszło do komnaty.
Tu był otyłym mężczyzną średniego wzrostu w średnim wieku, który wyglądał
bardziej na kupca niż na doradcę. Miał proste, cienkie włosy i pooraną bruzdami twarz oraz
ciągle zmarszczone brwi jakby wciąż coś podejrzewał. Lata, które przeżył, i obowiązki,
którym musiał podołać, odbiły się na nim. Pochodził z biedoty, a swoją pozycję osiągnął
drogą intrygi i dzięki własnym zdolnościom. Widział trzech króli, którzy panowali przed
Kullem, i to wszystko nadwyrężyło go co nieco.
Jego bratanek, Dondal, był szczupłym, fircykowatym młodzieńcem o żywych,
ciemnych oczach i miłym uśmiechu. Jego główną zaletą było to, iż trzymał język za zębami i
nigdy nie mówił o tym, co słyszał podczas narad. Z tego też powodu bywał w miejscach, w
których-tylko dzięki bliskiemu pokrewieństwu z Tu-nigdy by się nie znalazł.
- Tylko jedna mała sprawa państwowa, Wasza Wysokość - powiedział Tu. - To
zezwolenie na nowy port na zachodnim wybrzeżu. Czy Wasza Wysokość podpisze?
Kuli podpisał się. Tu wyjął wiszący na piersi, na małym łańcuszku zawieszonym
wokół szyi sygnet i odbił pieczęć. Ten pierścień był królewskim znakiem. Nie było drugiego
takiego samego, a Tu nosił go na szyi w dzień i w nocy. Nie więcej niż cztery osoby na
świecie, oczywiście poza tymi, które znajdowały się właśnie w królewskiej komnacie,
wiedziały, gdzie pierścień był trzymany.
2. Tajemnica
Cisza dnia niezauważalnie przerodziła się w ciszę nocy. Księżyc nie wzeszedł jeszcze
i małe, srebrne gwiazdy rzucały niewiele światła, tak jakby ich promienie skradło ciepło jakie
pozostało jeszcze w ziemi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]