[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zem poczniemy?
Jej oczy napeÅ‚niÅ‚y siÄ™ Å‚zami. W wyobrazni widziaÅ‚a za­
równo mężczyznę, którego pragnęła, jak i jego dziecko. To
był długi tydzień i była fizycznie zmęczona i psychicznie
wyczerpana. Jak długo jeszcze musi to znosić?
- Cóż za odmiana - zakpił Marcus. - Gdzie się podziała
Polly utrzymująca, że kochała tylko jednego mężczyznę
i nikt nie zdoła zastąpić go w jej sercu i w jej łóżku? Czy
wiesz, w co siÄ™ pakujesz, nawiÄ…zujÄ…c romans z Bernsteinem?
PomijajÄ…c fakt, że jest mÅ‚odszy od ciebie, zdaniem Suzi trak­
tuje kobiety, jak zabawki i nawet ona... Wiesz, że był czas,
kiedy on i Suzi...?
- Wiem, że byli kochankami - przyznała Polly. - Ale
118
skoro tobie to nie przeszkadza, dlaczego miaÅ‚oby przeszka­
dzać mnie?
- Nie możesz przyjąć tej posady, Polly - oÅ›wiadczyÅ‚ sta­
nowczo Marcus. - Twoje miejsce jest tu, w Fraser House.
- Moje...? Nie! - niemal krzyknęła ze zÅ‚oÅ›ciÄ…. - Nie na­
leżę do nikogo i do niczego. Jestem panią siebie i jeśli chcę
pracować dla Phila albo chcę iść z nim do łóżka, mam pełne
prawo to zrobić. Jeśli zechcę urodzić mu dziecko, też nikt mi
tego nie zabroni.
Nagle Marcus porwał leżący na biurku list i rwąc go na
strzępy, powiedział przez zaciśnięte zęby:
- Tak ci siÄ™ wydaje? Przykro mi, że muszÄ™ ciÄ™ rozczaro­
wać, ale nie ma mowy, żebyś podjęła pracę u Bernsteina.
- Nie możesz mi tego zabronić.
- Bo co? Złożysz mi ofertę nie do odrzucenia? - Usta
Marcusa wykrzywił cyniczny uśmiech. - Każdy ma swoją
cenę, Polly, ale ty nie masz szans mnie kupić.
Polly pobladła gwałtownie i wyszeptała drżącym głosem:
- Nie rozumiem, dlaczego to robisz. Myślałam, że
będziesz zadowolony, pozbywając się mnie ze swojego
życia.
- Może z życia tak - odparł chłodno. - Ale ktoś musi
prowadzić hotel.
Polly aż poczuła ból. Mogła się tego spodziewać, ale to,
że przyznał, jak mało dla niego znaczyła i nie zasługiwała na
jego przyjazń i szacunek, bardzo ją zabolało.
- Suzi mogłaby się zająć hotelem - zauważyła cicho.
- Kto na to wpadÅ‚, ty czy Bernstein? Bez wÄ…tpienia po­
zbycie się jej z waszego życia byłoby bardzo na rękę, choć
każdemu z innych powodów. Nie przeszkadza ci Å›wiado­
mość, że posada, którą ci zaoferowano, bardziej należy się
Suzi?
119
- Nie zamierzam tego słuchać - powiedziała chłodno
Polly. - Nie powstrzymasz mnie. ZostaÅ‚eÅ› oficjalnie powia­
domiony o tym, że nie chcę tu dłużej pracować.
- To prawda - zgodził się uprzejmie. - Ale, jak zapewne
wiesz, zgodnie z naszÄ… umowÄ… obowiÄ…zuje ciÄ™ szeÅ›ciomie­
siÄ™czny okres wypowiedzenia. Pół roku to dÅ‚ugi okres w ży­
ciu takiego mężczyzny jak Bernstein. Jesteś pewna, że zechce
tak długo czekać?
- Sześć miesięcy? - prychnęła Polly.
Aż tak długo? Marcus wiedział, co mówi. Inaczej nie
użyłby tego argumentu.
Za sześć miesięcy Marcus i Suzi będą małżeństwem, Suzi
będzie nosiła jego dziecko, a Polly nie zostanie nic innego,
jak zostać tu i być świadkiem ich miłości. Sześć miesięcy!
Zamknęła oczy. Nie wytrzyma tej tortury.
Obserwując ją, Marcus pomyślał z goryczą, że umieścił tę
klauzulę w umowie, by chronić Polly, a nie samego siebie.
Obawiał się, że jeśli hotel stanie się nierentowny, duma zmusi
jÄ… do odejÅ›cia i znalezienia innej pracy. Nie zostaÅ‚aby, wie­
dząc, że on wypłaca jej pensję z własnych funduszy. Na
szczęście interes rozwinął się i nigdy nie było potrzeby sięgać
po ostateczne środki. Teraz klauzula, która pierwotnie miała
chronić Polly pod względem finansowym, ochroni ją, miał
nadzieję, przed zrobieniem głupstwa.
Jak nikt inny wiedział, co to znaczy kochać kogoś wbrew
rozsÄ…dkowi i logice.
- Dlaczego mi to robisz? - zapytała Polly.
- Zapominasz, że ulokowałem spore zasoby finansowe
w tym interesie i, pomijajÄ…c twoje inne talenty, muszÄ™ przy­
znać, że nie będzie mi łatwo cię zastąpić. Poza tym jesteś
właścicielką połowy hotelu.
- Chcę sprzedać swoje udziały - wtrąciła szybko Polly.
120
- Jeśli chcesz... Puść mnie - zaprotestowała, kiedy złapał ją
za ramiona.
Potrząsał ją, pytając niedowierzająco:
- Co zamierasz zrobić?
- Sprzedam swoje udziaÅ‚y - powtórzyÅ‚a drżącym gÅ‚o­
sem. - Wiem, że masz prawo pierwokupu, ale...
- A więc wiesz? Dlatego poszłaś ze mną do łóżka, Polly?
Bo przysługuje mi prawo pierwokupu?
- Och! - oburzyÅ‚a siÄ™. Nie mogÅ‚a wydobyć z siebie sÅ‚o­
wa. - Nie byÅ‚eÅ›... Nie zamierzaÅ‚am.... - próbowaÅ‚a zaprze­
czyć, ale Marcus pokręcił głową, żeby ją uciszyć.
Wiedział, co zamierzała powiedzieć. Nie chciała, żeby do
tego doszÅ‚o. Nie pragnęła go. Pragnęła Phila Bernsteina. Mar­
cus był pod ręką, skorzystał z chwili jej słabości. Ale to on
trzymał ją w ramionach, on ją dotykał, on ją kochał.
Patrzył, jak wydaje na świat dziecko Richarda, marzył
o tym, by urodziła jemu dziecko, kochał Briony jak córkę.
Ale teraz ma się pogodzić z tym, że ona gotowa jest mieć
dziecko z innym mężczyzną?
Nie ma mowy, żeby to wytrzymał.
Kiedy oślepiająca zazdrość zaczęła przygasać, stwierdził,
że musiał być szalony, chcąc wykorzystać bezbronność Polly
do własnych celów. Ale kiedy uwalniał ją, jego wzrok spoczął
na jej otulonym cienkim szlafrokiem ciele. Widział zarys
krągłych piersi, sutki napierające na tkaninę.
- Polly...
Ze zduszonym jękiem sięgnął, by ją dotknąć. Objął dłonią
pełną pierś i kciukiem gładził i drażnił twardy guzik sutka.
- Nie. - Polly usłyszała swój cichy protest, ale nawet
w jej uszach słowo to zabrzmiało niemal jak prośba. Nic
dziwnego, że Marcus je zignorował. Nic dziwnego, że pieścił
ją coraz śmielej.
121
- Nie - zaprotestowała po raz drugi, ale zabrzmiało to
jeszcze mniej przekonujÄ…co.
- Co Bernstein ma w sobie takiego, że chcesz stąd
odejść, Polly? Powiedziałaś mi kiedyś, że poza Briony, Fra-
ser House jest najważniejsze w twoim życiu, bo stanowi
czÄ…stkÄ™ Richarda.
Ona to powiedziała? Możliwe, przyznała Polly, choć tego
nie pamiÄ™taÅ‚a. ByÅ‚o to zapewne jedna z ripost, jakimi odpie­
rała ataki Marcusa. Skąd mogła przypuszczać, że zapamięta
to i użyje przeciwko niej?
- JeÅ›li chodzi ci o seks - szeptaÅ‚ do jej ucha - z przyje­
mnością zaspokoję każdą twoją potrzebę.
Polly nie mogła uwierzyć, że to słyszy - nie od Marcusa.
- Nie chcÄ™... - zaczęła, ale Marcus nie pozwoliÅ‚ jej skoÅ„­
czyć.
- Właśnie, że chcesz, Polly - poprawił ją z zaciętością.
- Ja też tego chcę. Tak bardzo tego chcę, że o niczym innym
nie myślę.
Kiedy dochodziła do siebie po wstrząsie wywołanym
szczerością jego wyznania, schylił głowę, odgarnął szlafrok
i wziÄ…wszy do ust twardy koniuszek piersi, ssaÅ‚ go tak na­
miętnie, aż poczuła, że jej ciało łagodnieje i wilgotnieje.
ByÅ‚o inaczej niż za pierwszym razem. Teraz jej ciaÅ‚o po­
znało go, pragnęło, przypominało sobie i szybko reagowało
na każdy dotyk.
PróbowaÅ‚a siÄ™ oprzeć, przyzywajÄ…c na pomoc logikÄ™ i roz­
sądek, ale nie zdołały stawić czoła powodowanej miłością
namiętności.
Każdy jej oddech mówiÅ‚ Marcusowi o jej sÅ‚aboÅ›ci i pra­
gnieniach. Jego wargi zostawiły pierś, by spocząć na jej
ustach, odcinając ją od świata i tworząc taką bliskość, że
Polly wydawało się, że oddychają jednym oddechem, że
122
krew pulsująca w jej żyłach płynie z jego bijącego tuż przy
jej ciele serca. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl