[ Pobierz całość w formacie PDF ]

potwierdzasz, że wypowiedziano takie słowa?
- Mogło tak być - odpowiedział ostrożnie Aldwin. - Tak, chyba powiedział:  Jeżeli
święty tak napisał . Nie widzę tu różnicy, ale wielmożni panowie wiedzą lepiej.
- I to wszystko? Nie masz nic do dodania?
- Tak, Ojcze, to wszystko. Potem poszliśmy spać. Nie chcieliśmy niczego więcej.
- I bardzo mądrze - powiedział posępnie kanonik Gerbert. - Cóż, ojcze opacie, chyba
możemy teraz posłuchać, czy świadkowie potwierdzają, co zostało powiedziane? Wydaje mi
się, że mamy dość materiału, jeżeli te dwie osoby mogą to potwierdzić.
Conan dał własny opis wieczornej rozmowy tak płynnie i chętnie, że Cadfael nie mógł
oprzeć się uczuciu, iż nauczył się on swej mowy z potrzeby serca, a wrażenie małej
konspiracji było tak silne, że chyba oczywiste dla wszystkich.
 Dla opata na pewno , pomyślał, badając opanowaną, ascetyczną twarz. Nawet jednak
jeśli ci dwaj spiskowali dla jakichś własnych celów, pozostawało faktem, że przytoczone
słowa zostały wypowiedziane, a Elave temu nie zaprzeczał, choćby i coś poprawiał albo
podkreślał. Jak im się udało skłonić go do mówienia tak otwarcie? I, co jeszcze ważniejsze,
jak zdołali zapewnić sobie obecność dziewczyny? Było bowiem coraz jaśniejsze, że wszystko
zależy od jej zeznania. Im bardziej opat Radulfus mógł podejrzewać Aldwina i Conana o złe
zamiary wobec Elave a, tym ważniejsze było to, co miała do powiedzenia Fortunata.
Słuchała uważnie wszystkiego. Spóznione zrozumienie sprawiło, że owal jej twarzy
zbladł, a oczy rozszerzyły się w zielonym niepokoju, błyskając od twarzy do twarzy, gdy
padały pytania i odpowiedzi, a napięcie rosło. Gdy opat obrócił się, by na nią spojrzeć,
zesztywniała i nerwowo zacisnęła usta.
- A ty, dziecko? Byłaś obecna i słyszałaś co zaszło?
Odpowiedziała ostrożnie:
- Nie przez cały czas. Pomagałam matce w kuchni, kiedy tych trzech zostało razem.
- Ale dołączyłaś pózniej. W jakiej chwili? Czy słyszałaś, jak mówił, że chrzest
niemowląt jest niepotrzebny i bezużyteczny?
- Nie, panie, bo tego nigdy nie mówił - odparła dzielnie.
- Och, jeśli czepiasz się słów... Czy zatem słyszałaś, jak mówił, że nie wierzy, by nie
ochrzczone dzieci szły na potępienie? Bo to prowadzi do tego samego wniosku.
- Nie - odparła Fortunata. - On nigdy nie mówił, że to jego zdanie w tej sprawie.
Mówił o swoim panu, który już nie żył. Mówił, że William twierdził, że nawet najgorszy z
ludzi nie rzuciłby dziecka w ogień, więc jak mógłby Bóg tak robić? Kiedy to mówił -
oświadczyła stanowczo - przekazywał nam słowa Williama a nie własne myśli.
- To prawda, a właściwie tylko pół prawdy - wykrzyknął Aldwin. - Bo zaraz go
spytałem wprost:  Czy ty też tak myślisz? . A on odrzekł:  Tak bym powiedział .
- Czy to prawda, dziewczyno? - Gerbert obrócił się do Fortunaty z grozną miną. A gdy
mu odpowiedziały błyszczące oczy, ale zaciśnięte usta, stwierdził: - Wydaje mi się, że ten
świadek nie chce nam szczerze pomagać. Chyba lepiej byśmy zrobili, przyjmując zeznania
pod przysięgą. Dopilnujmy tego przynajmniej w przypadku tej kobiety.
- Długo wpatrywał się groznym wzrokiem w uparcie milczącą dziewczynę. - Kobieto,
czy wiesz na jakie podejrzenie się narażasz, nie mówiąc prawdy? Ojcze przeorze, podaj jej
Pismo Zwięte. Niech przysięgnie na Ewangelię, a narazi swoją duszę, jeśli skłamie.
Fortunata położyła dłoń na podanej księdze, którą przeor Robert usłużnie otworzył
przed nią i złożyła przysięgę głosem tak słabym, że ledwie słyszalnym. Elave otworzył usta i
postąpił ku niej w bezsilnym gniewie na rzucone na nią oszczerstwo, ale zatrzymał się równie
szybko i stał niemy z zaciśniętymi z wściekłości zębami, a gorycz wykrzywiała mu twarz.
- Teraz - przemówił opat z tak spokojnym lecz groznym autorytetem, że nawet
Gerbert nie podejmował prób wydarcia mu inicjatywy - porzuci - my wypytywanie, dopóki
nam nie powiesz, bez lęku i bez pośpiechu wszystkiego, co pamiętasz z tego spotkania. Mów
bez skrępowania, ja zaś wierzę, że usłyszymy prawdę.
Podniesiona na duchu, zaczerpnęła tchu i opowiedziała wszystko najlepiej jak umiała.
Raz czy dwa zawahała się, kuszona by coś pominąć lub wyjaśnić. Cadfael spostrzegł jednak,
jak jej lewa dłoń ściskała tę prawą, leżącą na otwartej Ewangelii, co ją wybijało z chwilowego
milczenia.
- Za pozwoleniem, ojcze opacie - powiedział posępnie Gerbert, gdy skończyła. -
Kiedy postawisz temu świadkowi pytania, jakie uznasz za stosowne, ja mam jej do zadania
trzy, obejmujÄ…ce sedno sprawy. Ale najpierw ty.
- Nie mam pytań - rzekł Radulfus. - Ta pani dała nam swój pełny opis zdarzenia pod
przysięgą, a ja go przyjmuję. Pytaj o co chcesz pytać.
- Najpierw - zaczął Gerbert, pochylając się w swej stalli z gęstymi ciemnymi brwiami
ściągniętymi nad ostrym, onieśmielającym spojrzeniem - czy słyszałaś, jak oskarżony
zapytany wprost potwierdził, że zgadza się ze swym panem, że nie - ochrzczone dzieci nie są
skazane na potępienie?
Odwróciła na chwilę głowę w bok, ścisnęła dłoń dla przypomnienia i bardzo cichym
głosem powiedziała:
- Tak, słyszałam, że to mówił.
- To jest odrzucanie sakramentu chrztu. Po drugie, czy słyszałaś jak przeczył temu, że
wszystkie ludzkie dzieci są skażone grzechem Adama? Czy słyszałaś, jak mówił, że tylko
uczynki mogą człowieka zbawić lub potępić?
Z błyskiem w oku odpowiedziała, głośniej niż przedtem:
- Tak, ale on nie przeczył znaczeniu łaski. Ta łaska jest w darze wyboru...
Gerbert przerwał jej podniesieniem dłoni.
- Powiedział to. To wystarczy. To jest twierdzenie, że łaska nie jest konieczna, że
zbawienie jest w ręku człowieka. Po trzecie, czy słyszałaś, jak mówi i powtarza, że nie wierzy
w to, co święty Augustyn napisał o wybranych i odrzuconych?
- Tak - odpowiedziała, tym razem wolno i ostrożnie. - Powiedział, że jeżeli święty tak
napisał, on mu nie wierzy. Nikt mi tego nie mówił, a nie umiem czytać ani pisać, najwyżej się
podpisać. Czy święty Augustyn mówi to, co o nim głosił kaznodzieja?
- Wystarczy! - parsknÄ…Å‚ Gerbert. - Ta dziewczyna potwierdza wszystko, co zarzucono
oskarżonemu. Postępowanie jest w naszych rękach.
- Moim zdaniem - rzekł Radulfus - powinniśmy zakończyć i zastanowić się na
osobności. Zwiadkowie są wolni. Idz do domu i bądz pewna, córko, że powiedziałaś prawdę i
nie musisz się o nic martwić, bo prawda może przynieść tylko dobro. Odejdzcie wszyscy, ale
bądzcie przygotowani na nowe wezwanie. Ty zaś, Elavie... - Siedział, badając wzniesioną ku
niemu twarz młodego człowieka, bladą, rezolutną i rozgniewaną, z zaciętymi ustami i
błyszczącymi oczami, wciąż płonącymi z powodu Fortunaty. - Jesteś naszym gościem. Nie
widzę powodu, czemu nie mielibyśmy przyjąć twego słowa.
Wyczuł, że Gerbert sztywnieje z dezaprobaty, ale stłumił protest podniesieniem głosu.
- Jeżeli obiecasz, że nie odejdziesz stąd, dopóki ta sprawa nie zostanie rozstrzygnięta,
jesteś wolny i możesz chodzić, gdzie chcesz.
Uwaga Elave a została na chwilę odwrócona. Fortunata obróciła się w drzwiach, by
spojrzeć wstecz i zniknęła. Conan i Aldwin odeszli szybko i zniknęli przed nią. Spieszno im
było uciec, gdy ich sprawa była bezpieczna w rękach przejezdnego prałata, który okazał się
czuły na nie ortodoksję i bezlitośnie gorliwy. Oskarżyciel i świadkowie odeszli. Elave [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl