[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Lillehammer, muchy nie potrafiliby teraz skrzywdzić. Bezradni jak niemowlęta.
- A ten drewniany? - ostro spytał Numer Jeden.
Ależ są dobrze poinformowani, pomyślała Halkatla. Głośno zaś powiedziała:
- On? To biedaczysko, którego los dotknął jeszcze w łonie matki. Kobieta, kiedy go nosiła
pod sercem, przestraszyła się drzewa, które omal jej nie przygniotło, no i taki się urodził.
Tengel Zły był dostatecznie przesądny, by przyjąć to tłumaczenie za dobrą monetę.
Pochodził wszak z czasów, kiedy święcie wierzono w podobne historie.
Niezwykłe jednak, że Numer Jeden także złapał się na ten haczyk. Halkatla nie wiedziała, co
o nim myśleć.
Czy nie miał lepszego imienia niż to śmieszne Numer Jeden?
90
- Kim jest wasz przyjaciel, panie i mistrzu? Jakie nosi imiÄ™?
- On? Nazywamy go po prostu Numerem Jeden. Ale ty, Halkatlo, możesz się dowiedzieć.
Jego prawdziwe imiÄ™ to Lynx. Niech to ci wystarczy.
Lynx? RyÅ›? Dostojne imiÄ™ dla tak ohydnej kreatury!
- Oto i jeden z naszych samochodów! - wykrzyknął Lynx. - Natychmiast wyruszamy.
- A ja wracam do szpiegowania - uśmiechnęła się Halkatla. - Tak się cieszę, że znów mogę
ci służyć, panie!
Per Olav Winger skinął głową i wsiadł do samochodu.
- Bardzo jestem z ciebie zadowolony, Halkatlo! - zawołał jeszcze, zanim drzwiczki się
zatrzasnęły.
Halkatla patrząc za samochodem odjeżdżającym na południe odetchnęła z ulgą.
Udało jej się, musiała to przyznać. Prawdopodobnie uratowała ją pycha i pewność siebie
Tengela ZÅ‚ego.
Pózniej jednak, kiedy w bunkrze odkryje oszustwo, nie będzie dlań warta nawet tyle co
ziarnko piasku na drodze. Zemści się na zdrajczyni ze straszliwą siłą!
Numer Jeden siedział sztywno, wciśnięty w kąt samochodu. Wyraz twarzy miał niezgłębiony.
Przypomniał sobie moment, kiedy samochód wpadł na przydrożny głaz i gdy chwilę pózniej
odzyskali równowagę.
Nigdy jeszcze nie widział swego pana do tego stopnia rozwścieczonego! Przez moment
wydało mu się, że wysoki, kościsty Per Olav Winger zmienia się w małego ohydnego stwora,
na którego widok nawet Numer Jeden ogarnęły mdłości.
Iluzja wkrótce zniknęła, lecz wrażenie obrzydzenia pozostało.
Ostrożnie zerknął na swego szefa. Kim on właściwie był? Lynx miał mu za co dziękować, to
prawda, ale teraz ze strachu włos zaczął mu się jeżyć na głowie.
Marco i jego przyjaciele wysiedli z pociągu w Oppdal i zaczęli rozglądać się za firmą
wynajmujÄ…cÄ… samochody.
Halkatla jaśniała z dumy słysząc pochwały, na jakie zresztą sobie zasłużyła.
- Marco. - Rune wziął towarzysza za ramię. - Ten motocykl... Przy tym dużym eleganckim
domu.
91
- To hotel - wyjaśnił Marco. - Rzeczywiście, przypomina mój motocykl. Ale Tova musiała
dotrzeć dużo dalej! Powinna już być wysoko w górach.
Motocykl jednak był jego, poznał numer.
Zaskoczeni weszli do hotelu.
Nie, żadnej Tovy Brink tu nie było.
- A Morahan? - dopytywał się Marco.
Recepcjonistka, tonąc w jego przepastnych oczach, niemal zapomniała o odpowiedzi.
- Słucham... Tak, państwo Morahanowie są w pokoju numer dwieście dwa.
Morahanowie? Spojrzeli po sobie. Odszukali pokój 202 i bardzo delikatnie zapukali do drzwi.
- Kto tam? - spytała Tova drżącym głosem.
- Marco. I Rune z HalkatlÄ….
Drzwi od razu się otworzyły i nastąpiło radosne powitanie.
- Nie dojechaliście dalej? - spytał Marco z wyrzutem.
- To moja wina - zmieszał się Morahan. - Nie byłem widać tak silny jak sądziłem i musieliśmy
dość często się zatrzymywać.
- A ja uznałam, że najlepiej będzie, jak wypoczniemy tu przez noc - wpadła mu w słowo
Tova.
- My więc także zostajemy - zdecydował Marco. - Deptali nam po piętach, ale na kilka
godzin zostali zatrzymani. W dolinie Drivy. W nocy będziemy tu bezpieczni. Ale motocykl nie
był dostatecznie dobrze ukryty, tak nie można robić!
Tova spłoniona przyznała, że o tym nie pomyślała. Wraz z Markiem zeszła na dół, by lepiej
zakamuflować pojazd i zarezerwować pokoje dla nowo przybyłych.
- Gdzie macie samochód? - spytała, gdy przeprowadzali motocykl na tyły budynku.
- Straciliśmy go. Przyjechaliśmy pociągiem. Jak się miewa Morahan?
- yle. Ale nalegał, bym pozwoliła mu sobie towarzyszyć i nie mogłam mu tego zabronić.
Wiesz, ostatnie życzenie umierającego. Marco, czy naprawdę nic nie możesz dla niego
zrobić? No tak, nie jesteś teraz dostatecznie silny. A tak bym chciała, żeby żył!
- Chyba bardzo go polubiłaś - uśmiechnął się Marco.
92
- Mogłabym, ale dwie rzeczy stoją temu na przeszkodzie.
- Jakie?
- Po pierwsze, nikt nie może się we mnie zakochać i przez cały czas jestem tego świadoma.
Druga rzecz to moje uczucia do kogoÅ› innego.
Marco przystanął i ujął jej twarz w swe ciepłe dłonie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl