[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mojej przez kilka pokoleń, a ty knujesz przeciwko mnie spiski?&
Nie, nie przeciw panu.
Słowa te były wypowieóiane głosem kobiecym. Na progu stała pani Barrymore,
jeszcze bledsza od męża.
Wynosimy się stąd, Elizo oznajmił jej kamerdyner. Pakuj nasze rzeczy.
O, John! John! Ja cię zgubiłam!& To wszystko moja wina, sir Henryku, moja
wyłącznie& On nie winien. Robił to dla mnie, bo go o to prosiłam.
arthur conan doyle Pies Baskerville'ów 37
Mów pani, wytłumacz, co to znaczy? zawołał sir Henryk.
Mój nieszczęsny brat umiera z głodu, tam, na bagnie& Nie możemy go opuścić&
To światło jest sygnałem, że przygotowaliśmy dla niego pożywienie& a tamto światełko
wskazuje, góie mamy je przynieść&
A więc brat pani jest&
Zbiegłym więzniem& mordercą& Seldon.
To prawda przytwieróił Barrymore. Mówiłem, że tajemnica nie moja i że
nie mam prawa jej zdraóić. Ale teraz sir Henryk przekonał się, że to nie był spisek
przeciw niemu&
Takie jest zatem wyjaśnienie nocnych wędrówek i światła w oknie.
Sir Henryk i ja patrzaliśmy na tę kobietę ze zdumieniem. Czyż podobna, aby osoba
tak przyzwoita i poważna miała w swoich żyłach tę samą krew, co słynny zbrodniarz?&
Tak, panie mówiła jakby w odpowieói na nasze myśli. Moje panieńskie
nazwisko było Seldon, a to mój brat młodszy& Psuliśmy go za jego lat óiecinnych,
wszystko mu było wolno, więc nabrał przekonania, że świat istnieje dla jego przyjem-
ności& Gdy dorósł, wdał się w złe towarzystwo, zaczął hulać i jeszcze gorzej& Wpęóił
naszą biedną matkę do grobu, a nasze nazwisko błotem obryzgał. Upadał coraz niżej,
wreszcie spełnił tę ostatnią zbrodnię& Ale dla mnie jest on zawsze małym chłopaczkiem
z jasnymi kęóiorami, którego niańczyłam jako starsza siostra. Dlatego uciekł z więzienia.
Wieóiał, że ja tu jestem i że mu nie odmówię pomocy& Przywlókł się do nas, wycień-
czony, zgłodniały, ścigany przez policję. Cóż miałam począć?& Wzięliśmy go, zamknęli
na strychu, żywiliśmy go, przyoóiali. Po powrocie jaśnie pana brat sąóił, że bęóie bez-
pieczniejszy na bagnie, i tam się ukrywa. Z dnia na óień spoóiewaliśmy się, że opuści
te strony, lecz dopóki tu jest, my nie możemy go opuścić. Jeżeli kto zawinił, to ja, nie
mój mąż; on go ukrywał i żywił, przez wzgląd na mnie&
W głosie jej była szczerość.
Czy to prawda, Barrymore?& zapytał sir Henryk.
Tak, panie, święta prawda.
Ha! nie mogę mieć ci za złe, żeś uległ prośbom żony. Wracajcie oboje do waszego
pokoju. Pomówimy o tym jutro.
Wyjrzeliśmy znowu przez okno. Sir Henryk otworzył je; chłodny wiatr smagnął nas
po twarzach. Daleko na bagnie, płonęło blade światełko.
òiwna rzecz, że on nie boi siÄ™ zdraóać swej obecnoÅ›ci& rzekÅ‚ baronet.
Może tak światło umieścił, że widać je tylko z tego punktu.
Jak ci siÄ™ zdaje: czy to stÄ…d daleko?
Półtorej mili, dwie najwyżej. O ile mogÄ™ zmiarkować, jest to w pobliżu CleËî-Tor.
Nie musi to być daleko, jeśli Barrymore co óień zanosi tam żywność. Słuchaj,
Watson, schwytam tego Å‚otra!
I mnie ta sama myśl przeszła przez głowę. Wszak Barrymore nie wyjawił nam ta-
jemnicy dobrowolnie, lecz pod naciskiem; nie byliśmy więc zobowiązani do sekretu, a to
tym baróiej, że choóiło o łotra, wobec którego ustawały wszelkie względy współczu-
cia. Obowiązkiem naszym było oddać go w ręce sprawiedliwości, uniemożliwić mu dalsze
zbrodnie. Gdybyśmy go oszczęóili, mogliby to przypłacić życiem sąsieói, Stapletonowie
na przykład.
Niepokój o nich wpływał zapewne na to postanowienie sir Henryka.
Pójdę z tobą oświadczyłem.
A zatem bierz rewolwer i wóiewaj buty (byliśmy obaj boso, żeby ciszej stą-
pać). Im wcześniej wyruszymy, tym lepiej. Aotr może lada chwila zgasić światło i nie
odszukamy go po nocy.
W pięć minut byliśmy już gotowi i wyruszyliśmy na ową niebezpieczną ekspedycję.
Noc była pochmurna, wilgotna, od czasu do czasu księżyc wyłaniał się spoza chmur,
a gdyśmy doszli do bagna, począł kropić drobny deszczyk.
Zwiatło wciąż płonęło.
Czy masz broń? spytałem.
Mam nóż myśliwski odparł sir Henryk.
arthur conan doyle Pies Baskerville'ów 38
Musimy wpaść na niego znienacka, bo mówią, że silny, jak lew. Powalimy go,
zanim zdoła stawić nam opór.
Ciekaw jestem, co by też Holmes powieóiał na naszą wyprawę rzekł baronet.
To goóina duchów; grasują teraz po bagnie& dodał na wpół żartobliwie.
Jakby w odpowieói na te słowa, po trzęsawisku rozległ się ów głos przerazliwy, który
już raz słyszałem w pobliżu Grimpen-Mire. Wiatr niósł go wśród nocnej ciszy; z początku
było to ciche warczenie, niebawem przeszło w straszne wycie. Baronet zbladł i chwycił się
mojego rękawa.
Na miłość Boską, co to takiego, Watson? spytał szeptem.
Nie wiem. Podobno ten głos rozlega się często po bagnie odparłem. Już go
raz słyszałem.
Zaległa znowu cisza, przerażająca, złowroga. Staliśmy, nasłuchując, ale żaden dzwięk
nie wpadł nam w ucho.
Watson& szepnął baronet to było szczekanie psa!&
W jego głosie brzmiał strach tłumiony.
Jakże okoliczni mieszkańcy tłumaczą sobie to przerazliwe wycie? zapytał.
Kto by tam uważał na to, co mówią luóie prości.
Powieó mi jednak, co mówią?
Zawahałem się.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]