[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Widząc to, zacisnęłam usta dłonią, by stłumić krzyk. Czemu brat mój nie
pouczył jej, że przed obliczem wyżej postawionego musi stanąć ze spuszczonymi
oczyma? Przez wzgląd na niego ubolewałam z całej duszy nad jej zachowaniem się.
Weszła tak, jak wchodzi panująca władczyni do cesarzowej - wdowy.
Matka utkwiła w niej nieruchome oczy. Na mgnienie oka skrzyżowały się ich
spojrzenia i wypowiedziały sobie wzajemną wrogość. Potem matka odwróciła dumnie
głowę i przez otwarte drzwi skierowała wzrok w przestrzeń.
Cudzoziemka zapytała brata o coś spokojnym głosem. Potem dowiedziałam
siÄ™, co to znaczy:
- Czy teraz mam klęknąć?
Skinął głową: oboje rzucili się przed matką na kolana, i brat zaczął wygłaszać
mowę, którą sobie przygotował:
- O, bardzo stara i dostojna pani, na twój rozkaz ja, syn niegodny, powróciłem
z dalekich krajów przed dobrotliwe oblicze moich rodziców. Cieszę się, że nasza
matka wyświadczyła nam ten zaszczyt i przyjęła nasze dary. Mówię nam , albowiem
przyprowadziłem swoją żonę, o której doniosłem wam w liście pisanym ręką
przyjaciela. Przybywa tutaj jako synowa naszej matki. Chociaż w jej żyłach płynie
obca krew, serce jej jest chińskie. Dobrowolnie przyjmuje rasę oraz zwyczaje naszej
rodziny. Co więcej, swojej własnej się wyrzeka. Jej synowie będą należeli w całości
do naszego niebiańskiego narodu jako obywatele Zwiatłej Republiki i dziedzice
Państwa Zrodka. %7łona moja składa ci hołd.
Zwrócił się do żony, która podczas jego przemówienia czekała spokojnie, i dał
jej znak. Z wielką godnością pochyliła się tak nisko, że czołem dotknęła podłogi u
stóp matki. Trzykrotnie kłaniała się w ten sposób, po czym razem z bratem złożyli
trzykrotny ukłon. Wreszcie podnieśli się i czekali na odpowiedz.
Długi czas matka nie mówiła nic. Wzrok jej tkwił dalej sztywno w jakimś
punkcie na podwórzu. Parę minut pozostała tak, milcząca, wyniosła, z podniesioną
głową.
Mam wrażenie, że w głębi ducha stropiła się śmiałością brata, który wbrew jej
wyraznemu rozkazowi przyprowadził z sobą cudzoziemkę. A może milczała dlatego,
że zastanawiała się, co uczynić w tej trudnej sytuacji. Czerwone wypieki wykwitły na
jej policzkach i spostrzegłam, że mięsień w szczupłej szczęce drga nerwowo. Lecz
jej wyniosła postać nie zdradzała śladu zakłopotania. Siedziała wsparta oburącz na
srebrnej gałce laski. Oczy jej wpatrzone w przestrzeń ponad głowami tych dwojga nie
drgnęły nawet. Wciąż jeszcze stali przed nią w milczeniu.
Cisza ciążyła coraz posępniej nad czekającymi. Potem nagle surowość jej
oblicza prysnęła, rysy twarzy zmieniły się. Rumieńce zniknęły równie prędko, jak
przyszły, i policzki zszarzały jak popiół. Jedna ręka opadła bezwładnie na łono, a
wzrok niepewnie skierował się ku ziemi. Zwiesiła ramiona i dreszcz wstrząsnął
wychudłym ciałem. Prędko, bezdzwięcznie rzekła:
- Synu, mój synu - jesteś zawsze mile widziany w moim domu - potem
powiem więcej... A teraz odejdz!
Brat podniósł oczy i spojrzał na nią badawczo. Nie ma tak bystrych oczu, jak
ja, ale nawet on zauważył, że grozi coś złego. Zawahał się i popatrzył w moją stronę.
Widziałam, że chce mówić dalej, wyrzucać jej chłód, z jakim go przyjęła. Ale zmiana
w twarzy matki przeraziła mnie.
Potrząsnęłam głową. Brat szepnął cudzoziemce na ucho parę słów i wycofali
się wśród ukłonów.
Pośpieszyłam do matki, ale bez słowa powstrzymała mnie. Chciałam błagać
ją o przebaczenie, nie pozwoliła mi nawet się odezwać. Widziałam jedynie, że trawi
ją jakiś potajemny ból. Nie pozwoliła mi zostać. Skłoniłam się przeto i zwróciłam ku
wyjściu. Na podwórzu obejrzałam się i spostrzegłam, że matka idzie z powrotem do
swych apartamentów, wspierając się ciężko na barkach dwóch niewolnic.
Z westchnieniem wróciłam do domu. Nie mogę wyobrazić sobie przyszłości,
mimo że ustawicznie myślę o niej.
On jednak, mój brat, i cudzoziemka, oni, którzy łamią serce matki, spędzili
resztę dnia na jednej ze swych dalekich wędrówek. Wrócili do domu dopiero z
zapadnięciem nocy i nie mówiliśmy już z sobą.
XVI
Długo nie było cię, siostro! Trzydzieści dni? Więc to już czterdzieści niemal,
odkąd cię po raz ostatni widziałam. Okrągły miesięc i coś ponadto! Czy miałaś
przyjemną podróż? Dziękuję bogom, żeś wróciła.
Tak, mój syn jest zdrowy. Mówi już wszystko, a dzwięk jego słów niby plusk
strumyka płynie poprzez dzień. Jedynie wtedy, gdy śpi, jest cichy. A jak słodko
wymawia każde słowo! Przekręca je i kaleczy, i pobudza nas tym do śmiechu, ale nie
wolno nam nawet się uśmiechnąć, bo kiedy widzi, że go wyśmiewamy, wpada w
złość i tupie drobnymi nóżkami. Uważa się już za dorosłego mężczyznę.
Musisz zobaczyć, jak kroczy u boku ojca i wyciąga grube nóżki, by mu
dotrzymać kroku.
Pytasz... Ach, o niÄ… - o cudzoziemkÄ™. A ja odpowiadam westchnieniem.
Niedobrze jest z moim bratem. Owszem, mieszkają u nas jeszcze, wciąż jeszcze
czekają. Nic nie zostało rozstrzygnięte. To bezczynne, długie czekanie, te dnie, które
nie przynoszą rozwiązania, gnębią mego brata. Nauczył się niecierpliwości Zachodu i
pragnie, aby każde życzenie natychmiast się spełniło. Zapomniał, że w naszym kraju
czas nie ma znaczenia i że losy mogą pozostać nie rozstrzygnięte nawet w obliczu
śmierci. My nie znamy pośpiechu, który by mógł pchnąć naprzód bieg czasu. Ale
opowiem ci wszystko.
Po wizycie u matki minął szereg dni - osiem długich dni. Czekaliśmy, lecz nie
przychodziła żadna wiadomość. Zrazu brat każdej godziny spodziewał się posłańca z
domu matki. Nie pozwolił żonie rozpakować wielkich skrzyń, które przywiezli z sobą.
- Nie opłaca się - mówił. - To potrwa najdalej jeszcze dzień lub dwa.
Był rozstrojony i pełen rozterki. To śmiał się głośno i bez widocznej
przyczyny, to znów niespodzianie milkł i nie słuchał wcale tego, co doń mówiono. Był
jak człowiek ustawicznie nasłuchujący jakiegoś głosu czy szelestu, którego inni nie
słyszą.
Lecz kiedy dnie mijały i nie nadchodziła żadna wiadomość, brat popadł w
gniew i rozdrażnienie i przestał się śmiać. Nieraz przemyśliwał nad ową godziną w
domu matki i przyzywał raz jeszcze tę wizytę; wciąż na nowo powracał do niej w
rozmowie. To łajał cudzoziemkę, że nie okazała więcej pokory matce, to ganił matkę
za jej dumę i oświadczał, że jego żona ma słuszność i że głupotą jest w dzisiejszych,
republikańskich czasach kłaniać się przed kimkolwiek. Te słowa zdziwiły mnie i
spytałam:
- Czy nasza matka przestała być naszą matką, odkąd mamy republikę?
Był jednak taki niespokojny i zły, że nie słyszał nawet, co do niego mówię.
Muszę wszelako oddać sprawiedliwość cudzoziemce. Nie uchyliła się bynajmniej od
pokłonu przed matką.
Powiedziała tylko:
- Jeśli takie zwyczaje panują u was, zrobię to oczywiście, chociaż uważam
kłanianie się w ten sposób komukolwiek za szaleństwo.
Była spokojna, o wiele spokojniejsza od brata. I z większą wiarą patrzyła w
przyszłość. Myślała jedynie o nim i o tym, jak go uczynić szczęśliwym. Niekiedy,
widząc go w złym humorze, zwabiała go do ogrodu lub przed bramę.
Pewnego razu wyjrzałam za nimi przez okno i zobaczyłam ich w ogrodzie.
Mówiła do niego poważnie, a gdy nie odpowiadał, tylko dalej wlepiał oczy ponuro w
ziemię, pogłaskała go czule po twarzy i spojrzała na niego na pół smutno, na pół z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]