[ Pobierz całość w formacie PDF ]
anna (tak jej było) rozgłosiła w zamku akt miłosieróia, jakiego względem niej do-
pełniłem. Mój dobry uczynek doszedł do uszu pana domu: nie zatajono mu również
t p issot (1727 1797) lekarz szwajcarski, autor baróo popularnego poradnika higienicznego.
de is dide ot KubuÅ› fatalista i jego pan 87
i sińców, które stały się jego nagrodą w ciemną noc na gościńcu. Nakazał, aby mnie
odnaleziono i przeniesiono do zamku. Otóż i jestem. Oglądają mnie, wypytują, po-
óiwiają. Joanna ściska mnie i óiękuje. Pomieścić mi go wygodnie rzekł pan
do swoich luói żeby mu na niczym nie zbywało zaś do chirurga domowego
Bęóiesz go pan pielęgnował z całą troskliwością & Wszystko wypełniono co do
joty. I cóż! panie, któż wie, co jest napisane w górze? Niechże kto powie teraz, czy
jest zle, czy dobrze oddać pieniąóe potrzebującemu; czy jest nieszczęściem być po-
bitym na gościńcu& Bez tych dwóch wydarzeń, Pan Desglands nigdy nie usłyszałby
o Kubusiu.
PAN: Pan Desglands, właściciel Miremont! Więc to w zamku Miremont bawisz?
u mego starego przyjaciela, ojca pana Desforges, intendenta prowincji?
KUBUZ: Właśnie. A młoda brunetka o smukłej kibici, czarnych oczach&
PAN: Jest Dyzią, córką Joanny?
KUBUZ: We własnej osobie.
PAN: Masz słuszność, to jedna z najładniejszych i najuczciwszych istot na dwa-
óieścia mil w okolicy. Ja i niemal wszyscy, którzy bywali w zamku Desglands'a, na
głowie po prostu stawali, aby uwieść tę małą. Nie było ani jednego spośród nas, który
by nie uczynił chętnie największych głupstw dla niej, byleby ona w zamian uczyniła
jedno maleńkie dla niego.
Gdy na to Kubuś zamilkł, pan zapytał: O czym myślisz? Co robisz? .
KUBUZ: Odmawiam mojÄ… modlitwÄ™.
PAN: Ty siÄ™ modlisz?
KUBUZ: Czasami.
PAN: I cóż mówisz?
KUBUZ: Mówię: O ty, kimkolwiek jesteś, który uczyniłeś wielką wstęgę i któ-
rego palec nakreślił całe pismo wypisane w górze, wieóiałeś od wieków, czego mi
potrzeba; niechaj się wola twoja spełni. en .
PAN: Czy nie równie skutecznie byłoby sieóieć cicho?
KUBUZ: Może tak, a może nie. Modlę się na wszelki wypadek. Gdybym miał
właóę nad sobą, ani bym się cieszył ani martwił, co bądz by mi się trafiło; ale ponie-
waż rząóę się jeno porywem, zapominam o naukach kapitana i śmieję się, i płaczę
jak głupiec.
PAN: Czy twój kapitan nie płakał i nie śmiał się nigdy?
KUBUZ: Rzadko& Joanna przyprowaóiła jednego rana córkę i zwracając się
serdecznie do mnie, rzekła: Panie drogi, jesteś tedy w pięknym zamku, góie bęóie
ci nieco lepiej niż u chirurga. W początkach zwłaszcza, och! będą cię pielęgnować
cudownie. Ale ja znam służbę; zbyt dawno sama w niej jestem: pomału ostygnie ten
piękny zapał. Państwo przestaną myśleć o tobie; i jeśli choroba potrwa, popadniesz
w zapomnienie, ale to tak doskonałe, iż gdyby ci przyszła ochota umrzeć z głodu,
powiodłoby ci się to najzupełniej & Następnie zwracając się do córki, rzekła: Słuchaj
Dyziu, masz mi odwieóać tego zacnego człowieka cztery razy óiennie: rano, w porze
obiadowej, około piątej i w czas wieczerzy. Masz mu być posłuszną jak mnie samej.
Słyszałaś i pilnuj się raz na zawsze .
PAN: Czy wiesz, co się zdarzyło biednemu Desglands?
KUBUZ: Nie, panie; ale jeśli życzenia, jakie zasyłałem za jego pomyślność, nie
ziściły się, to z pewnością nie dlatego, by im zbywało na szczerości. On to powierzył
mnie panu komandorowi La Boulaye, który zginął w czasie przeprawy na Maltę;
komandor La Boulaye oddał mnie swemu starszemu bratu kapitanowi, który obec-
nie pewno umarł na fistułę; kapitan oddał mnie młodszemu bratu, generalnemu
de is dide ot KubuÅ› fatalista i jego pan 88
prokuratorowi w Tuluzie, który dostaÅ‚ bzika i którego roóina kazaÅ‚a zamknąć. Ów
pan Pascal, generalny prokurator w Tuluzie, przekazał mnie hrabiemu de Tourville,
który wolał zapuścić brodę pod kapturem kapucyna, niżeli narażać życie; hrabia de
Tourville oddał mnie margrabinie du Belloy, która drapnęła do Londynu z jakimś
przybłędą; margrabina du Belloy dała mnie jednemu z krewniaków, który stracił
wszystko na kobiety i musiał wędrować za morze; ówże krewniak polecił mnie nieja-
kiemu panu Hérissant, lichwiarzowi z rzemiosÅ‚a, który lokowaÅ‚ na procent pieniąóe
pana de Rusai, doktora Sorbony, który mnie znowuż umieścił u panny Isselin, którą
pan wziąłeś na utrzymanie i która umieściła mnie u pana, któremu będę zawóięczał
kawałek chleba na stare lata, obiecał mi to pan bowiem, jeżeli przy panu wytrwam;
a nie zanosi się jakoś, abyśmy się mieli rozłączyć. Kubuś był stworzony dla pana, a pan
dla Kubusia.
PAN: Ale, Kubusiu, wióę, że przeszedłeś niemało domów w dosyć krótkim
czasie.
KUBUZ: To prawda, tu i ówóie zdarzyło mi się wylecieć ze służby.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]